[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Słuchając tego, można by pomyśleć, że jestem
jakąś stukniętą babą. Zdaje się, że teraz Ben też mnie
za taką uważa.
 Nie, nie. On po prostu nie wie, jak bardzo
kochasz dzieci. Poza tym nie zdaje sobie sprawy, że ty
na własnej skórze odczułaś, co to znaczy być dziec-
kiem niechcianym. Powinnaś mu to wytłumaczyć.
 Małe szanse. Wyjechał. Zabrał Phoebe i wrócił
na tÄ™ swojÄ… bezludnÄ… wyspÄ™. A jutro odlatujÄ… do
Londynu.
 Naprawdę sądzisz, że wyjedzie, kiedy szpital
wciąż go potrzebuje?
Sara przymknęła oczy. Z chaosu myśli, które
kłębiły się jej w głowie, próbowała wyłowić głos
intuicji.
 Nie. Nie sądzę  odezwała się w końcu.  Jeśli
naprawdę jest takim człowiekiem, za jakiego go
miałam, jeszcze teraz stąd nie wyjedzie.
 Więc ty też nie wyjeżdżaj.
 Ale jutro z samego rana wylatuje samolot i za-
proponowali mi miejsce.
 I jednocześnie powiedzieli, że będą szczęśliwi,
jeśli zostaniesz kilka dni dłużej, prawda?
 Właściwie jestem tu już niepotrzebna, poza tym
nie wiem, co to pomoże, jeśli chodzi o Bena. Roz-
staliśmy się w gniewie, a w sprawie jego postępowa-
nia z Phoebe nie zmieniłam zdania.
 Stara się ją chronić. Może jest jakiś powód?
Może w przeszłości ktoś ją skrzywdził?  W słuchaw-
ce dało się słyszeć westchnienie Tori.  Posłuchaj,
Sas  ciągnęła  założę się, że on kocha córkę, kocha
tak bardzo, że jeśli musi dokonać wyboru, przedkłada
jej dobro nad wszystko inne...
 Mam takÄ… nadziejÄ™!
 Daj mi dokończyć!  Tori zdenerwowała się.
 Postaw się na jego miejscu. Co byś zrobiła,
gdyby ktoś, kto twierdzi, że cię lubi, a nawet ko-
cha, poznał twoje dziecko, a potem... potem zabrał
się i wyjechał do innego kraju?  Sara milczała.
Nagle spojrzała na całą sytuację z zupełnie innej
perspektywy.  To by oznaczało odrzucenie, praw-
da?  Tori szła za ciosem.  Przypomnij sobie, jak
mu się nie podobało, kiedy usiłowałaś odstąpić go
mnie, prawda?
 Wydaje mi siÄ™...
 Więc masz teraz szansę pokazać mu, że myślisz
o nim poważnie. Bo całą sprawę traktujesz serio,
prawda?
 Chyba tak.
 Sas!
 Dobrze. Jestem w nim zakochana. Psiakrew!
 Więc zostań tam jeszcze trochę. Poczekaj na
okazjÄ™ porozmawiania z nim.
 Może się nie trafić.
 Na pewno sięnie trafi, jeśli wsiądziesz w następ-
ny samolot i polecisz do domu. Idz, poszukaj tego
lekarza koordynującego akcję i powiedz, że zostajesz
jeszcze kilka dni. Poproś, żeby ci pozwolił pracować
z Benem.
 Nie mogę tego zrobić!
 Sas!  Tori wykrzyknęła tonem przywołującym
krnÄ…brne dziecko do porzÄ…dku.
 Dobrze, zostanę, ale nie będę się za nim uganiać
po blokach operacyjnych. Słuchaj, muszę kończyć,
bateria mi siada. Rozmawiamy chyba od godziny.
 Ktoś musiał cię nakierować na właściwą drogę.
 A jak ty siÄ™ czujesz? Z nogÄ… naprawdÄ™ lepiej?
 Naprawdę. Już niedługo zdejmę ortezę i wtedy
zobaczysz, tylko siÄ™ za mnÄ… zakurzy. Zgadnij, jak
planuję uczcić wyzdrowienie? No, zgaduj!  Ale
siostra nie mogła odpowiedzieć. Nie mogła wydobyć
z siebie żadnego słowa, żadnego dzwięku.  Sas?
JesteÅ› tam? Sas?
 Muszęjuż iść  szepnęła pospiesznie.  Właśnie
zobaczyłam Bena. Jest w ogrodzie! Idzie...  Wy-
raznie zmierzał w jej stronę!  Porozmawiamy póz-
niej. Pa!
Zatrzasnęła klapkę telefonu i wzięła głęboki od-
dech. Ben był coraz bliżej. Czy ją widzi?
Ben wypatrzył nieruchomą postać na ławce w o-
grodzie z okna separatki Phoebe na piętrze szpitala,
kiedy przyjechał po zabawkę, którą zapomnieli zapa-
kować. Bezceremonialnie wepchnął pluszowego mi-
sia do kieszeni, zbiegł na dół i dopadł wyjścia
awaryjnego.
Zamierzał odszukać Sarę, a teraz nadarzała się
idealna okazja porozmawiania z nią. Nie zdziwiłby
siÄ™, gdyby po incydencie w pokoju zabaw nie ze-
chciała rozmawiać z nim na osobności, z drugiej
strony, gdyby byli z nią koledzy i koleżanki z akcji
pomocy humanitarnej, on straciłby ochotę na prze-
prosiny. To idiotyczne, że mam aż taką tremę, myślał.
Widział, że telefonuje, ale sposób, w jaki nagle
zatrzasnęła klapkę komórki, świadczył, że go za-
uważyła i że czeka, aż do niej podejdzie. Miał
przeczucie, że w ich stosunkach zbliża się moment
przełomowy.
 Mogę się przysiąść?
Uśmiechnęła się niepewnie.
 Nie spodziewałam się, że cię jeszcze zobaczę
 zaczęła.  Sądziłam, że zabierasz Phoebe na wyspę.
 Bo tak było. Teraz na pewno leży już w łóżeczku
i smacznie śpi. Ja musiałem wrócić.
 Pacjent?
 Nie.  Odsunął od siebie pokusę zasłonięcia się
zapomnianym ukochanym misiem. Przecież to nie
był prawdziwy powód jego ponownego przyjazdu.
 Musiałem się z tobą zobaczyć.  Po tym wyznaniu
zapadła martwa cisza, lecz spojrzenia, jakie wymieni-
li, mówiły więcej niż słowa.  Nie mogłem tak tego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centurion.xlx.pl