[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Bałwany w kącie podwórza uśmiechały się do Jasona, gdy przechodził obok nich,
taszcząc zakupy. Obładowany zapukał do drzwi końcem buta. Znieg nie przestawał padać ani
na chwilÄ™.
- Jason! - Cofnęła się bez słowa, a on wepchnął się z tym wszystkim do środka.
- Gdzie Klara?
- Klara? - Ciągle patrzyła, odrzuciwszy włosy do tyłu. - Jest u siebie w pokoju,
szykuje siÄ™ do rajdu na wozie z sianem.
- W porzÄ…dku. Wez tÄ™ paczkÄ™ z wierzchu.
- Coś ty tu, na Boga, przyniósł?
- Wez ją, jeśli nie chcesz mieć pizzy rozrzuconej po całej podłodze.
- Dobrze, ale... - Kiedy ogromne pudło, które trzymał, zachwiało się, wybuchnęła
śmiechem. - Co tam jest, Jasonie?
- Prezent. - Zaczął umieszczać go pod choinką, lecz stwierdził, że nie ma tam dosyć
miejsca. Trochę wszystko poprzestawiał i udało mu się wsunąć pakunek z tyłu drzewka.
Odwrócił się z uśmiechem. Nie pamiętał, żeby kiedykolwiek w życiu czuł się lepiej. -
Wesołych Zwiąt.
- Tobie też, Jasonie. Co jest w tym pudle?
- Do diabła, zimno jest dziś na dworze. - Dopiero teraz zacierał ręce na rozgrzewkę,
przedtem wcale nie zauważył lodowatego wiatru. - Dostanę trochę kawy?
- Jason, powiedz.
- To dla Klary. - Odkrył, że nawet takie trochę głupawe uczucie nie jest pozbawione
ciepła.
- Nie musiałeś kupować jej prezentu - zaczęła Faith, ale ciekawość przemogła. - Co to
jest?
- To? - Jason pogłaskał półtorametrowe pudło. - Och, nic takiego.
- Jeśli mi nie powiesz, nie dostaniesz kawy. - Uśmiechnęła się. - I zabieraj sobie pizzę.
- Jesteś nieznośna. To sanki. - Wziął Faith pod ramię i wyszli z pokoju. - Kiedy
lepiliśmy bałwana, Klara coś wspomniała o dziecku, które ma takie sanki i pędzi na nich...
ponieważ właśnie napadało śniegu i można zjeżdżać z tej góry, więc...
- Ty głuptasie - z wyrzutem powiedziała Faith i mocno go ucałowała.
- Odłóż tę pizzę i powtórz to jeszcze raz. Roześmiała się, lecz dalej się nią odgradzała.
- Ojej!
Faith uniosła brwi, nasłuchując hałasów w salonie.
- Zdaje mi się, że zobaczyła twoje pudło. Klara jak burza wpadła do kuchni.
- Widzieliście? Wiedziałam, że musi być jeszcze jeden, po prostu wiedziałam. Jest tak
duży jak ty - oznajmiła Jasonowi. - Widziałeś? - Wyciągnęła rękę, by go tam zaprowadzić. -
Ma nalepione moje imiÄ™.
- No, no, popatrz. - Jason podniósł ją do góry i ucałował w oba policzki.
- Wesołych świąt.
- Nie mogę czekać! - Zarzuciła mu ręce na szyję i pisnęła. - Po prostu nie mogę już
dłużej.
Na ten widok Faith doznała bolesnego skurczu. Skłębiły się w niej sprzeczne uczucia.
Co powinna zrobić? Co może zrobić? Kiedy Jason z Klarą odwrócili się do niej, światełka z
choinki jak radosne iskierki przebiegały po ich twarzach.
- Faith? - Nie potrzebował słów, by zauważyć jej zmieszanie i ból. - Co się dzieje?
Wzięła karton Z pizzą.
- Nic. Muszę podać pizzę, bo wystygnie.
- Pizza? - Klara zeskoczyła uszczęśliwiona.
- Mogę dostać dwa kawałki? Są przecież święta.
- Ty łakomczuchu - beształa ją łagodnie Faith.
- Siadaj do stołu.
- Co się dzieje, Faith? - Przytrzymał ją za ramię, nim zdążyła pójść za córką do
kuchni.
- Stało się coś?
- Nie. - Musiała zapanować nad sobą. Od tak dawna się z tym wszystkim męczyła. -
Zaskoczyłeś mnie po prostu. - Z uśmiechem dotknęła jego twarzy. - To stało się wcześniej.
Chodzmy jeść.
Ponieważ widać było, że nie ma ochoty na zwierzenia, dal spokój i poszedł za nią do
kuchni, gdzie Klara już buszowała w pudle z pizzą. Nigdy nie widział, żeby dziecko
zajmowało się jedzeniem z taką nieukrywaną radością. Nigdy też nie zdawał sobie sprawy, że
Wigilia może być czymś wyjątkowym, bo dotąd właściwie jej nie obchodził.
Klara połknęła ostatni kęs drugiego kawałka.
- Może gdybym otworzyła jeden prezent wieczorem, rano byłoby mniej zamieszania.
Faith udała, że się zastanawia.
- Lubię zamieszanie - stwierdziła, a Jason pojął, że ta rozmowa ma długą tradycję.
- Może gdybym otworzyła choć jeden prezent wieczorem, tobym szybciej zasnęła.
Wtedy nie będziesz musiała tak długo czekać, żeby się skradać do mnie i napełniać
pończochy.
- Hm... - Faith odsunęła swój pusty talerz i popijała wino przyniesione przez Jasona. -
Lubię się skradać pózno w nocy.
- Gdybym otworzyła...
- Nie ma szans.
- Gdybym...
- Nie ma mowy.
- Ale Boże Narodzenie już za parę godzin.
- Okropne, prawda? - Faith uśmiechnęła się do córki. - A za dziesięć minut jedziesz na
kolędy, więc lepiej zacznij się ubierać.
Klara wstała i zaczęła wkładać buty.
- Może, jak wrócę, wybierzesz mi jeden prezent, taki, co nie będzie na tyle ważny,
żeby czekał do rana.
- Wszystkie prezenty pod choinką są absolutnie niezbędne. - Faith podniosła się, by
pomóc jej nałożyć palto. - A oto moje instrukcje. Masz się trzymać grupy. Nie zdejmuj
rękawiczek, wszystkie palce muszą być schowane. Postaraj się nie zgubić czapki. Pamiętaj, że
opiekują się wami państwo Easterday.
- Mamo! - Klara z westchnieniem szurała nogami. - Traktujesz mnie jak małe dziecko.
- Bo jesteś moim małym dzieckiem. - Faith czule ją pocałowała. - To na razie.
- O rany, przecież już w lutym skończę dziesięć lat. To prawie jutro.
- I w lutym też będziesz moim małym dzieckiem. Baw się dobrze.
- Dobra - jęknęła Klara tonem istoty od dawna cierpiącej i niezrozumianej.
- Dobra - przedrzezniała ją Faith. - Powiedz dobranoc.
Dziewczynka zerknęła w stronę matki.
- Zaczekasz, aż wrócę?
- Tak.
Zadowolona uśmiechnęła się i otworzyła drzwi.
- No, to cześć.
- Potwór - stwierdziła Faith i zaczęła zbierać talerze.
- Jest cudowna. - Jason wstał, aby pomóc przy sprzątaniu. - Chyba mała, jak na swój
wiek. Nie myślałem, że ma prawie dziesięć lat. Trudno w to... - Przerwał, gdy Faith wkładała
talerze do zlewu. - Skończy dziesięć w lutym?
- Uhm. Samej mi w to trudno uwierzyć. Czasami to się zdaje jakby wczoraj, a
czasami... - ucichła, bo nagle zabrakło jej tchu. Z przesadną uwagą zaczęła nalewać płyn do
zmywania. - Zaraz skończę i przyjdę, a ty tymczasem zanieś wino do salonu.
- W lutym! - Jason chwycił ją za ramię. Kiedy odwrócił ją do siebie, zobaczył, jak
krew odpływa jej z twarzy. Zacisnął palce, aż mu zsiniały, i nawet tego nie zauważył. -
Dziesięć lat w lutym. Kochaliśmy się w czerwcu. Boże, sam nie wiem, ile razy tamtej nocy.
Nigdy więcej cię nie tknąłem, nigdy nie mieliśmy już okazji zostać sami przed moim
wyjazdem, przez te parę tygodni. A ślub z Tomem musiał być we wrześniu...
Miała gardło suche jak popiół. Nawet przełknąć nie była w stanie, lecz patrzyła na
niego.
- Ona jest moja - szepnął, i słowa te echem rozeszły się po całym pomieszczeniu. -
Klara jest moja.
Otworzyła usta, by coś odpowiedzieć, ale właściwie nie było co mówić. Prawie ze
łzami przytaknęła.
- Boże! - Mocno ją przytrzymał, nieomal unosząc do góry, i popchnął, aż oparła się o
blat.
Rozumiała go, toteż nie przelękła się wściekłości, z jaką na nią patrzył.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]