[ Pobierz całość w formacie PDF ]
1991, s. 118) Kałużyński dał swoistą wizję działań polskich powstańców, pisząc: Wygląda na to, że
nasi przodkowie nie przejęli się tragedią rozbiorów i tylko tu i ówdzie nieliczni awanturnicy zaczynali
rozrabiać. Współpracownik innego czasopisma postkomunistycznego Wiesław Kot we "Wprost",
zauważył: W XIX wieku Polacy wywoływali powstania, które nie mogły się zakończyć sukcesem i
zamiast przyznać się do własnej nieudolności i lekkomyślności, celebrowali teorię "Polski-Chrystusa
narodów" (W. Kot Poboyowisko, "Wprost" z 2 sierpnia 1992 r.). Wtórował mu w postkomunistycznej
"Trybunie" były kurier, a pod koniec życia skrajny renegat Jan Karski w wywiadzie z 3 lutego 1997
r.: Polska-Mesjasz czy wrzód? Wystąpił w nim jako gwałtowny krytyk naszych powstań narodowych i
żarliwy obrońca "ładu", jaki nam stwarzali carowie. Według Karskiego wszystkiemu winni byli
anarchiczni Polacy, którzy wciąż buntowali się przeciwko dobroci cara, który dał im wszystko:
sejmy, rząd i własne wojsko. A oni to wszystko bezrozumnie potracili przez swe głupie bunty.
Trudno zrozumieć fanatyczną zajadłość, z jaką niektórzy polscy autorzy skłonni są potępiać polskie
powstania narodowe i wyłącznie Polaków obciążać odpowiedzialnością za doprowadzenie do ich
wybuchu, pomijając całkowicie, prowokującą Polaków rolę caratu. Gdyby ci gromiciele powstań
trochę więcej czytali, to poznaliby ze źródeł doby powstań aż nadto wiele świadectw,
obciążających właśnie Moskwę i jej namiestników lwią częścią winy za sprowokowanie
wybuchów kolejnych powstań. Cytowałem już wcześniej jednoznaczne opinie tak długo będącego
filarem partii prorosyjskiej w Polsce - księcia Adama Czartoryskiego czy innego lidera prorosyjskiego
nurtu politycznego - księcia Druckiego-Lubeckiego. Obaj akcentowali fatalne skutki wprowadzonych
przez w. ks. Konstantego i Nowosilcowa rządów terroru i bezprawia, które wciąż prowokowały
Polaków do buntu. Przypomnę inną, jakże wymowną, opinię pióra generała Ignacego Prądzyńskiego.
Właśnie on, lider realistycznie i skrupulatnie wyliczający błędy Powstania Listopadowego, w swych
pamiętnikach tak pisał o jego przyczynach: (...) Bunt, z początku tak słaby i mordami splamiony,
pociągnął jednak za sobą z taką łatwością cały naród. Czyliżby to miało być jedynie skutkiem owej
lekkomyślności, którą Polakom zarzucają? Nie. Aleksander był Polskę w tak fałszywym położeniu
postawił, dwaj pierwsi namiestnicy w Polsce - Konstanty i Nowosilcow - tak dalece dali się we znaki
Polakom, tak wielu osobom i familiom nadokuczali, że dosyć było buntownikom wymówić to wielkie
słowo: o j c o w i z n a, aby wszystkie poruszyć serca, aby wszystkie pozyskać sympatye bez względu
na to, czy chwila sprzyjająca, czy okoliczności przyjazne i w jaki sposób buntownicy robotę swoją
rozpoczęli. Naród miał tylko do wyboru albo odepchnąć od siebie bunt, wyrzekając się wszelkiego z
nim wspólnictwa, a zatem sankcyonować jak najwyraźniej i z własnej woli ohydny stan, w którym się
znajdował, albo też, przyłączając się do buntu, zrobić z niego powstanie narodowe. Innemy słowy,
naród był między hańbą a wielkiemi niebezpieczeństwami. Wybór nie mógł być wątpliwy (...).
Rewolucja musi nastąpić w Polsce...
Przypomnijmy, jak oceniał sytuację na krótko przed Powstaniem Listopadowym rosyjski pułkownik
sztabu Zass, któremu car Mikołaj I zlecił tajne śledzenie w Warszawie czynności wielkiego księcia
Konstantego. Już w pierwszym z raportów oświadczył, że: rewolucja musi nastąpić w Polsce, bo
postępowania w. księcia, drażniące i dokuczliwe, nie tylko u Polaków, ale nawet u wiedeńczyków
wywołałoby niechybnie rewolucję. Trudno było sobie wyobrazić, by cywilizowani Polacy mogli na
trwałe pogodzić się z wielkorządcą-stupajką w. ks. Konstantym, który powtarzał w odniesieniu do
swoich polskich poddanych: Rózgi, rózgi, oto, czego im trzeba (...). Jedynie tylko bat może rządzić
światem. Trudno się dziwić też temu, że w tak podminowanej atmosferze wystarczył do powstania
nagły impuls - wieść o tym, że wojsko polskie ma być skierowane do tłumienia rewolucji w Belgii i we
Francji. Z dziesięć lat temu Senat polski tak ostro piętnował wykorzystanie wojska polskiego,
podległego Sowietom do uczestniczenia w akcji 5 państw przeciw pragnącej się zdemokratyzować
Czechosłowacji Dubczeka. Jak wiadomo, między nami a Czechami nie było większych sentymentów,
były niestety nawet różne zadawnione urazy, choćby z fatalnego zachowania się Czechosłowacji w
stosunku do Polski i Węgier w 1956 r. Potępiamy, i słusznie, udział w ówczesnej interwencji w
Czechosłowacji, choć zbuntowanie się w owym czasie polskiego wojska przeciwko takiemu udziałowi
niewątpliwie nie przyniosłoby żadnego efektu i zostałoby krwawo stłumione przez sowieckie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]