[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tam Ewie będzie wygodniej. - Nie. Chcę przy nim - poprosiła. Nazajutrz
Andrzej nie pojechał do pracy. Ewa spała prawie do dziewiątej. Obudziła się
wypoczęta i rześka i nawet spróbowała przejść się w szlafroku po
mieszkaniu. Przy śniadaniu, przygotowanym przez Talarową, zażądała gazet,
których codziennej lektury nauczyła się w szpitalu. Andrzej wybiegł do
kiosku, ale prasy jeszcze nie dowieziono. NatknÄ…Å‚ siÄ™ za to w bramie na
listonosza, który wręczył mu kartkę z kolorowym widoczkiem Frankfurtu. Była
to pierwsza wiadomość od Poznańskiego. Pisał, że, jak zamierzał, urządził
się w pralni prowadzonej przez przyjaciela z Polski. Po powrocie streścił
Ewie treść kartki. Słuchała nie dość uważnie, obserwując kręcącą się po
kuchni teściową. - Niech mama już idzie - powiedziała. - Widzę, że gdzieś
mamie śpieszno. - Otwarcie mówiąc tak. Rysio kupił wczoraj jakieś narzędzia
i jeszczem ich nie widziała. - Jakie narzędzia? - spytał Andrzej. - Na
działkę. - Teraz? Na zimę? - zdziwiła się Ewa. - Okazyjnie trafiły się, to
wziął. Poleżą spokojnie w szopie do wiosny, a na wiosnę jak znalazł. Bo i
szopę już mamy - dodała z dumą. - Niech mama idzie - powtórzyła Ewa. - Już
jestem zdrowa. Wśród owych narzędzi był zwyczajny szpadel, ale za to z
poprzecznym uchwytem, poręcznym przy głębszym kopaniu, i sekator do
przycinania gałęzi, ruchomy zraszalnik do sztucznego deszczu, a przede
wszystkim wspaniałe taczki ze składanymi nóżkami i z kołem na gumowej
obręczy. Wszystkie te skarby nabył okazyjnie Popiołek od dozorcy z
sąsiedniej posesji, który mówił, że niebawem się stąd wyprowadza i będzie
miał za daleko na działkę. Podobno kamienicy naprzeciwko zagrażała
rozbiórka, ale jak dotąd lokatorzy bronili się, jak mogli, przed
przeprowadzką na Chomiczówkę i Pragę Ii. Talarowa z dumą demonstrowała
wszystkie te wspaniałości Teresie Bawolikowej, która zaszła do ich
stróżówki z płaską paczką opakowaną w kolorowy firmowy papier "Polskich
Nagrań". Po wyjściu Popiołka jego żona gestem konspiratora sięgnęła po
paczkę. - Ma pani to dla mnie? - Jacek załatwił - powiedziała Teresa. -
Jego Magda pracuje w księgarni muzycznej przy Nowym Zwiecie. Talarowa
uchyliła rąbka firanki sprawdzając, czy przypadkiem Popiołek nie wraca, i
ostrożnie rozpakowała paczkę. Była to płyta gramofonowa z dwoma operetkami
Lehara. - Czy aby o tej wdowie na pewno jest? - upewniała się Talarowa. -
Wdówce - poprawiła ją Teresa. - Jest, proszę. "Wesoła wdówka" - powiodła
palcem wokół kolistej etykietki. - Będzie dla męża na Mikołajki. On nawet
słowa z tego zna... - Zazdroszczę pani - westchnęła Bawolikowa. - Kto by
pomyślał, że pan Ryszard taki jest romantyczny. I o tę działkę dla pani się
wystarał. Byle tylko żonę ucieszyć. - Czy to się o uciechę rozchodzi?
Ziemia to jest ziemia - Talarowa upychała do kredensu płytę. - Dom się może
rozlecieć, rzeka wyschnąć, a ziemia zawsze zostanie. Choćby i te pół ara, a
zawsze i pomidor będzie własny, i marchewka swoja, i jakiś kwiatek... - Pan
Ryszard - powiedziała z uznaniem Teresa - ma jednak przedwojenne podejście
do kobiety. - Powiem pani - z zawstydzeniem wyznała Talarowa - że jeszcze
jak do ślubu te obrączki stalował, to mówi tak: ta to już będzie po grób...
- błysnęła na palcu szerokim paskiem złotej obrączki. - Oj, pani Mario,
pani Mario - westchnęła Bawolikowa. - Kto dziś tak umie kochać... Po jej
wyjściu Talarowa zabrała się do drobiazgowego przeglądu ogrodniczych
narzędzi i od razu dostrzegła na ostrzu sekatora krwawe kropelki rdzy,
rzuciła się więc szukać w kredensie glanspapieru. Spoza firanki dostrzegła
rozmawiających na podwórku Popiołka z Andrzejem. Pan Ryszard zaczepił go
przy bramie z pytaniem, czy by nie dał rady podrzucić go na Siekierki z
całym tym majdanem, który zakupił. - Teraz niestety odpada - powiedział
Andrzej. - Jadę w całkiem innym kierunku. - Na %7łerań? - Nie na %7łerań. Ale
też w ważnej sprawie. Znów zaczął sypać śnieg i kiedy Andrzej mijał plac
Zamkowy, wycieraczki z coraz większym trudem zgarniały z szyby samochodu
białą, marznącą mazię. Mówiąc Popiołkowi o ważnej sprawie, którą miał
załatwić, w niczym nie przesadził. Jechał napięty, skupiony, jakby czekał
go egzamin, od którego zaliczenia miały zależeć dalsze jego losy. Już
wczoraj, w separatce STOCER-a, postanowił rozwiązać tę sprawę. Zrozumiał,
że był jak narkoman, który nie ma w sobie dość siły, aby oprzeć się pokusie
sięgnięcia po nową dawkę. Dziś wiedział, że każda następna może okazać się
śmiertelną. I nie siebie samego miał na myśli, ale chłopców, dom, rodzinę.
Wspinając się stromymi schodkami domu na Rybakach, czuł w zaciśniętej
garści chłód metalu małego yalowskiego kluczyka. Nierówne, ostre ząbki
wpijały mu się w poduszkę dłoni. Nacisnął dzwonek sąsiednich drzwi.
Usłyszał powolne człapanie pantofli, chrypiący z głośnika zespół "No to
co", pogodnie śpiewający o śwarnych dziewuchach ze Zląska, i starszy,
zadbany pan w pikowanej bonżurce wyszedł mu naprzeciw. - Czy byłby pan taki
grzeczny - powiedział Andrzej - i oddał to pani Gosi? - rozwarł dłoń, w
której spoczywał srebrzysty mały kluczyk. - I coś jeszcze? - spytał sędziwy
sÄ…siad Gosi. - Nic. Tylko ten kluczyk yale. - To nie yale - mruknÄ…Å‚ starszy
pan - to "Aucznik". Coś powtórzyć? - Nie. Ona już wszystko będzie
wiedziała. Dokładnie w tym samym czasie Ewa wyjmowała z siatki zakupy,
które przyniosła jej teściowa ze sklepiku. Były tam też paczki dla
Popiołków, a wśród nich królowała ogromna główka kapusty opatulona gazetą;
jej przeznaczeniem było stać się listkami do gołąbków, za którymi przepadał
pan Ryszard. - Zaraz namoczę - mówiła Talarowa - będzie w sam raz na obiad,
jak wróci. - A dokąd pojechał? - spytała Ewa zajęta sprawdzaniem wydatków.
- Na działkę. Znalazł "%7łuka", żeby pozawozić te swoje narzędzia. - Czy to
warto tak teraz, na zimę? - Poczekają. Wtedy właśnie zadzwonił telefon. Ewa
bez pośpiechu szła z kuchni do jadalnego. Zanim podniosła słuchawkę,
odruchowo poprawiła włosy. W następnej sekundzie Talarowa usłyszała jej
przerazliwy krzyk i wylękniona wyjrzała z kuchni. Synowa stała przy
kredensie jak martwa. Wydawało się, że za chwilę upadnie. Jej blada od
wczoraj twarz była teraz koloru śniegu, który wciąż sypał za oknem. Nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]