[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nowego przedmieścia, ciągle siedziała na zebraniach, gdzie się kłócili,
śmiali, mieli odmienne poglądy, nowe pomysły, nowe punkty
widzenia.
W biurze było czworo architektów, wszyscy kreatywni
i w miarę szaleni, dzięki czemu przyjemnie im się razem pracowało.
Tym razem Katarina nieco się zdystansowała, ale nie sądziła, by
ktokolwiek to zauważył.
Nikt z wyjątkiem rodziny nie wiedział o jej ciąży.
Zjadła solidny posiłek.
Potem wyłączyła telefon i położyła się. O północy przeczytała
wszystkie listy i nawet nie spojrzawszy na zegarek, zadzwoniła do
Gavle.
- Zpię - wymamrotała Elisabeth.
- Już do ciebie jadę.
- Nigdzie nie jedziesz, ostrzegają przed gołoledzią na wszystkich
większych drogach. Słyszysz, co mówię?
- Jutro rano wsiadam w pociÄ…g.
- Ale ja mam konferencję w Malmó. A ty jedziesz do Eriki, żeby
obejrzeć kuchnię.
- Zupełnie o tym zapomniałam - ze smutkiem powiedziała Katarina.
- Co się, na Boga, takiego stało, że musisz ze mną rozmawiać w
środku nocy?
- To, że jesteś ślepa kura - odparła Katarina, odłożyła słuchawkę i
zgasiła lampę przy łóżku.
20
JACK %7Å‚YA WZRÓD BEZDOMNYCH na Bronxie, na zaÅ›mie-
conych ulicach i koszmarnie brudnych schodach zaniedbanych
domów. Był popularny, zawsze udawało mu się zdobyć pieniądze. No,
prawie zawsze. Trafiały się takie dni, kiedy upijał się do
nieprzytomności i pogrążał w totalnej pustce.
Tutaj nie było banków.
W nocy, dziesiątego dnia jego przemieszkiwania na ulicach, doszło
do bójki. Przyjechała policja i razem z innymi zgarnęła do aresztu
pobitego i zamroczonego Jacka. Obudził się w dziesięcioosobowej
celi, w której tej nocy tłoczyło się około trzydziestu ludzi.
Miał przeciętą wargę i obluzowany ząb. Potwornie go bolała prawa
ręka, mógł jednak widzieć i to, co zobaczył, a także to, co pamiętał,
wprawiło go w przerażenie.
Widział wysokie ogrodzenie, solidną bramę i wartownika, który
chodził tam i z powrotem, trzymając dłoń na pistolecie. I śpiących na
podłodze mężczyzn. Tuż obok, z głową na jego ramieniu, leżał
ogromny Irlandczyk, który go pobił do nieprzytomności.
Jack był prawie trzezwy i czuł potworny smród. Musiał się załatwić,
ale nie miał odwagi się ruszyć. Bał się obudzić Irlandczyka.
Wezwano go na przesłuchanie w pierwszej kolejności. Nazwisko?
Adres? Na szczęście przypomniał sobie, że wynajmował mieszkanie, i
pamiętał adres.
- Numer telefonu? To też pamiętał.
- Okej. Mamy zgłoszenie pańskiego zaginięcia.
- Kto zgłosił?
- Pana ojciec, Ed 0'Hara.
Jack sam się zdumiał swoim śmiechem, dzikim i głośnym,
odbijającym się od ścian. Policjant nie zareagował.
- Jest pan wolny - powiedział tylko. - Za jakiś czas wymierzymy
panu karÄ™ grzywny.
Dostał z powrotem pasek i portfel i udało mu się nakłonić nieufnego
taksówkarza, żeby go zawiózł pod adres, o którym sobie przypomniał
podczas przesłuchania.
Nigdy dotąd nie stał tak długo pod prysznicem ani nie zużył tyle
mydła. Znalazł czyste ubrania, stare włożył do plastikowego worka i
wyrzucił do zsypu. Dygotał na całym ciele, niesamowicie, trzęsły mu
się ręce, nogi, wszystko. Doskonale znał na to lekarstwo, ale wszedł do
łóżka i powiedział głośno:
- Nigdy więcej.
Kiedy się po kilku godzinach obudził, słowa nigdy więcej"
obowiązywały, jakby ktoś wyrył je w kamieniu w tym ponurym
pokoju.
Wiedział, co go czeka. Najpierw lęki związane z abstynencją, potem
głód. A potem Matka, Siostra i Poczucie Winy. Ale przede wszystkim
Katarina.
Był głodny, zjechał windą na dół i kupił kilka hamburgerów i chleb.
Kawa? Jasne, że potrzebuje kawy.
Parząc mocną kawę, zjadł hamburgera z chlebem. Poczuł ucisk w
żołądku, który zelżał po wypiciu kawy. Potem znowu się położył i
zasnÄ…Å‚.
Obudził się następnego dnia, przez wyświechtane zasłony sączyło
się szare światło, torując sobie drogę do zniszczonych tapet i
ujawniając pozostałości wzorków.
Kiedyś tapety były w róże.
Nastał kolejny beznadziejny dzień. Miał ochotę na whisky, tylko
jeden kieliszek i tylko ten jeden raz. Potem przypomniał sobie
przebudzenie w celi, Irlandczyka, strach.
Przy goleniu rozbolał go ruszający się ząb. Nie to jednak było
najgorsze. W lustrze zobaczył swoją twarz. Spuchniętą, posiniaczoną,
o przekrwionych oczach.
Zaparzył kawę. Kiedy ją pił, do drzwi ktoś zadzwonił, długie,
uporczywe dzwonki.
Policja, pomyślał, poczuł ucisk w gardle, brakowało mu powietrza.
W końcu udało mu się przełknąć ślinę, kilka razy głęboko odetchnął.
Uznał, że może chodzi o karę grzywny, i poszedł otworzyć drzwi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]