[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przedstawiciele Betisu. Załatwiliśmy wszystkie formalności w jeden dzień. Wreszcie
zaczynałem zarabiać konkretne pieniądze - na początek 200 tysięcy dolarów za sezon.
Hiszpanie zapłacili za mnie 1,7 miliona dolarów, co sprawiało, \e byłem najdro\szym
piłkarzem i w historii Legii, i w historii Betisu. Wtedy taka kasa, to jak na dzisiejsze
warunki 10 milionów. Doceniano mnie. To dobrze wró\yło na przyszłość. - Wojtek,
wolelibyśmy, abyś ju\ nie grał w \adnym meczu, bo jeśli odniesiesz kontuzję, to
jeszcze mo\e się tak zdarzyć, \e oni nam nie zapłacą - poinformował mnie prezes
Romanowski.
Niech to! Cały czas nalegałem, \e chcę mieć po\egnalny mecz. Potem okazało się, \e
niepotrzebnie... To było spotkanie ze Stalą Mielec. Pogadałem chwilę z chłopakami w
szatni, wyszedłem za nimi z tunelu. Stanąłem za bramką i... na tym się skończyło.
Nikt mi nie dał \adnych kwiatów, nikt nawet nie powiedział publiczności, \e jestem
na meczu. Był piłkarz, nie ma - kop w tyłek na po\egnanie. - Cholera, do czego ja
czułem ten sentyment? Do tych działaczy, pracowników klubu? Wszyscy tacy sami,
uśmiechają się, bo widzą w tobie kasę - pomyślałem. Byłem wkurzony. Kibice raz na
jakiś czas skandowali moje nazwisko, ale... nie tak to miało wyglądać. Nie tak sobie
wyobra\ałem ten ostatni dzień w klubie. Spojrzałem jeszcze po raz ostatni na stadion,
na trybuny, na bramki. Tu się wszystko zaczęło. Aazienkowska 3.
Miałem \al do trenera Janasa, \e nie pozwolił mi rozegrać po\egnalnego meczu w
barwach Legii. Wiem, nieuzasadniony \al. Wiem, to nie była jego decyzja. Wiem, nie
miał wyboru. Ale do niego było najbli\ej. Nie myślałem racjonalnie, tylko grały we
mnie uczucia. Mam teraz biegać za prezesem i go prosić, by wpuścił mnie na boisko?
Jest trener - mo\na się przecie\ na niego zezłościć. Paweł Janas zawsze miał jednak
bardzo dobrą i poszukiwaną u trenerów cechę - potrafił się dogadać z piłkarzami.
Wtedy te\ tak było. Porozmawialiśmy chwilę, ja ochłonąłem, on mi powiedział: -
Wiesz Wojtek, po co masz złapać kontuzję? Jest dobrze tak, jak jest.
Lubiliśmy się, zawsze było nam ze sobą po drodze - Janas był przy mnie, gdy
spózniłem się na przedolimpijskie zdjęcie, czy te\ wybuchła mała afera związana z
rzekomymi dowodami pijaństwa przed Hajdukiem. Jeśli ustalimy, \e w skali jeden do
dziesięciu Janusz Wójcik lubił mnie na dychę, to Paweł Janas na dziewięć, a mo\e
dziewięć i pół. Pamiętam nawet, \e kiedyś zaprosił mnie do siebie do domu, do
Podkowy Leśnej. - Przyjedz, wez ze sobą dziewczynę, pogadamy jak koledzy -
powiedział. Oczywiście skorzystałem, odwiedziłem go razem z Ewą. Przyjął nas
bardzo miło, zaimponowała mi przede wszystkim jego kolekcja trofeów myśliwskich
oraz pokazny barek. O, takiego barku to dawno nie widziałem. Ale tyle moje, co się
napatrzyłem. Nie piliśmy alkoholu, tylko bodaj\e kawę.
Janas to bardzo dobry fachowiec, a jego główną zaletą jest właśnie to, i\ potrafi
znakomicie porozumiewać się z zespołem. I to nie tylko z wąską grupą ulubieńców,
ale tak\e z tymi, którzy nie grają. Jeszcze nigdy nie słyszałem, \eby jakikolwiek
piłkarz skar\ył się na współracę właśnie z nim. Janas grał w piłkę, bardzo dobrze grał
w piłkę i wie, co piłkarz czuje, kiedy nie gra, co czuje, kiedy coś mu nie wyszło, wie,
czego potrzebuje w danym momencie. To po prostu w nim siedzi, taki ma charakter -
tego nie da się wyuczyć. Gdy w zespole jest dwudziestu dorosłych mę\czyzn, to
ka\dy z nich ma swoje odmienne \ycie, w którym piłka jest tylko jakimś tam -
mniejszym lub większym - epizodem. Trzeba umieć balansować między sportem a
codziennością, trzeba umieć rozmawiać, robić atmosferę. Janas umie. I nie jest wa\ne,
czy to klub, czy te\ kadra. I tu, i tu jest dwudziestu facetów.
Niektórzy trenerzy stawiają na ostrość - "zapieprzaj!" to ich jedyny sposób motywacji,
gdy komuś nie wychodzi. Inni głaszczą po główce i pytają, czy czasem nie potrzebny
sok albo fryzjer. Janas jest kimś pomiędzy. Ma te\ tę zaletę, \e jest... normalny. Na
przykład prowadząc Legię pracował z piłkarzami z którymi wcześniej grał w jednej
dru\ynie - z Leszkiem Piszem czy Zbyszkiem Robakiewiczem. I oni, co było dla
wszystkich zrozumiałe, zwracali się do niego na "Paweł". Po prostu, koledzy. A \e
jeden jest trenerem? Nie na tym polega zdobywanie autorytetu, aby nagle kazać się
nosić w lektyce. Jak trudny jest przeskok na poziomie piłkarz-trener, zorientowałem
się kilka lat pózniej, gdy do Legii wrócił Dariusz Kubicki. On sobie z tym nie
poradził. Są ludzie i ludzie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]