[ Pobierz całość w formacie PDF ]
otaczajÄ…cym budowÄ™ ulokowano policyjnego obserwatora. Drugiego umieszczono w
gołębniku na dachu jednego z pobliskich domów. Tunel kopany był niezwykle
profesjonalnie. Miał zainstalowane elektryczne oświetlenie i wentylację. Podkop
drą\yło czterech złodziei pracujących na dwie zmiany. Zarabiali 300 złotych dziennie,
co było mniej więcej miesięczną pensją nauczyciela, zaś nauczyciele przed wojną
zarabiali bez porównania lepiej ni\ obecnie. Codziennie w pobliskiej uliczce przed
kościołem Zw. Barbary "górnicy" spotykali się z szefem i jego zastępcą Bielickim.
Pan Samochodzik słysząc, \e mówię o jakimś "szefie" podniósł głowę. Pomachałem
mu uspokajajÄ…co.
- I, co zrobiła policja?
- W toku obserwacji rozpoznano wszystkich członków szajki. Pewnego dnia
zauwa\ono, \e do budynku koszykarni wniesiono butle z acetylenem i palniki.
Oznaczało to, \e podkop dotarł ju\ do piwnic zakładu i w najbli\szym czasie złodzieje
zaczną pruć sejfy. Przystąpiono do likwidacji złodziejskiej kopalni... Wywiadowcy bez
trudu aresztowali Szpicbródkę przed kościołem. Zapakowanego w taksówkę
odstawiono do aresztu śledczego. Jakiś czas pózniej pojawił się Bielicki. O ile
Szpicbródka brzydził się mokrą robotą, o tyle jego pomocnik był pospolitym bandytą.
Na widok osaczających go wywiadowców sięgnął po broń. Wystrzelili jednocześnie, ale
tym razem sprawiedliwość zatriumfowała. Złodziej został śmiertelnie ranny. Na odgłos
strzelaniny z kościoła wybiegł proboszcz. Nim bandyta skonał zdą\ył się jeszcze
wyspowiadać... Zaraz te\ wydobyto górników z podkopu.
- Musimy wyciągnąć z tego wnioski - mruknął. - Nie mogą nas zaskoczyć.
- To prawda - spowa\niałem. - Proponuję następujące działania - wyjąłem z kieszeni
kartkę i naszkicowałem orientacyjny plan.
1 0 2
ROZDZIAA XIV
KOPIEMY TUNEL * PROBLEMY Z WENTYLACJ * CO MOśNA ZNALEy NA
STRYCHU * FUNDAMENT Z śELBETU * CICHE METODY KUCIA * DO CZEGO
MOśNA UśYWA WODY * LOT NA POAUDNIE.
Uzbrojony w pistolet maszynowy chrześcijański powstaniec uchylił wrota. Błękitny
trabant wjechał na podwórze i brama natychmiast została z powrotem zaryglowana.
Szef wysiadł z wozu, a w ślad za nim wyskoczył te\ Maciek. Pomachałem im ręką -
zapraszając do środka. Weszli do głównego pomieszczenia.
- No no - mruknÄ…Å‚ Pan Samochodzik.
- Zaczęliśmy o szóstej rano - wyjaśniłem. - W tej chwili jest dziewiąta...
W podłodze ziała spora prostokątna dziura zaopatrzona w pochylnię. Brzegi wykopu
oszalowano deskami wyłamanymi z podłóg. W najgłębszym miejscu wykop miał ponad
trzy metry głębokości. Tam te\ zaczynał się wlot tunelu.
- Szybko wam to idzie - mruknął i zaraz odpukał w deskę \eby nie zapeszyć.
- Gleba tu jest bardzo dobra - powiedziałem - niemal czysta glina. Mo\na spokojnie
drą\yć tunel, nawet nie trzeba go szalować.
- Sufit nie zapadnie się? - zaniepokoił się. - Wiesz byłem swojego czasu w
kopalniach na ZlÄ…sku...
- Sufit ukształtowaliśmy ostrołukowo, aby zminimalizować nacisk warstw ziemi -
wyjaśniłem.
- Ostrołukowo - uśmiechnął się. - Widzę \e wyciągasz wnioski z wycieczki do
Jerozolimy.
Kiwnąłem głową.
- Pracuje jednocześnie czteroosobowy zespół. Jeden robotnik drą\y przodek, drugi
motykÄ… wybiera urobek, trzeci Å‚aduje to do kosza, czwarty wywozi ziemiÄ™... Dlatego
zrobiliśmy tu taką pochylnię, \eby mógł wyjechać.
Minął nas Murzyn pchający wyładowany koszami wózek.
- Ziemię wysypujemy w pomieszczeniu na końcu korytarza - dodałem. - Robotnicy
zmieniają się, co godzinę. Pracować będą cztery godziny, potem wchodzi na ich miejsce
druga zmiana. Na dobę mamy wiec sześć zmian i trzy zespoły robocze. Mamy czterech
wartowników pilnujących w wolnym czasie okolicy. Nikt nas tu nie zaskoczy. Zresztą
nie jest tu tak bezludnie. W ruinach przy sąsiedniej ulicy pracują ju\ ekipy rozbiórkowe.
Nasi ludzie zostali wyposa\eni w kombinezony robocze i w razie, czego będziemy
udawali właśnie taką ekipę.
- Nadal nie wydaje mi się to do końca bezpieczne - zauwa\ył szef.
- Przebiliśmy ściany sąsiednich domów - dodał Maciek - Opracowaliśmy sobie kilka
dróg ucieczki.
- A, jakie jest tempo podkopu?
- W tej chwili nieco więcej ni\ metr na godzinę - wyjaśniłem. - Ale musieliśmy
jeszcze wykopać tę dziurę. Sądzę, \e potem będzie mo\na pracować szybciej.
Kiwnął powa\nie głową.
- Niezle - powiedział z uznaniem.
Zadzwonił niewielki budzik. Z podkopu wynurzyli się trzej robotnicy. Czwarty
przyciągnął opró\niony wózek.
1 0 3
Maciek powiedział coś po arabsku. W łazience była jeszcze woda w kranach.
Robotnicy spłukali z siebie glinę i zasiedli do przywiezionego trabantem drugiego
śniadania, a trzech nowych weszło do pomieszczenia.
- Czas na mnie - powiedziałem. - Jestem w drugiej zmianie.
Brwi szefa uniosły się lekko do góry.
- Kolonialne nawyki - uśmiechnął się - sądziłem, \e ty tylko nimi kierujesz.
Zszedłem na dół i powędrowałem tunelem. Był dość niski i wąski, miał mniej więcej
sto osiemdziesiąt centymetrów wysokości i jakieś osiemdziesiąt - szerokości. śarówka
na długim kablu zawieszona u sufitu oświetlała ścianę zrytą oskardem. Narzędzie stało
oparte o przodek. Obejrzałem się. Za mną na stanowisku stał ju\ drobny murzyn z
wytatuowanym na piersi krzy\em. Uśmiechnął się normalnie po europejsku, bez
szczerzenia zębów, co często pokazują na filmach. Dłoń zacisnął na motyce. Ja te\
uśmiechnąłem się
i zaatakowałem ścian miarowymi silnymi uderzeniami. Glina nie stawiała specjalnego
oporu. Czas zwolnił. Usiłowałem pomyśleć o czymś, na przykład powspominać dawne
przygody, ale jakoś nie wychodziło. Myśli rwały się, koncentrowałem się tylko na
swoim zadaniu. Co jakiś czas przerywałem na chwilę, aby kawałkiem deski ubić i
wygładzić strop. Glina osiadała na mnie coraz grubszą warstwą. Zgrzytała mi w zębach,
oblepiała dłonie, osiadała grubą warstwą na zegarku. Wreszcie musiałem przetrzeć
szkiełko palcem. Godzina. Przekazałem oskard stojącemu za mną, a sam
powędrowałem na koniec korytarza zająć się koszami. Zmierzyłem krokami wyrąbany
przez siebie odcinek. Trzy kroki, dwa, mo\e dwa i pół metra. Za dziesięć godzin
będziemy dwadzieścia metrów bli\ej celu... Maciek czekał na brzegu wykopu. Pomógł
mi wyciągać i wysypywać kosze. W pomieszczeniu na końcu korytarza pod ścianą rósł
stos ziemi wydobytej z tunelu.
- Gdy przybędą tu ekipy wyburzające zdziwią się niewąsko - uśmiechnął się skacząc
po wierzchu, aby trochę ją ubić. - Ale to nie nasze zmartwienie.
- Faktycznie nie nasze - kiwnąłem głową. - W tunelu robi się paskudnie duszno.
Pracują tam trzy osoby, a jesteśmy coraz dalej od wejścia.
- Co będzie potrzebne?
- Odkurzacz i parciany wą\ stra\acki - wyjaśniłem. - Puścimy tam strumień
powietrza.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]