[ Pobierz całość w formacie PDF ]
siÄ™ na tym...
Po czym odszedł, ale nadal nie przestawał gestykulować i powtarzać:
Gdyby to był Prindin, to, oczywiście, byłbym obowiązany, ale to przecież jakiś niezna-
jomy... jakiś tam, licho go wie, rudzielec, ale nie żaden Prindin.
Janina i Jan Brzechwowie
52
ZEMSTA
ByÅ‚o to w dniu benefisu naszej ingénue.
O godzinie dziesiątej rano przed jej drzwiami stał komik. Nasłuchiwał i wielkimi pięściami
waliÅ‚ w obie poÅ‚owy drzwi. MusiaÅ‚ koniecznie widzieć ingénue. %7Å‚eby nie wiem jak chciaÅ‚o jej
się spać, musi wylezć spod kołdry...
Proszę otworzyć, do diabła! Czy długo jeszcze mam marznąć na tym wietrze? Gdyby pa-
ni wiedziała, że w tym korytarzu jest dwadzieścia stopni mrozu to nie kazałaby mi czekać tak
długo! A może pani nie ma serca?
Piętnaście po dziesiątej komik usłyszał głębokie westchnienie. Po westchnieniu usłyszał
skok z łóżka i człapanie pantofli.
O co chodzi? Kto tam?
To ja...
Komik nie musiał wymieniać swego nazwiska. Aatwo można go było poznać po głosie sy-
czącym i świszczącym jak u chorego na dyfteryt.
Proszę poczekać, zaraz się ubiorę...
Po kilku minutach wpuszczono go. WszedÅ‚, ucaÅ‚owaÅ‚ rÄ™kÄ™ ingénue i usiadÅ‚ na łóżku.
Mam do pani interes zaczął zapalając cygaro. Jeśli przychodzę, to tylko w interesie,
chodzenie na wizyty pozostawiam panom próżniakom. Ale do rzeczy... Gram dziś hrabiego w
pani sztuce... Pani oczywiście o tym wie?
Tak.
Starego hrabiego. W drugim akcie zjawiam się na scenie w szlafroku. Mam nadzieję, że
pani i o tym wie... Wie pani?
Tak.
Doskonale. Gdybym nie był w szlafroku, to zgrzeszyłbym przeciw prawdzie. A przecież
na scenie, jak wszędzie, prawda ponad wszystko! Zresztą, po co to wszystko mówię, made-
moiselle? Przecież w gruncie rzeczy jestem człowiekiem, a więc jestem stworzony po to tyl-
ko, aby dążyć do prawdy...
Tak, to słuszne...
A więc po tym wszystkim, co powiedziałem, pani widzi, że muszę mieć szlafrok! Cóż,
kiedy nie mam szlafroka, który przystoi hrabiemu. Jeśli ukażę się publiczności w swym per-
kalowym szlafroku, to pani wiele straci. Na pani benefisie zaciążyłaby plama.
Czy mogę panu pomóc?
Tak. Pozostał pani po najdroższym piękny niebieski szlafrok z aksamitnym kołnierzem i
czerwonymi chwastami. Wspaniały, piękny szlafrok!
Nasza ingénue spÅ‚onęła. Oczki jej zaczęły mrugać, zaczerwieniÅ‚y siÄ™, zaiskrzyÅ‚y jak szkla-
ne paciorki w słońcu.
Pani pożyczy mi ten szlafrok na dzisiejsze przedstawienie.
Ingénue zaczęła biegać z kÄ…ta w kÄ…t. Jej nie uczesane wÅ‚osy opadÅ‚y w nieÅ‚adzie na twarz i
ramiona... poruszała wargami i palcami...
Nie, nie mogę! powiedziała.
To dziwne... Hm... Można wiedzieć dlaczego?
53
Dlaczego? Ach, mój Boże, to takie zrozumiałe! Czy mogę? Nie!... Nie!... Przenigdy! Po-
stąpił ze mną nieładnie, nie miał racji... To prawda! Postąpił ze mną jak ostatni łajdak... Zga-
dzam się! Rzucił mnie tylko dlatego, że mam małą pensję i nie umiem naciągać mężczyzn!
Chciał, żebym brała od nich pieniądze i te podłe pieniądze przynosiła jemu chciał tego! To
podłe, ohydne! Do takiego cynizmu zdolny jest tylko ostatni łajdak!
Ingénue opadÅ‚a na fotel, na którym leżaÅ‚a Å›wieżo uprasowana koszula, i ukryÅ‚a twarz w
dłoniach. Poprzez jej małe paluszki komik dostrzegł lśniące punkciki: to okno odbijało się w
kroplach Å‚ez.
Ograbił mnie! ciągnęła dalej, pochlipując. Mógł grabić, ale dlaczego mnie rzucił?
Dlaczego? Co mu zrobiłam złego? Co ci zrobiłam? Co?
Komik wstał i podszedł do niej.
Nie płaczmy powiedział. Azy to słabość. A poza tym możemy znalezć pociechę w
każdej chwili... Proszę o tym pomyśleć!... Sztuka to pocieszyciel najbardziej radykalny!
Lecz nic nie pomógł radykalny pocieszyciel.
Po chlipaniu przyszedł atak histerii.
To przejdzie! rzekł komik. Poczekam.
W oczekiwaniu, aż minie atak, spacerował po pokoju, ziewnął i położył się na łóżku. To
łóżko, choć kobiece, nie jest tak miÄ™kkie jak łóżko, na którym sypiajÄ… ingénues porzÄ…dnych
teatrów. Jakaś sprężyna ukłuła komika w bok, łysinę drapały pióra, których końce lękliwie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]