[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tym koniec. Nie chcę więcej widzieć żadnego z was w Grastensholm! Wasz czas tutaj
dobiegł końca już dawno temu! Ci, którzy pragnęliby, podobnie jak Marta, spocząć w
poświęconej ziemi, mogą bez obaw przyjść do mnie, ja im pomogę. Pozostali wrócą
natychmiast na tamten świat i nigdy więcej nie pokażą się w Grastensholm!
Gdzieś niedaleko niej rozległy się złowieszcze chichoty.
Ja ich nie widzę, myślała przerażona. Nie mam takiej zdolności. Jak, w takim razie, mam je
pokonać?
W następnej chwili jednak uświadomiła sobie, że się myli. Przegniłe drzwi wejściowe uchyliły
się z przerazliwym skrzypieniem i na schodach ukazał się wysoki, jakby sztucznie
wyciągnięty mężczyzna.
Zachowują się wobec mnie zupełnie inaczej niż wobec ludzi, którzy przedtem próbowali
wtargnąć na ich teren, pomyślała. Nic się nie zgadza z opowiadaniami Viljara.
133
A zatem pierwsze wrażenie było prawdziwe: Szary ludek nie był pewien zachowania Sagi,
nie wiedział, co ona potrafi, na co ją stać.
Nagle na schodach i na trawie przed nią zaroiło się od upiornych zjaw. Saga patrzyła na nie i
starała się zachowywać tak, jakby nie robiły na niej najmniejszego wrażenia. Ale ich
obecność napełniała ją wstrętem. Chociaż kilka było ładnych, to pewnie elfy, domyśliła się.
Widziała też zwyczajnych ludzi, którzy zmarli nagłą lub tragiczną śmiercią. Ale większość
zjaw budziła obrzydzenie. Jak na przykład ta wielka gąbczasta mara albo bezkształtne
ohydztwa, które nawet trudno określić.
W końcu wysoki mężczyzna z pętlą ze sznura na szyi odezwał się:
- A więc przybywasz, żeby nas stąd przepędzić, Sago? Odważny zamiar jak na taką drobną
panienkÄ™!
Uśmiechał się szyderczo, a większość jego świty ryknęła gromkim śmiechem. Niektórzy
przyglądali jej się chłodno, ale wszyscy wciąż stali w grupie, jedno przy drugim, jakby bronili
się przed wspólnym wrogiem, którego możliwości do końca nie znali.
- Dobrze wiecie, że mam dość władzy, by was stąd wypłoszyć - powiedziała spokojnie. -
Dlaczego więc nie odejdziecie bez awantur?
- No to spróbuj nas zmusić - rzekł wysoki przeciągle.
- Opór zwróci się przeciwko wam.
Po czym obie strony zamilkły i czekały.
Wędrówka Shiry nie była łatwa, myślała Saga ze smutkiem. Musiała sobie radzić sama, a
przecież nie miała nadprzyrodzonych zdolności. Musiała liczyć na swoją inteligencję i tak
zwany chłopski rozum. Wspomagała ją tylko czystość uczuć, jaką zachowała, i wiedza, którą
zdobyła. Villemo także z początku nic nie wiedziała ani nie miała wyjątkowych zdolności.
Saga była w podobnej sytuacji. Całe jej dotychczasowe życie zmierzało ku tej chwili, choć
nie bardzo nawet zdawała sobie z tego sprawę. Podobnie jak Shira błądziła po omacku i tak
jak tamta prawie nieoczekiwanie stanęła wobec najważniejszego zadania swego życia.
Jeszcze bardziej nie przygotowana niż Shira.
Nikt jej przecież nie upominał, że powinna żyć w czystości. %7łyła jak inni ludzie. Co prawda
przyniosła ze sobą na świat pewną rezerwę wobec otoczenia, ale to było wszystko.
Pozwalała sobie na wybuchy złości skierowane przeciwko bliznim, w końcowej fazie
małżeństwa nienawidziła swego męża. Krótko mówiąc, podlegała normalnym ludzkim
słabościom. Ale też nie będzie musiała odnalezć zródeł życia, jak to było obowiązkiem Shiry.
Miała tylko uwolnić Grastensholm od niepożądanych gości.
134
Coraz częściej ogarniało ją jednak przykre podejrzenie, że sprawa nie ogranicza się do tego
tylko .
Makabryczne zgromadzenie przed nią najwyrazniej nie zamierzało się poddać bez walki.
Viljar opowiadał o budzących trwogę widowiskach, jakie się tu rozgrywały. O zakończonych
śmiercią polowaniach na ludzi, którzy odważyli się wtargnąć na terytorium szarego ludku.
Na razie nic takiego się nie działo. Na razie czekali.
Niewidzialny mur nadal zagradzał przejście, ale nie był już taki zwarty, a nawet wyraznie się
chwiał. Zjawy były podporządkowane wisielcowi. Sam nie byłby w stanie zamknąć jej drogi
jedynie siłą woli, reszta musiała mu pomagać. Ale w kilku miejscach ich opór się załamywał.
Bali się jej, nie rozumieli, do czego zmierza. Prawdopodobnie szary ludek miał jakąś słabość
i teraz się lękali, że Saga ją odkryje. To jednak nie wszystko. Bali się czegoś więcej. Tylko
czego?
Błyskawicznie ogarnęła spojrzeniem całą gromadę.
Jedno z nich było silniejsze od pozostałych, szedł od niego lodowaty chłód. Wisielec, rzecz
jasna. I elfy! Owe cudownie piękne elfy były niebezpieczniejsze od śmierci.
Ale oto, tam...!
Dwie małe dziewczynki. Saga słyszała o nich. Teraz stały niedaleko niej na porośniętym
trawą dziedzińcu. Saga zwróciła się do nich:
- Nie chcecie spocząć w poświęconej ziemi, dzieci? Nie chciałybyście leżeć obok mamy i
taty?
W grupie na schodach rozległy się szmery. Gdy tylko na moment osłabiła uwagę, któryś z
upiorów rzucił się na nią, poczuła zęby na ramieniu. Nawet się nie odwracając do
napastników, skierowała w ich stronę alraunę. Upiory cofnęły się.
Wisielec zszedł ze schodów. Podszedł do Sagi tak blisko, że czuła bijący od niego odór
zgnilizny, i powiedział szyderczo:
- Ty głupia, one nie chcą wracać ani do taty, ani do mamy! To przez rodziców zostały
zamordowane!
Saga uniosła alraunę i nakazała mu, żeby się wynosił i zostawił dzieci w spokoju.
Dziewczynki zniknęły w tłumie. Alrauna zdenerwowała wszystkich. Zapomnieli, że mają
tworzyć mur, zagradzający Sadze drogę, wściekłe rzuciły się ku niej, czuła ich obecność
135
przy sobie, jakby ją otaczała gęsta, drgająca pajęczyna. Raz po raz czuła na twarzy
lodowaty powiew. Oczy wisielca płonęły gniewem.
Saga pamiętała, jak Vinga zdołała powstrzymać napór tego samego tłumu tamtej
księżycowej nocy na wzgórzu, kiedy Heike wywołał szary ludek z zaświatów.
- Wynosić się stąd, piekielna hołoto! - wrzasnęła.
Upiory wycofały się niechętnie. W wyniku zamieszania zapomniały stworzyć mur i droga na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]