[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zamyśleniem. - Odwróć się.
- Mowy nie ma. Roześmiała się i powiedziała:
- Ta twoja mała zachowuje się, jakby nosiła zbroję. Przyszło
mi do głowy, że jeśli wprowadzę trochę humoru, to sprawię, że
ona się jakoś rozluzni, otworzy na Willa. I pomyślałam, że mam
okazję, skoro ona nie mogła widzieć jego oczu pod kapeluszem.
To chyba jego oczy sprawiają, że ona tak się zamyka.
- Widzi w nich mnie - mruknÄ…Å‚ Tristan.
- Z niektórymi facetami tak jest - mówiła dalej Lacey. - Mają
oczy, w których dziewczyna może utonąć.
- Ona o tym nie wie, ale widzi w nich mnie. Kiedy Lacey
milczała, Tristan się poderwał.
- Czy Ivy widzi mnie spoglÄ…dajÄ…cego na niÄ… poprzez oczy
Willa?
- Nie - odrzekła Lacey. - Ona widzi innego faceta, który się w
niej zakochał, i to ją śmiertelnie przeraża.
- Nie wierzę! - zawołał Tristan. - Musisz się mylić, Lacey.
- Nie mylÄ™ siÄ™.
- Will może się w niej podkochiwać, a ona może uważa, że jest
trochÄ™ atrakcyjny, ale...
Lacey wyciągnęła się na trawie.
- Dobrze, dobrze. Zamierzasz wierzyć tylko w to, w co chcesz
wierzyć, choćby nie wiem co. - Podłożyła sobie jedną rękę pod
głowę, podnosząc się lekko. - W czym nie różnisz się tak bardzo
od Ivy, która też wierzy tylko w to, w co chce, na przekór
wszystkiemu, co ma tuż przed nosem.
- Ivy nigdy nie pokochałaby nikogo innego - upierał się
Tristan. - Nie wiedziałem o tym przed wypadkiem, ale teraz to
wiem. Ivy kocha tylko mnie. Teraz jestem tego pewien.
Lacey postukała go w ramię długim paznokciem.
- Wybacz, że zwracam ci na to uwagę, ale teraz jesteś martwy.
Tristan podciągnął kolana i oparł na nich ręce. Skoncentrował
się na tyle, żeby zmaterializować czubki palców, a potem
opuścił dłonie i zaczął wyrywać zdzbła trawy.
- Coraz lepiej ci idzie - zauważyła Lacey. - To nie wymagało
wiele wysiłku.
Był zbyt rozgniewany, żeby docenić komplement.
- Tristanie, masz rację. Ona cię kocha, bardziej niż
kogokolwiek innego. Ale świat idzie naprzód i jeżeli chcesz, żeby
Ivy pozostała przy życiu, to nie może być zakochana w zmarłym.
%7łycie potrzebuje życia. Tak już jest urządzony ten świat.
Tristan nie odpowiedział. Przyglądał się, jak trzy panie w
trykotach podskakują, a następnie opuszczają scenę, zlane potem.
Słuchał, jak dziewczyna przebrana za Annie raz po raz na wpół
śpiewa, a na wpół wywrzaskuje Tomorrow".
- Naprawdę nie ma znaczenia, kto ma rację - powiedział w
końcu. - Potrzebuję Willa. Bez niego nie mogę pomóc Ivy.
Lacey skinęła głową.
- Właśnie przyszedł. Domyślam się, że zrobił sobie przerwę w
pracy. Siedzi sam, niedaleko wejścia do parku.
- Pozostali są tam - oznajmił Tristan, wskazując w
przeciwnym kierunku.
Beth i Philip leżeli na brzuchach na wielkim kocu, oglądając
występy, zrywając koniczynę i splatając z niej długi łańcuszek.
Suzanne siedziała na jednym kocu z Gregorym, obejmując go od
tyłu. Oparła się o jego plecy, położywszy podbródek na jego
ramieniu. Erie dołączył do nich, ale siedział na trawie tuż za
krawędzią koca, skubiąc jego róg. Stale oglądał się na tłum, jego
ciało drgało w dziwnych momentach, a głowa prędko odwracała
się do tyłu.
Obejrzeli jeszcze kilka występów, po których zapowiedziano
Ivy. Philip natychmiast wstał i zaklaskał. Wszyscy zaczęli się
śmiać, nie wyłączając Ivy, która spojrzała w jego stronę.
- To jej pomoże - stwierdziła Lacey. - Przełamuje lody. Lubię
tego dzieciaka.
Ivy zaczęła grać; nie zgłoszoną wcześniej piosenkę, tylko
sonatę Księżycową - utwór, który grała dla Tristana pewnego
wieczora. Wieczora, który wydarzył się całe wieki temu.
To dla mnie, pomyślał Tristan. Zagrała to dla mnie, miał
ochotę oznajmić im wszystkim. W wieczór, który zmienił
ciemność w światło, w wieczór, kiedy ze mną tańczyła. Ivy gra
dla mnie, zapragnął powiedzieć Gregory'emu i Willowi.
Gregory siedział nieruchomo, nieświadom drobnych poruszeń
Suzanne. Jak urzeczony utkwił wzrok w Ivy.
Will także siedział bez ruchu na trawie, podciągnąwszy jedno
kolano i wsparty na nim jakby od niechcenia. Ale nie było
niczego nonszalanckiego w sposobie, w jaki słuchał Ivy i na nią
spoglądał. Spijał każdą lśniącą kroplę. Tristan wstał i ruszył w
jego kierunku.
Z perspektywy Willa Tristan przyglądał się Ivy, jej silnym
dłoniom, burzy złotych loków w słońcu póznego popołudnia,
wyrazowi jej twarzy.
Przebywała w innym świecie niż on, chociaż z całej duszy
pragnął być jego częścią. Lecz ona o tym nie wiedziała. Obawiał
się, że nigdy się nie dowie.
W mgnieniu oka Tristan upodobnił swoje myśli do myśli
Willa i wślizgnął się do jego umysłu. Teraz usłyszał muzykę Ivy
uszami Willa. Kiedy skończyła grać, wstał razem z Willem.
Klaskał i klaskał, z rękami uniesionymi wysoko nad głową -
wysoko nad głową Willa. Ivy ukłoniła się, skinęła głową i
zerknęła na niego.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]