[ Pobierz całość w formacie PDF ]
świetle księżyca. Pobiegł przed siebie i skrył się za kłodą na linii przypływu. Leżał tam, patrząc na
małe kraby, klekoczące szczypcami i pełzające wokół niego.
Wyłoniła się spośród drzew zaledwie dziesięć metrów od miejsca, w którym leżał. Miała na
sobie fioletową lava - lavę, którą rozwinęła i rzuciła na piasek.
Tuck wstrzymał oddech. Przeszła ledwie parę metrów od niego. Jej naoliwione ciało lśniło
w blasku księżyca, a długie czarne włosy kołysały się za nią na morskim wietrze. Zaryzykował,
uniósł głowę i patrzył, jak wchodzi do wody, która sięgała jej do kolan, i zaczyna się myć,
ochlapując wodą uda i pośladki.
Odkąd opuścił Houston, w głowie nosił wizje życia na tropikalnej wyspie. Obrazy te zostały
przesłonięte przez skaleczenia i zadrapania, tajfuny i wilgotność, rekiny, wojowników ninja i
tajemniczych misjonarzy. I oto przypomniał, sobie powód, dla którego tu przyjechał. Naga
wyspiarska dziewczyna, myjąca swoje kawowe uda na ciepłej, oblanej blaskiem księżyca plaży.
Poczuł pod sobą ruch i omal nie zerwał się na równe nogi sądząc, że leży na jakimś
morskim stworzeniu. Potem uświadomił sobie, że uczucie pochodzi z wewnątrz. Minęło tyle czasu,
odkąd ostatni raz miał erekcję, że z początku jej nie rozpoznał. Niemal parsknął śmiechem. Jego
sprzęt ciągle działał. Nadal był mężczyzną. Do diabła, był kimś więcej niż po prostu mężczyzną,
był Tuckerem Casem, tajnym agentem. I stał mu, pierwszy raz od paru miesięcy.
Dziewczyna wyszła z wody i Tuck pochylił głowę, kiedy przechodziła. Patrzył, jak owija
lava - lavą biodra i znika między drzewami. Odczekał chwilę, a potem ruszył za nią, napawając się
napięciem w kąpielówkach.
Malink, który nalewał tubę, podniósł wzrok i ujrzał Sepie idącą od strony wioski. Była to
zniewaga i hańba. %7ładnej kobiecie nie wolno było zbliżać się do kręgu. To było miejsce dla
mężczyzn.
- Idz do domu, Sepie! - warknął wódz. - Nie możesz tu być.
Zignorowała go i szła dalej, kołysząc biodrami. Kilku żonatych młodzieńców odwróciło
wzrok, żałując, że nie pójdą tej nocy do domu kawalerów.
- Idzie za mną biały mężczyzna. Malink wstał.
- Opowiadasz bzdury. Idz do domu albo przez następny tydzień też nie będziesz mogła
chodzić do morza.
Zauważył mokre końcówki jej włosów i krople wody ściekające po nogach. Już zdążyła
zlekceważyć karę za rozmowę z japońskimi strażnikami.
- Dobrze - odparła. - Nic mnie nie obchodzi, że biały chowa się w krzakach. Myślałam po
prostu, że chciałbyś wiedzieć.
Odgarnęła włosy i odwróciła się, ruszając w górę plaży. Gdy mijała drzewo, za którym skrył
się Tuck, powiedziała po angielsku:
- Ten gruby i głośny to wódz. Idz z nim porozmawiać. Powie, kim jestem.
I poszła dalej, z podniesioną głową, nie oglądając się.
Tuck poczuł, że oblewa się rumieńcem, a jego ego kurczy się wraz z obrzmieniem w
kąpielówkach. Został przyłapany. Cały czas wiedziała o jego obecności. Też mi tajny agent. Będzie
miał szczęście, jeśli nie złapią go w drodze powrotnej do bungalowu.
Patrzył, jak mężczyzni na plaży podają sobie wspólne naczynie. Po ich ruchach widział, że
niektórzy są niezle narąbani. Pamiętał ostrzeżenie Jeffersona Pardee, by nie pic z tymi uśpionymi
wojownikami, ale wyglądali nieszkodliwie, a nawet trochę głupio, z tymi przepaskami biodrowymi
i wytatuowanymi rekinami. Jeden z młodych mężczyzn wyciągnął rękę, by wziąć naczynie od
starca, który nalewał i padł twarzą w piasek. To przesądziło sprawę. Tuck wyszedł zza drzewa i
ruszył w stronę kręgu. Nie wiedział, co nalewają z tych dzbanów - na pewno nie gin z tonikiem -
nie można się tym było nawalić, a nawalenie się było teraz bardzo dobrym pomysłem.
- Jambo - odezwał się, używając powitania zasłyszanego kiedyś w filmie o Tarzanie.
Cała grupa uniosła głowy. Jeden z mężczyzn nawet krzyknął. Gruby starzec wstał z ogniem
w oczach, który zgasł, gdy przybysz wyłonił się z cienia.
Mary Jean często mawiała: Nieważne, czy to senator, czy odzwierny. Nikt nie jest odporny
na ciepły uśmiech i mocny uścisk dłoni .
Wyciągnął rękę i uśmiechnął się.
- Tucker Case. Miło mi.
Malink pozwolił białemu uścisnąć swoją dłoń. Gdy pozostali wciąż patrzyli w oszołomieniu,
wódz powiedział:
- Wyglądasz lepiej, niż gdy cię ostatnio widziałem. Czarownik cię wyleczył.
Spojrzenie Tucka było utkwione w dwunastolitrowych dzbanach mlecznobiałej cieczy
pośrodku kręgu.
- Tak, czuję się jak nowo narodzony. Moglibyście dać mi łyk tego soku z dżungli?
- UsiÄ…dz - poleciÅ‚ Malink i gestem nakazaÅ‚ mÅ‚odym, °Y siÄ™ rozsunÄ™li i zrobili przybyÅ‚emu
miejsce na jednej z kłód.
Tuck usiadł, a Favo podał mu kubek ze skorupy kokosa. Tuck jednym haustem pochłonął
zawartość naczynia i z trudem powstrzymał się, by się nie zakrztusić. Smakowało siarką cukrem i
odrobinę amoniakiem, ale był w tym alkohol i znajome ciepło zaczęło krążyć w jego żyłach jeszcze
zanim opanował wywołane ohydnym smakiem drżenie.
- Dobre. Bardzo dobre. - Uśmiechnął się i zaczął kiwać głową siedzącym w kręgu
mężczyznom. Ci uśmiechali się i odpowiadali kiwnięciami.
Malink usiadł przy nim.
- Myśleliśmy, że umarłeś?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]