[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ryta odcięła się od Niury, mówiąc o niej ta kobieta. Powiedziałem: A gdybym ja miał
inną żonę, nie byłoby w ogóle żadnego problemu. Boże drogi, czy to mało bywa wypadków,
że w rodzinie...
Nie zadzwoniliśmy do Wiery Nikitiny ani w czwartek, ani w piątek. Nie zadzwoniłem ani
ja, ani Ryta. Nie umawialiśmy się. Każde z nas myślało, że zadzwoni to drugie, miało
podstawy, żeby tak myśleć, umyślnie jednak nie pytaliśmy
0 to, jak gdyby zrzucając winę na siebie nawzajem. Rycie, jak zwykle w momentach
krytycznych, nawaliła wątroba. Leżała z termoforem przez cały dzień i z przesadnym stra-
chem mówiła tylko o swojej chorobie i o lekarstwach. Mnie też coś bolało, bodaj że serce.
Leżąc na kanapie w swoim gabinecie i łykając to walidol, to cardiamid, myślałem sobie, że
jednak mamy coś na swoje usprawiedliwienie: oboje jesteśmy chorzy. Siebie uważałem za
mniej winnego, ponieważ byłem bardziej chory. Kamica żółciowa nie umywa się do choroby
serca. Z kamicą żyje się całe życie, na serce zaś ludzie umierają w młodym wieku. A zatem w
całej tej zdradzie tak jest, w małej, ale niewątpliwie zdradzie co tu udawać większa
część winy spada na Rytę. W ogóle, była z nią bliżej związana. Ja? Cóż ja? Widywałem
Niurę tylko z rana, kiedy sprzątała w gabinecie, i marzyłem tylko o tym, żeby jak najprędzej
znikła wraz ze swoimi ściereczkami
1 odkurzaczem. Rozmawiałem z nią bardzo rzadko, zresztą trudno rozmawiać z osobą
głuchą. Ryta to zupełnie co innego.
Póznym wieczorem Ryta weszła raptem do mojego gabinetu w szlafroku, nie
uczesana, z wymiętoszoną, szarą twarzą, jaką miewała, kiedy dokuczała jej wątroba usia-
dła na brzeżku kanapy i patrzyła na mnie. Widziałem, że jest jej ciężko. Albo przyszła się
pogodzić, albo na coś się poskarżyć, a może dręczyło ją sumienie. Mnie jednak też było
ciężko. Patrzyłem na nią w milczeniu. Wiesz, co mi się przypomniało powiedziała.
Jak mieszkaliśmy w Podleskowie, Cyryl miał wtedy siedem lat. Przypomniała mi się nasza
chata. Z taką maleńką werandą, jak to na wsi, zawsze do nas wpadały kury, pamiętasz?...
Niura była mło-
da, dopiero do nas przyszła... A ja tamtego lata pojechałam na Syberię, na delegację...
Kiwałem głową. Też mi się przypomniało tamto lato. Jeszcze żył ojciec Ryty i moja matka.
Ryta pisała do nas listy z Północy. Wszyscy tak na nią czekaliśmy, mały Cyrylek też czekał.
Całe lato było wypełnione oczekiwaniem. Przyjechała wreszcie w sierpniu, przywiozła
białego szczeniaka, łajkę, który potem dusił kury gospodyni, i skórę białego niedzwiedzia
ktoś jej podarował w Murmańsku. Zadręczałem się domysłami kto jej podarował, za co?
Skóra była nie wyprawiona, prędko się zniszczyła, wyrzuciliśmy ją dwa lata temu. Takiego
sierpnia jak tamten nigdy już potem nie było. Mała rzeczułka Sonia, dębowe lasy z grzybami.
Pamiętam, jak pewnego razu wybraliśmy się daleko, z dziesięć kilometrów, do wsi Gorodok,
gdzie była dzwonnica z końca osiemnastego wieku.
A pamiętasz powiedziała Ryta jak zachorowałam we wrześniu? Myśleliśmy, że to
ślepa kiszka, ale okazało się, że trzeba natychmiast robić skrobankę. Zawiezliście mnie do
szpitala powiatowego, było potworne błoto, deszcz, samochód nie mógł dojechać do wejścia
i ty z jakimś chłopem niosłeś mnie na rękach. To również pamiętam. Niura została sama z
Cyrylkiem na cały tydzień powiedziała Ryta. On też wtedy na coś chorował.
Potem powiedziała: Mam takie wrażenie, jakby z Niurą coś miało na zawsze od nas
odejść. Jak sądzisz? Powiedziałem: Tak. Widziałem, że zbiera jej się na płacz, nie
chciała się jednak z tym zdradzić i wyszła.
Nazajutrz zjawiła się nagle Niura. Siadaliśmy właśnie do obiadu. Powiedziała, że
wypuścili ją na dwie godziny, żeby zabrała rzeczy. Zdjęła swoją nieśmiertelną chustkę,
potem palto, walonki z kaloszami, wsunęła nogi w kapcie i usiadła z nami do obiadu jak
gdyby nigdy nic. Na jej wyblakłej twarzy malowało się ogromne zadowolenie. Uśmiechała
się przez cały czas, patrząc na Rytę. Raz jeszcze ujrzałem, jak jej ręka sięga powoli po chleb i
jak z bladoniebieskich oczu wyziera to, co minęło, ale pozostało miłość, głód, wojna,
nadzieja, wszystko razem. Bardzo jej było żal Ryty: Ojej, Margaryto Nikołajewno, jak pani
sobie radzi bez pomocy?
54
Pani koniecznie musi kogoś mieć. Ryta odrzekła, że bardzo jej ciężko. No bo pewnie
powiedziała Niura pani koniecznie musi kogoś mieć. To, że tak spokojnie i obojętnie
nazwała kimś nieznaną osobę, która zajmie jej miejsce, świadczyło, że już się pogodziła ze
wszystkim i można już na ten temat nic nie mówić. Opowiadała o szpitalu, o tym, że chcą ją
[ Pobierz całość w formacie PDF ]