[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w taki sposób, odbierając sobie każdy pocału-
nek, którego nie mógł jej dać w ciągu ostatnich
dwóch lat.
Odepchnięcie go w przebieralni, gdy był bliski
pocałowania jej, było aktem zdesperowanej kobie-
ty. Nie mogła się tylko zdecydować, czy za wszelką
cenę chce się go pozbyć czy zatrzymać.
Był jak sycący deser, jak bogata w składniki
melba z lodami, z ciastkiem czekoladowym,
a wszystko to polane gorÄ…cym sosem karmelowym,
z bitą śmietaną i siekanymi orzeszkami a nie
z wisienkami przesiąkniętymi alkoholem, które
smakowały jak syrop na kaszel. Deser, który, jak
sądziła, miała dostawać codziennie do końca życia.
Wesele na Karaibach 75
Dopóki nie zorientowała się, że na dłuższą metę
lody z ciastkiem czekoladowym mogą być szkod-
liwe przyrost wagi, zatkane arterie, podwyż-
szony poziom cukru. Więc, choć to było bolesne
i przykre, zrezygnowała z nich. %7łeby nie ulec
pokusie, usunęła z kuchni wszystkie składniki.
I wytrwała dwa lata.
Przyjazd tutaj na ślub był jak wyprawa na
kolację do domu przyjaciół, którzy ci serwują
w ogromnej srebrnej misie z prawdziwÄ… szuflÄ…
zamiast łyżki Pana Melbę z... orzeszkami.
Może wystarczy jej siły, żeby się oprzeć; wie-
działa przecież, jak bardzo nie służyła jej ta melba,
dlatego obywała się bez niej już od dwóch lat. Ale
teraz, kiedy tak siedziała i patrzyła na... Pana
Melbę, wspomnienia znowu wracały do jej na po-
zór dobrze strzeżonej głowy wspomnienia ak-
samitnych, sycących lodów na języku, rozpływają-
cego siÄ™ w ustach ciasteczka czekoladowego, roz-
grzewającego jej żołądek gorącego sosu karmelo-
wego i zaspokajającej jej zmysły chłodnej bitej
śmietany. Tak bardzo pragnęła jeszcze raz ich
spróbować, że aż mąciło jej się w głowie.
I to był powód, dla którego wpatrywała się
w Loringa i marzyła o łyżce wielkości łopaty, którą
mogłaby nabrać ten przysmak i delektować się
nim.
Z odległego jeszcze brzegu Daim Island pędziła
w ich stronę motorowa łódz, by po chwili śmignąć
obok nich, zwalniając tylko na tyle, żeby ich nie
rozkołysał kilwater. Ten nieoczekiwany hałas
76 Isabel Sharpe
i ruch brutalnie wyrwały ją z marzeńo doskonałej
męskości. Co też jej chodzi po głowie? Musi się
trzymać, i to mocno, by przetrwać zarówno dzi-
siejszy, jak i jutrzejszy wieczór oraz wyznaczony
na popołudnie ślub, a potem skoro świt prysnąć do
domu. Rzeczywiście, ostatnia rzecz, jakiej potrze-
bowała, to intymnych chwil z Loringiem, do tego
na Daim Island, miejscu tylu dobrych sentymen-
talnych wspomnień. Zwłaszcza teraz, gdy jej od-
porność już i tak była niebezpiecznie obniżona.
,,Jej melba odwróciła się, by zerknąć przez
ramiÄ™ na wyspÄ™.
Już blisko oznajmił i uśmiechnął się obiecu-
jÄ…co.
Emily zdobyła się na beztroski uśmiech.
Najlepiej dobić do brzegu z drugiej strony.
Jest tam małe, ukryte miejsce, gdzie można wciąg-
nąć łódz.
Pokiwał głową. Potrzeba było pięciu minut
mocnych uderzeń wiosłami, żeby objechać wąski
wysunięty kawałek skały i znalezć się na skrawku
piaszczystej plaży.
Wysiedli i starannie przywiÄ…zali KR do tego
samego drzewa, którego używały z Sally.
No i udało się! Uśmiechnęła się, aż do
obrzydliwości świadoma faktu, że odzywa się
w ten okropny, nienaturalnie wesoły sposób, mają-
cy pokryć zdenerwowanie, przez co jej głos wydaje
się dziesięć razy bardziej podenerwowany. Myś-
lę, że powinniśmy od razu zacząć szukać skarbu.
Rzucił jej rozbawione spojrzenie, pokiwał gło-
Wesele na Karaibach 77
wą i skierował się w stronę domku, który stał na
malutkim skrawku ziemi.
To nie powinno nam zająć dużo czasu...
Słowa: ,,... a potem wrócimy do sprawy wisiały
w powietrzu, mimo że ich przecież nie wypowie-
dział.
Na czas poszukiwania rozeszli się w różne
strony. Emily unikała domku do ostatniej chwili,
zaś Loring zapewne zostawiał go sobie na koniec,
jako najlepszy kÄ…sek.
Co robić? Czy wystarczy jej sił, żeby mu się
oprzeć? I czy rzeczywiście chce być taka silna, żeby
mu się opierać?
Naprawdę nie wiedziała, nie mogła się zdecydo-
wać, z trudem zauważała najbliższe otoczenie, gdy
tak szperała pośród żółtych kwiatów drzew teko-
my i hibiskusa. Naszła ją chandra, powłóczyła
nogami. Do licha, to nie miało być tak! Tak bardzo
chciała się z nim zaprzyjaznić. Teraz, ponownie,
po uchyleniu rÄ…bka nieba za sprawÄ… tego pra-
wie-pocałunku, czuła, jakby się przeniosła w inną
rzeczywistość.
A najgorsza ze wszystkiego była ta huśtawka
uczuć, te góry i dołki, te tak i nie, które jej
uświadamiały, że od dawna trwa w stanie zawie-
szenia, ni to szczęśliwa, ni to nieszczęśliwa. Może
odrobinę zbyt przesadnie odgrodziła się od dawnej
Emily.
Co by nie było, dzięki Loringowi znowu zaczęła
coś czuć.
Wydostała się spośród palm i stanęła na ścieżce
78 Isabel Sharpe
równocześnie z Loringiem, który dotarł tu z dru-
giej strony.
Znalazłeś coś?
Nic poza starą hiszpańską złotą monetą.
Patrzył na nią z uwagą, jakby próbował wyczuć,
czy owoc dojrzał już do zerwania, czy jest słodki
i nadaje siÄ™ do natychmiastowej konsumpcji...
Cofnęła się i objęła ramionami, jakby w ten
sposób mogła się przed nim ochronić.
Jakby.
Uważam, że jeśli jest tutaj jakiś skarb, to musi
być w domku. Przeniósł wzrok na biegnącą
środkiem wyspy ścieżkę. Jesteś gotowa?
Nie.
Hmm... jasne.
Niechętnie wspinała się za nim do domku, który
znajdował się w najwyżej położonym punkcie
wyspy. Jedno pomieszczenie w kształcie litery L,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]