[ Pobierz całość w formacie PDF ]
minut pózniej, niż było umówione.
- Dzięki - mruknęła Kiley, zastanawiając się, cze-
mu tutaj szedł. %7łeby ją zobaczyć? Czy też raczej
sprawdzić Amada?Amożejegoobecność wtej części
budynku nie miała z nimi nic wspólnego. Może nie
poświęcił ani jej, ani jej uczniom jednej myśli od
wczorajszego pikniku. Dziwne, ale to przypuszczenie
wcale nie poprawiło jej humoru.
Patrzyła, jakMaxsiada ukońca stołui uśmiecha się
do wyraznie skrępowanych młodych ludzi.
- Jaki ładnykrawat - zwrócił się do Amada.
Kileyrzuciłamuostrespojrzenie, zastanawiającsię,
do czego zmierza. Chyba wsklepie nie odkryto nagle
braku jednego krawata. Ku jej uldze Amad przyjÄ…Å‚ ten
komplement całkiem naturalnie. Przejechał ręką po
granatowo-bordowymkrawaciewpaski.
- Jest z prawdziwego jedwabiu - pochwalił się.
- Dostałemgo wczoraj odojca Davida.
- Naprawdę? - Chociaż twarz Maxa wyrażała je-
dynie uprzejme zainteresowanie, Kiley stężała, dopa-
trujÄ…c siÄ™ ukrytego znaczenia tego pytania.
- No właśnie; PanMailings powiedział mi, że kiedy
onzaczynał, też miał tylko jedenkrawat, którydostał
od pana Winthropa, tego przed panem. I on mu
powiedział, że pewnego dnia będzie mógł sobie kupić
wszystkie krawaty świata, musi tylko wierzyć wsiebie
i ciężko pracować. I że to była najlepsza rada, jaką
w życiu dostał, równie aktualna teraz dla mnie jak
wtedydla niego. Dał mi ten krawat i powiedział, że
janes+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
97
pewnego dnia ja też damtaki krawat komuś począt-
kujÄ…cemu. I wie pani, co jeszcze, panno Sheridan?
- zwrócił się z ożywieniemdo Kiley. - Przyznał, że on
samteż nie ukończył żadnych studiów, ale można
pójść do szkoły menedżerówpo przepracowaniu co
najmniej trzech lat i uzyskaniu rekomendacji od
dwojga przełożonych. I to właśnie zamierzamzrobić.
- No, no - roześmiał się Wayland. - Ani się obe-
jrzymy, a będziemy musieli zwracać się do ciebie per
proszÄ™ pana".
- Bardzo chwalebne plany, Amadzie. -Kiley po-
słała Maxowi triumfujące spojrzenie, ale jego twarz nie
wyrażała skruchy, jedynie zamyślenie.
Stłumiony brzęczyk zasygnalizował otwarcie drzwi
domu towarowego dla klientów. Kiley z troską za-
stanawiała się, gdzie się podziewa Bubba. Nie był na
wczorajszympikniku, a teraz spóznia się pierwszego
dnia. To było do niego niepodobne, ale nic nie mogła
natoporadzić. Miałateraznagłowiepozostałą piątkę,
którą trzeba było się zająć. Nie mówiąc już o Maksie,
który najwyrazniej wcale nie zamierzał ruszać się
z miejsca. Postanowiwszy zrobić użytek z dodatko-
wych piętnastu minut, które zyskali, powiedziała:
- Ponieważ pozostało namjeszcze trochę czasudo
spotkania z panemPrestonem, który oprowadzi was
po całymdomu towarowym, spróbujmyporozmawiać
o problemach, z jakimi możecie się zetknąć.
Rzuciła szybkie spojrzenie na Maxa. Przynajmniej
patrzył teraz na nią, a nie na biednego Amada.
- Będziemyodgrywać rozmaitesceny, wczuwając
się wróżne sytuacje.
- Odgrywać?- spytał Waylandniepewnie.
- To znana metoda - wyjaśniła Kiley. - Miałam
wręku artykuł o pewnej słynnej pisarce, która przed
janes+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
98
każdymwywiadem wypisywała sobie listę dziesięciu
najbardziej niewygodnych pytań, a potem ćwiczyła
odpowiedzi na nie.
- I cotodaje?- chciała wiedzieć Dawn.
- Jeśli można przygotować się z góry na jakąś
trudną sytuację, toistniejemniejszeprawdopodobieńst-
wo, że palniemy jakieś głupstwo albo damy się wy-
prowadzić z równowagi - wyjaśniła Kiley. - To trochę
jak wtedy, kiedy nie odrobiłaś zadania i próbujesz
znalezć najlepszą wymówkę, żebysię usprawiedliwić.
- Aha. - Dawnkiwnęłagłową zezrozumieniem.
- A więc ty, Tami, będziesz klientką, a Chris
sprzedawcą. Reszta będzie obserwować. Załóżmy, że
sklep ogłosił wyprzedaż kocówi Tami przyjechała tu
specjalnie wtymcelu. Tymczasemdowiaduje się, że
kocówjuż nie ma. Chris, zaczynaj. - Kiwnęładoniego
zachęcająco.
- Dzień dobrypani. Czymmogę służyć? - zapytał
Chris uprzejmie.
- Chciałabym kupić jeden z tych koców, które
wyprzedajecie. Najlepiej wkolorze różowym.
- Bardzomi przykro, alejuż ichnie ma.
- WobectegowezmÄ™ niebieski.
- Nie, nie mamy już żadnych koców, Wżadnym
kolorze.
- Cotoznaczy: niemacie?- Tami wczułasię wrolę.
-Jest dopiero dziesiąta rano, Ledwo otworzyliście
sklep. Jakmogliście zdążyć już wszystkowyprzedać?
- Nocóż...
- Posłuchaj, młody człowieku. Specjalnie Wstałam
wcześnie rano, dwa razy się przesiadałam, żeby tu
dojechać tylkopotenkoc, atymi mówisz, żejuż ichnie
ma. Co to znowu za oszustwo?
- To nie żadne oszustwo... - zaczął Chris.
janes+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
99
- Więcgdziejest mój koc?
- Amożepokazać pani jakieś innekoce?- spytał
Chris wnagłymprzypływie olśnienia.
- Czyteż mają obniżoną cenę?
- Nonie, ale...
- Aha, a więc to ma być metoda na przynętę"
- wykrzyknęła Tami z triumfem, podczas gdy Max
zasłonił twarz dłonią, tłumiąc śmiech.
- Co to znaczy?- spytała Dawn.
- To znaczy, że ogłasza się sprzedaż jakiegoś
atrakcyjnego towaru po wyjÄ…tkowo niskiej cenie,
a kiedyklient chce to kupić, mówi musię, że już tego
nie ma, ale jest coś jeszcze lepszego, tylko oczywiście
zawsze okazuje się to o wiele droższe.
- No dobrze - wtrąciłasię Kiley.
- Trafiła mi się wyjątkowo męcząca klientka - po-
skarżył się Chris.
- Takie klientki wcale nie należą do wyjątków
- powiedział Max. - Trafiają się całyczas.
- I jakoceniaciesytuację?- naciskałaKiley.
- Od początku wszystko zle poszło? - podsunął
Amad.
- Właśnie. Aterazpytanie: dlaczego?
- Bowsklepieniebyło żądanegotowaru- powie-
dział Wayland.
- No tak. I co się wtedystało?
- Klientka się rozzłościła- rzekł Chris.
- Aty próbowałeś bronić się przed jej gniewem,
zamiast wystąpić ż propozycją - wytknęła mu Kiley.
- Wrezultacie pozwoliłeś jej dyktować przebieg roz-
mowy. Natomiast powinieneś był trzymać się ściśle
tematu koca, który chciała kupić. Spróbujmy prze-
ćwiczyć to jeszcze raz, korzystając z tego, czego się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]