[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wielu inteligentnych mężczyzn. Bawiło ją jego poczucie
humoru, lecz z drugiej strony potrafił być drażniący ze
swymi teoriami na temat małżeństwa. Cóż więc się stało?
Każde spotkanie z nim wywoływało nadzieję na następne.
Dziwne. Niepokojąco dziwne. Co miała począć w tej sy
tuacji?
Podeszła do kołdry, obróciła ją i zanurzyła się w jej
puchowym wnętrzu. Przesada z tą miękkością, pomyślała.
Jej ciało dotykało podłogi.
- Co robisz? - dobiegł ją głos Joego. Z głową schowaną
w puchu nie słyszała, kiedy nadchodził.
Podniosła głowę i spojrzała. Na wysokości oczu miała
parę zniszczonych błękitnych adidasów. Przesunęła wzro
kiem w górę muskularnych nóg.
Aoskot upadającej w pobliżu paczki spowodował, że
szybko opuściła głowę, wstydząc się własnych myśli. Pa-
trzyła na niego, jakby był smakowitym kąskiem do schru
pania.
- Nie masz zamiaru otworzyć? - Joe usiadł obok.
- Otworzyć?
- Przyniosłem ci prezent - rzucił niecierpliwie i wska
zał na paczkę.
- Naprawdę? - Bez zainteresowania popatrzyła we
wskazanym kierunku.
- Dobrze się czujesz? - Zerknął na jej poczerwieniałą
twarz. - Mam nadzieję, że mózg ci się nie zagotował od
spacerów w kołdrze.
- Nie, tylko straciłam dobrą opinię - zachichotała na
wspomnienie spotkania w windzie. - Napiłabym się czegoś.
- Przepraszam, zapomniałem. To przez ten prezent. -
Joe wręczył jej napoczętą butelkę piwa. Libby popatrzyła
niepewnie. Picie z jednego naczynia było bardzo... pod
niecajÄ…ce.
- Jak nie chcesz, pójdę po colę - zaproponował.
- Nie, w porządku. Ważne, aby było mokre. - Przełknę
ła solidną porcję aromatycznego, chłodnego napoju. -
Dzięki.
Zwróciła mu butelkę. Joe wypił łyk, po czym chwycił
Libby delikatnie za głowę i obrócił ją w stronę leżącego
pakunku.
Kobieta rozdarła papier i wyjęła zawartość paczki. Tę
pym wzrokiem spojrzała na towarzysza, domagając się
wyjaśnień.
- Co to jest?
- Obrus oraz przybory do haftowania... część twojej
wyprawki. - Joe był najwyrazniej dumny z siebie. - Nig
dzie nie mogłem ich kupić, dopiero Agnes przypomniała
sobie, że w zeszłym roku kontaktowaliśmy się z pewnym
zakładem w Iowa...
- Agnes? - z niewinną miną zapytała Libby.
- Moja sekretarka. Zadzwoniła do nich i zakupiła kom
plet. Przysłali ekspresem.
- Nie powinieneś robić sobie tyle kłopotu - mruknęła
Libby szyderczo.
- Drobiazg. Lubię pomagać.
Jeszcze jedna podobna pomoc i skończę w zakładzie dla
umysłowo chorych, pomyślała Libby. Najpierw obdarzył ją
różową pierzyną wielkości słonia, a teraz pracą, którą w naj
lepszym wypadku ukończy na swe czterdzieste urodziny.
Spojrzała spod wpół przymkniętych powiek, zastanawia
jąc się, czy przypadkiem znów nie padła ofiarą niewczesnego
żartu. Na twarzy Joego malowało się zadowolenie. Libby
uznała, że nie pora na próżne dyskusje i odłożyła prezent.
- Chcesz jeszcze? - spytał Joe wyciągając butelkę.
Przecząco potrząsnęła głową. Joe wysączył resztki piwa,
odstawił butelkę i wyciągnął się obok leżącej kobiety.
- Niezbyt to pasuje do moich wspomnień - mruknął.
- Często tak bywa, że nosi się w sercu wyidealizowany
obraz przeszłości. Ciekawi mnie, jak twoja babcia wytrzy
mywała w lecie pod czymś takim. Nawet teraz, mimo kli
matyzacji, jest mi gorąco. Wyobrażasz sobie, co będzie,
gdy upał wzrośnie?
- Pomyśl raczej o zimie, gdy szyby będą pękać od
mrozu...
- Nie wygłupiaj się.
- Leż spokojnie, pokażę ci, że nie masz racji.
Pomimo wewnętrznych oporów Libby spełniła jego prośbę.
- Mmm... - Joe przysunął się bliżej. Poczuła, jak jej
mięśnie tężeją pod dotykiem ciała mężczyzny.
- CzegoÅ› brakuje - mruknÄ…Å‚ Joe.
- Naprawdę? - Libby odczuwała ciepło bijące od jego
ciała, przenikające nawet poprzez materiał ubrania. Jej gołe
ramię dotykało muskularnej piersi mężczyzny. Nerwowo
zwilżyła usta końcem języka. Jej ciałem wstrząsnął
dreszcz.
- Może powinniśmy spróbować inaczej - usłyszała sło
wa Joego, była jednak zbyt zajęta kontemplacją jego bli
skości, aby podjąć rozmowę. Niespodziewanie otoczył ją
ramionami, przewrócił na bok i przytulił plecami do siebie.
- Co robisz? - spytała.
- Próbuję znalezć wygodną pozycję - westchnął. - To
niełatwe zadanie.
Drgnął niespokojnie i położył dłoń na piersi Libby. Ko
bieta poruszyła biodrami i nieoczekiwanie poczuła tward
niejącą męskość.
- Joe... - zaczęła niepewnie.
- Ciii - oparł brodę na jej ciemieniu i przytulił się moc
niej. - Sprawdzamy przydatność kołdry.
Nie, sprostowała go w myślach, sprawdzamy, ile wy
trzymam. Zamknęła oczy i rozluzniła się. Nacisk jego ciała
pobudzał rozkoszny dreszcz przebiegający po jej skórze.
Czuła, jak wzbiera w niej gwałtowna namiętność. Nagle
Joe wsunął lewą dłoń pod jej bluzkę. Libby instynktownie
wstrzymała oddech, lecz gdy jego ręka powędrowała ku
górze, muskając jej żebra, wydała głębokie westchnienie.
Poczuła delikatny nacisk jego palców na swoją lewą pierś.
Zamknęła oczy i ponownie wstrzymała oddech, czekając,
co będzie dalej.
Namiętność i pożądanie narastały olbrzymią, trudną do
opanowania falą. Joe trzymał teraz jej obie nagie piersi,
pozwalając ciepłu swych dłoni przeniknąć w głąb ciała
kobiety. Rozpoczął delikatny masaż, przesuwając palcami
po aksamitnej skórze i dotykając stwardniałych sutków.
Cichy jęk wydobył się zza zaciśniętych zębów Libby.
Wtuliła się mocniej, czerpiąc rozkosz z podniecenia męż
czyzny. Lewa ręka Joego poczęła sunąć w dół, minęła
brzuch i taliÄ™...
Libby poruszyła się i otworzyła usta, lecz nie padło
z nich ani jedno słowo. Co miała powiedzieć? Nie potrze
bowała opisywać tego, co się z nią działo w obecności
Joego; było to aż nadto widoczne. I nie chciała, aby zaprze
stał swych działań. Jeszcze nie teraz. Za chwilę. Jej myśli
uleciały jak spłoszone ptaki - poczuła męską dłoń we
wnątrz swych dżinsów.
Sapnęła kilkakrotnie, a jej smukłym ciałem wstrząsnął
dreszcz. Joe sięgał coraz dalej. Libby wyprężyła się.
- Joe!... - chciała zaprotestować, lecz wyzwolona na
miętność zmieniła ton jej głosu.
- Wszystko w porządku. - Mężczyzna ułożył ją na ple
cach i uniósł się na przedramionach.
- Nie powinieneÅ›... chcÄ™...
- Cokolwiek zechcesz. - Jego ochrypły głos podsycił
[ Pobierz całość w formacie PDF ]