[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wyjazdem gospodarza.
- JesteÅ› dobrze zorganizowany.
- MuszÄ™. Od prawników wymaga siÄ™, żeby byli zorgani­
zowani i logicznie myślący. Dlatego małżeństwo wydawało
mi się oczywistym rozwiązaniem naszego problemu. Chociaż
dla mnie to żaden problem. A dla ciebie duży?
Jo wypiła kilka łyków kawy, zanim odpowiedziała:
- Teraz już nie. - Rozejrzała się i uśmiechnęła z ironią.
- SÄ…dzÄ™, że szalÄ™ przeważyÅ‚ twój dom. Perspektywa zamie­
szkania tutaj była bardzo kusząca.
Rufus wybuchnął śmiechem.
- Nie obiecuj sobie zbyt wiele, bo na piętrze jest sodoma
i gomora. Tylko jedna sypialnia i Å‚azienka od biedy nadajÄ…
¬ 1
się do użytku. W sypialni jest łóżko, szafa i nic więcej. Ale
zaraz rozpocznÄ™ remont w drugiej.
- Stać cię na takie wydatki? - spytała bez ogródek. - Ja
jestem biedniejsza niż Claire.
- Starczy, żeby zapewnić ci dach nad głową i trzy posiłki
dziennie. Wiesz, sporo dostaÅ‚em za tamtÄ… posiadÅ‚ość. Głów­
nie dziÄ™ki temu, że wyremontowaliÅ›my stajnie, a nowi wÅ‚a­
ściciele mają bzika na punkcie koni.
Na twarzy Jo odmalowało się zakłopotanie.
- Nie gniewaj się, ale chciałabym wiedzieć, czy tamten
dom należał do ciebie. Ty za niego zapłaciłeś?
- Tak - odparł Rufus, nie spuszczając z niej oczu. -
Claire nie miaÅ‚a pieniÄ™dzy. Wprawdzie jej ojciec chciaÅ‚ prze­
pisać na nią pokazną sumę, ale się sprzeciwiłem. Pozwoliłem
tylko, żeby kupił konia. Bezskutecznie namawiałem Claire,
żeby spisaÅ‚a testament, ale wÅ‚aÅ›ciwie nie byÅ‚ konieczny. Po­
siadała głównie rzeczy osobiste i biżuterię. Kosztowności,
porcelanÄ™ i krysztaÅ‚y zwróciÅ‚em jej rodzicom, a ubrania da­
Å‚em biednym.
Po chwili milczenia ciÄ…gnÄ…Å‚ dalej:
- Ten dom i wszystko, co w nim jest, należy do mnie.
WiÄ™c nie miej wyrzutów sumienia, bo bÄ™dziemy żyć wÅ‚as­
nym życiem. Po ślubie Rory'ego zawiadomimy o naszym.
- Serdecznym gestem wziął ją za rękę. - Ale dziecko niech
na razie będzie naszą słodką tajemnicą, dobrze? Powiemy
tylko twojej matce.
- A swojej nie chcesz powiedzieć?
- Powiem we właściwej chwili.  Pochylił się i mocniej
zacisnął palce. - Czy perspektywa macierzyństwa nadal jest
ci niemiła?
- Nigdy nie byÅ‚a mi bardzo przykra - wyznaÅ‚a po namy­
śle. - Ale nie pragnęłam dziecka tak bardzo jak Claire. Jedy-
68
ne, co naprawdÄ™ chciaÅ‚am zostawić po sobie, to książki. Wie­
le kobiet samotnie wychowuje dzieci, ale ja nie miaÅ‚am ta­
kich ambicji. Przyznaję, że początkowo wpadłam w panikę.
- A teraz z niej wypadłaś? - spytał z wesołym błyskiem
w oku.
- Jeśli chodzi o dziecko, tak. - Przygryzła wargę. - Jeśli
chodzi o małżeństwo z tobą, to chyba nie. Jakoś jeszcze do
mnie nie dotarÅ‚o. Uprzedzam, że gdy mam natchnienie, po­
trafię być opryskliwa.
- W takich chwilach bÄ™dziesz mogÅ‚a uciec na swoje pod­
dasze - rzekł bez wahania. - Ale przecież jesteśmy dorośli,
inteligentni. Chyba uda siÄ™ nam mieszkać pod jednym da­
chem bez kłótni i rękoczynów.
- Tego jestem więcej niż pewna. Nie wyobrażam sobie,
że mógłbyś podnieść na kogoś rękę.
- Tylko kobiety sÄ… pod ochronÄ…... - WyjÄ…Å‚ z kieszeni ka­
lendarzyk.. - A teraz ustalmy datÄ™. ProponujÄ™, żebyÅ›my po­
brali się za trzy tygodnie. Moja matka zaoszczędzi na sukni...
- Tak prędko? - spytała z przerażoną miną.
- Nie ma co zwlekać. Jeśli ktoś się zdziwi, powiemy, że
wcale to nie takie nagłe, ale że chciałaś odczekać rok po
śmierci Claire.
- Widzę, że opracowałeś wszystko w najdrobniejszych
szczegółach - zauważyła sucho. - Co zrobiłbyś, gdybym się
nie zgodziła na ślub?
- Tak długo bym cię przekonywał, aż zmieniłabyś zdanie.
- Czy dziecko tak wiele dla ciebie znaczy?
- Teraz, kiedy wiem, że będzie, owszem. - Wyciągnął
rękę. - Chodz, odwiozę cię do domu. Musisz dużo spać.
Skrzywiła się niezadowolona.
- Chyba nie zaczniesz pilnować mnie i zrzędzić?
- Zrzędzić? - powtórzył z niesmakiem.
69
- Mam nadzieję, że nie będziesz mi dyktował, co
mam jeść i o której się kłaść. Jestem przyzwyczajona do
tego, że robiÄ™, co chcÄ™ i kiedy chcÄ™. JeÅ›li mamy razem mie­
szkać. ..
- Kiedy razem zamieszkamy - uściślił.
- Dobrze, niech ci bÄ™dzie. Kiedy zamieszkamy pod jed­
nym dachem, będziesz musiał zostawić mi trochę swobody.
Przez ostatnie pół roku mieszkaÅ‚am sama i byÅ‚am zachwyco­
na. - Westchnęła żałośnie. - Nie wiedziałam, że szczęście tak
prędko się skończy.
Rufus usiadł i powiedział poważnie:
- Moja droga, pamiętam, że obiecałem nie robić porównań,
ale jedno jest konieczne, choćby dla spokoju twojego sumienia.
Zapewniam cię, że też bardzo cenię swobodę. Claire nie mogła
tego zrozumieć, bo samotność ją przerażała.
- Wiem. - Jo posmutniaÅ‚a. - Dlatego dziÄ™kowaÅ‚am Bo­
gu, że zginęła na miejscu. Nie miała czasu bać się końca.
Rufus wstał i otoczył ją ramionami w serdecznym
uścisku.
- Nie martw siÄ™, nie bÄ™dÄ™ pÅ‚akać - szepnęła nieco drżą­
cym głosem.
Przytuliła się mocniej, lecz przypomniała sobie, do czego
doszÅ‚o, gdy poprzednio znalazÅ‚a siÄ™ w jego ramionach. Od­
sunęła siÄ™ i spojrzaÅ‚a w górÄ™. Rufus patrzyÅ‚ na niÄ… z rozba­
wieniem i zrozumieniem.
- Możesz mi zaufać. Nie bÄ™dÄ™ wykorzystywaÅ‚ każdej sy­
tuacji.
Jo zaczerwieniła się po korzonki włosów.
- Mam nadzieję - szepnęła.
- Ale to nie znaczy, że nie mam ochoty - wyznaÅ‚ otwar­
cie. - Jestem mężczyzną, jak każdy inny. Niech pani o tym
pamięta, panno Fielding.
70
- Nie musisz mi przypominać! - rzuciła gniewnie. - Czy
nie dlatego znalezliśmy się w kropce?
Rufus uśmiechnął się szeroko i delikatnie pocałował ją
w policzek.
- Obiecuję, że teraz będę trzymał namiętności na wodzy.
ROZDZIAA PIATY [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centurion.xlx.pl