[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wyjechał do Etiopii ze szkołą przetrwania. Przemierzali pustynię Danakil z Afarami, członkami
pasterskiego ludu koczującego w tej niegościnnej krainie. Od nich mieli się nauczyć, jak być niezależnymi
i samowystarczalnymi, oszczędnymi w potrzebach. Trudna to była nauka dla nich, przybyszów z innego
świata. Dzieliła ich odległość& kilku wieków cywilizacji.
Tak, pustynia wymuszała pokorę, najsilniejszych rzucała na kolana. Ze stoickim spokojem uczono ich
akceptowania każdego wydarzenia, godzenia się ze stratą i życia bez materialnych pragnień. Wielkie
wyzwanie. W tych ekstremalnych warunkach dotarło do niego, że rodzina jest najważniejsza. Chyba za
pózno to zrozumiał.
Wstał i skierował się w stronę kuchni - czas na poranną kawę. Zatrzymał go dzwięk telefonu. Nie
wyłączył komórki, ponieważ do pózna ustalał szczegóły nowego kontraktu.
- Kto mógł dzwonić tak wcześnie? - zastanawiał się. - Wyświetliła się Patrycja, jego sekretarka.
Wiedział, że jeżeli dzwoni o tej porze, to musi się palić.
- Co siÄ™ dzieje?
- Konrad, musisz jak najszybciej tu przyjechać. Od wczoraj rewolucja w firmie, lecą głowy.
- Spokojnie, nie może być aż tak zle - uspokajał ją.
- Jest zle! - prawie krzyczała. - My oczywiście wiemy najmniej, musisz tu być, trzymać rękę na
pulsie. Rozumiem, że teraz to nieodpowiedni moment, ale błagam cię& Może złapiesz samolot do
Warszawy? A może ekspres. Postaraj się. Tutaj wszyscy oszaleli.
- Już się zbieram, będę najszybciej, jak się da.
- Konrad, uważaj na siebie. Nie jedz samochodem, masz ciężkie chwile za sobą.
- Tak, mam. Ale jak nie będzie czym, to przyjadę autem. Poradzę sobie.
- Jasne. No to na razie!
Konrad osunął się na krzesło, czuł, że siły go opuściły. Czy to możliwe?! Miał
przecieki, że szykują się zmiany, ale on sam nie czuł się zagrożony. A może jednak coś przeoczył?
Ostatnie wydarzenia stępiły jego czujność i& Nagle dotarło do niego, że tak naprawdę niewiele go to
wszystko obchodziło. Nawet się nie zdenerwował. Raczej solidaryzował się ze swoimi pracownikami,
obawiał się o ich przyszłość w firmie.
Kolejny telefon przywrócił go do rzeczywistości. To znowu Patrycja.
- Konrad, był tu szef, chce cię widzieć. Za godzinę masz ekspres do Warszawy, zamówiłam ci bilet&
***
Konrad wrócił z Warszawy po dwóch tygodniach. Tyle spraw spadło na niego, trzeba było
zreorganizować dział. Wielogodzinne narady, dziesiątki telefonów. Te silnie wyczerpujące przeżycia nie
pozostawały bez wpływu na jego stan zdrowia. Teraz już bez pomocy tabletek nie mógł zasnąć. Miał
kłopoty z łaknieniem, zjechał z wagi kolejne kilogramy.
W firmie nie był już numerem jeden. Młodzi przebojowo wtargnęli na brazylijski rynek. Akcje firmy
gwałtownie wzrosły, rozszerzyły się możliwości, i to tak bardzo, że trzeba było przerzucić część ludzi na
drugą półkulę. Nie każdemu to odpowiadało, woleli znalezć coś innego w Warszawie lub chociażby w
Europie. Pomagał, komu się dało, miał trochę możliwości. On sam nie mógł się zdecydować. Czuł
wyraznie, że nie ma już w sobie tyle entuzjazmu do pracy. Przestało mu zależeć, i to było zaskakujące
spostrzeżenie, musiały się w nim dokonać głębsze zmiany, niż to sobie dotąd uświadamiał. Ostatnio coraz
częściej spoglądał wstecz. Patrzył na siebie jak na obcego człowieka i& podziwiał. Uniwersytet Zląski
w Katowicach, prestiżowa francuska ESCP Europe. Praktyki w Madrycie, Londynie, we Frankfurcie. I
wreszcie przeprowadzka do City. Dwanaście godzin front office, czyli praca bezpośrednio z klientami,
doradztwo przy fuzjach, przejęciach.
Przez pierwsze lata miał ciągłe uczucie, że jego wiedza i studia są nieadekwatne, w City liczyły się
przede wszystkim: kompetencja, konsekwencja i chęć do pracy. Należało się cały czas rozwijać,
kreatywność nie znała granic. Standardem była praca co najmniej dwanaście godzin dziennie, a w czasie
ważnych transakcji nawet przez całą noc i w weekendy. W City więcej czasu spędzało się z ludzmi z
pracy niż z rodziną. Magda nie potrafiła tego zrozumieć i docenić jego wysiłku. Za to on się tym
pasjonował, szczególnie polubił inwestycje. Interesowała go złożoność gospodarki. To takie puzzle -
przesunie się jeden element i całość się zmienia.
Dzisiaj zaskoczył prezesa, odmówił wyjazdu do Brazylii. Wyjaśnił, że musi pobyć z żoną i synem, że
potrzebuje trochę czasu dla siebie. Wyznaczył swojego zastępcę. Miał
pełną świadomość, że po tej rozmowie jego notowania spadły na łeb na szyję. Czuł się z tym fatalnie,
wszystko się w nim buntowało, ale wiedział, że to jedyna rozsądna droga. Okresy remisji miał coraz
krótsze i już nic nie mógł zrobić.
Porządkował swoje sprawy, zabezpieczał rodzinę. Pochował córkę i musi otoczyć opieką Magdę i
synka. A czuł się już taki zmęczony, sam wymagał opieki i wsparcia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]