[ Pobierz całość w formacie PDF ]
guziki.
- Dzień dobry. - Miał nadzieję, że głos nie brzmiał
tak ochryple, jak mu się zdawało.
- Mam nadzieję, że ci nie przeszkadza, że włoży
łam na chwilę twoją koszulę. Masz może suszarkę do
włosów? - Mówiła szybko, nie sprawiając wrażenia,
by chciała porozmawiać o minionej nocy.
- Niestety nie.
- Nie mogę się bez niej umyć. Muszę jakoś wysu
szyć gips. A masz może pralkę z suszarką?
DOM NA SANTORINI
117
- Obok kuchni jest pralnia.
- Zwietnie. Mogę tam wrzucić swoje rzeczy
- Ja to zrobię. - Skorzystał z okazji, żeby wyjść,
zanim siÄ™ na niÄ… rzuci, zedrze z niej swojÄ… koszulÄ™
i zacznie się z nią namiętnie kochać. Zebrał ich ubrania
i skierował się ku drzwiom. Wstawił pranie i robił
kawę, kiedy Tallie weszła do kuchni. Koszula koń
czyła się w połowie uda.
- Kawy?
- Chętnie.
- Coś na śniadanie? - Starał się na nią nie patrzeć.
Nie wiedział, jak długo zniesie jej kuszenie.
- Poproszę o tosta. - Usiadła na jednym ze stoł
ków. Elias podał je kawę.
- Dziękuję. Piękne mieszkanie - powiedziała.
- PracujÄ™ nad nim.
- Cristina mi mówiła. Nie miałam pojęcia, że re
montujesz sam cały budynek. Nie wiedziałam nawet,
że jest twój.
- To dobra inwestycja. Poza tym nie tylko ja tu
pracowałem. Okablowanie i tego typu rzeczy robiła
ekipa. Ja tu tylko bałaganię.
- Więc ty sam to wszystko zrobiłeś? - zapytała,
wskazujÄ…c na szafki kuchenne i barek.
- Tak, wykonałem całą stolarkę.
- To dlaczego marnujesz siÄ™ w Antonides Marine?
- Słucham? - zapytał z wyrzutem.
- Przepraszam, oczywiście, że się nie marnujesz.
Tylko to wszystko jest takie piękne. O wiele piękniej
sze niż przejęcia i fuzje. A ty ewidentnie to kochasz.
- Uśmiechnęła się ze zrozumieniem.
118 ANNE MCALLISTER
Nie chciał, by go rozumiała. Nie pozwalało mu to
zachować bardziej oficjalnej stopy.
- Brak czasu - odparł. - Poza tym nie da się z tego
wyżyć.
Z tostera wyskoczyła grzanka. Elias podał ją Tallie,
która ciągnęła temat.
- Na pewno dałbyś sobie radę. Wielu ludzi oddało
by wszystko, by mieć coś takiego w domu.
- Oprócz pieniędzy - pokręcił głową. - To tylko
hobby. Mam ważniejsze rzeczy na głowie.
- Antonides Marine.
- Właśnie. I nawet nie próbuj sugerować, że powi
nienem ci ją zostawić.
- I tak byś nie mógł, jeżeli chcesz odzyskać
swój dom.
Więc wszystko sprowadzało się do domu. Namięt
ność ostatniej nocy była tylko efektem ubocznym
umowy biznesowej.
- Tak jest - odparł ponuro. - I powinienem się
w niej teraz pojawić. - Spojrzał na zegarek. - Już
prawie ósma. Pranie jest tam. - Skinął głową w kierun
ku drzwi do pralni. - Za kilka minut będzie gotowe.
Możesz je potem włożyć do suszarki.
Wypił ostatni łyk kawy, odstawił kubek na blat
i przemknÄ…Å‚ obok niej do drzwi.
- Nie chciałam być niegrzeczna - powiedziała
Tallie.
- Wiem - odparł, kiedy się odwrócił, desperacko
unikając jej spojrzenia. Dziś łączyły ich tylko relacje
zawodowe.
- To dobrze. A... jeżeli chodzi o wczoraj...
DOM NA SANTORINI 119
Elias wstrzymał oddech. Tallie zaczerwieniła się.
- Było miło.
- Miło?
- Więcej niż miło - dodała wyraznie skrępowana.
- Dziękuję.
Co miał na to odpowiedzieć? Również dziękuję?
- Tak. - Skinął głową. Wziął głęboki oddech.
- Nie spiesz siÄ™. Zaczniemy spotkanie w sprawie
Corbetta, kiedy przyjdziesz.
- Dziękuję. Przekaż też Markowi, że się trochę
spóznię.
- Markowi?
- Twojemu przyszłemu szwagrowi.
- Myślałem, że ślub jest o drugiej.
- Bo jest. Dlatego nie widzę powodu, żeby do
południa nie pracował.
- Co takiego? - zapytał z niedowierzaniem. - Nie
zrobiłaś tego.
- Owszem. Zatrudniłam go - odparła radośnie.
Zeszła do biura o wpół do dziesiątej. Po drodze
kupiła jeszcze rogale w pobliskim sklepie.
- Byłam trochę zajęta w nocy - powiedziała Rosie
i Dysonowi, mając nadzieje, że nikt nie pamięta, że ma
na sobie ten sam strój co wczoraj.
- Nie musisz codziennie czegoś przynosić. To nie
jest tak, że specjalnie na to czekamy - stwierdziła
Rosie, zaglÄ…dajÄ…c do torebki z rogalami.
- Pewnie, że nie - dodał Dyson. - Choć z drugiej
strony wcale mi to nie przeszkadza.
Tallie uśmiechnęła się, po czym zapytała:
120 ANNE MCALLISTER
- Gdzie jest Paul? - Bardziej jednak interesował ją
Elias. Nie słyszała krzyków, nie widziała krwi, więc
chyba jeszcze nie zamordował Marka.
- Pojechali do specjalisty od reklamy - odparła
Rosie. Tallie uniosła brwi. Rosie ciągnęła: - To ktoś,
kogo Mark poznał na wyścigach. Powiedział, że facet
może przygotuje kampanię dla naszej linii luksuso
wych jachtów.
- Naprawdę? - Wszystko zmierzało w jeszcze
lepszym kierunku, niż Tallie sobie założyła.
Poszła do gabinetu. W głowie miała burzę myśli.
Przerwało jej energiczne stukanie do drzwi i kiedy
zaledwie zdążyła podnieść wzrok, stanął przed nią
ciemnowłosy pirat.
- Theo? - Patrzyła zdumiona, ale zarazem za
chwycona widokiem swojego starszego brata. - Theo!
-Wyskoczyła z krzesła, prawie się przewracając. - Co
ty tu robisz? - Nie widziała go od miesięcy. Theo
zawsze był gdzieś w świecie.
- Jestem w drodze do Newport. ChcÄ™ tam zoba
czyć nową łódz. Popłynę nią do Hiszpanii, jeżeli się
okaże dobra. Zadzwoniłem do ojca, ale go nie było,
więc pomyślałem o tobie. Zadomowiłaś się tu już?
- Niezupełnie. - Uśmiechnęła się i pokręciła głową.
- Sekretarka ojca powiedziała mi, że cię tu znajdę.
Co ty tu właściwie robisz? - Po chwili zauważył gips
i kule. - I co ci się stało?
- Wpadłam pod ciężarówkę.
- Mogłaś zginąć! - wykrzyknął.
Już to ostatnio gdzieś usłyszała.
- Na szczęście nic się nie stało. Siadaj. Przyniosę
DOM NA SANTORINI 121
kawę. Powiedz mi, co tu robisz. Przecież nie znosisz
miasta.
Chciała wstać i pójść po kawę, ale Theo chwycił za
telefon i poprosił Rosie o dwie filiżanki.
- To jej praca - wytłumaczył się.
Tallie spojrzała na niego ze zdumieniem.
- Od kiedy stałeś się taki służbowy?
- Mam swoje momenty. - Usiadł zaraz po niej.
Spojrzał na Manhattan za oknem.
- Piękny widok, Tallie.
- To wszystko dzięki tobie.
- Mnie?
- Moja praca. Wygrałeś wyścig - przypomniała
mu - przeciw Aeolusowi Antonidesowi, dzięki czemu
wygrałeś dom. Przynajmniej na razie. A ja się stałam
prezesem Antonides Marine.
- Ojciec załatwił ci prezesurę? - Zaskoczony po
kręcił głową. - Przynajmniej jedna dobra rzecz z tego
wynikła.
Myślała, że się chociaż uśmiechnie.
- Coś się stało?
- Trzeba się było w to nie mieszać. %7łałuję, że
w ogóle tam popłynąłem.
- Gdzie?
- Na Santorini, do tego domu.
- Byłeś tam? - Tallie otworzyła szerzej oczy.
- Tak.
- Słyszałam, że jest tam pięknie. Elias, dyrektor
Antonides Marine - starała się, by jej głos brzmiał
profesjonalnie - mówił, że jego rodzina jest bardzo
zwiÄ…zana z tym miejscem.
122 ANNE MCALLISTER
- To prawda -przytaknął smutnym głosem. Pode
rwał się i zaczął chodzić po pokoju niczym pantera
w klatce.
Tallie patrzyła na niego zafascynowana. Theo, jeśli
nie chodziło o żeglowanie, był najbardziej niefrasob
liwym człowiekiem na świecie. Nigdy nie widziała, by
był smutny. W tej chwili zaś ewidentnie coś go mart
wiło.
Otworzyły się drzwi i weszła Rosie z kawą i rogali
kami. Postawiła tackę na biurku, przyglądając się Theo
z bliska, tak jak to robiły wszystkie kobiety. Gdy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]