[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Rowena poczuła, że oblewa się rumieńcem.
- Och... NaprawdÄ™ tak jest?
- Naprawdę, ale mogę poczekać - odparł. - Po co pani mnie masowała?
- Sądziłam, że cierpi pan z powodu napięcia i chciałby się odprężyć.
- Może więc pani do woli powtarzać masaż, ilekroć uzna, że wydaję się napięty.
- Czy było panu dobrze? - spytała onieśmielona. - Może pan powiedzieć mi praw-
dÄ™.
Roześmiał się, rozbawiony dwuznacznością pytania, przestał jednak natychmiast,
gdy powiedziała:
- Nigdy niczego podobnego nie robiłam.
Spojrzał na nią ze zdumieniem.
- Nie podobało się to panu - zmartwiła się.
- Oczywiście, że mi się podobało. A teraz chcę przekazać podziękowanie.
Chwycił ją za rękę i delikatnie pociągnął ku sobie. Potem ujął jej twarz w dłonie i
uciszył niepokój czułym pocałunkiem. Spodziewał się protestu, ale gdy nic takiego się
R
L
T
nie stało, pogłębił pocałunek. Wciąż klęcząc, Rowena odpowiadała coraz bardziej entu-
zjastycznie. Tobias wyczuł budzące się w niej pragnienie i z ciężkim westchnieniem za-
kończył pocałunek. Spojrzała na niego z wyrzutem, a on delikatnie przesunął jej palcem
po policzku.
- W podziękowaniu za tę przysługę chcę z panią zaznać miłosnych rozkoszy bez
żadnych ograniczeń.
- Spełnię pańskie życzenie, Tobiasie, gdy Jane będzie wolna.
- Będę na to nalegał. Zdaje się, że chciała mnie pani o coś spytać. Proszę się nie
wahać.
- Co rzeczywiście stało się tej nocy, gdy postrzelono mojego ojca? On jest przeko-
nany, że panu zawdzięcza kalectwo. Nie kwestionowałam jego opinii, jednak teraz nie
potrafię uwierzyć, że człowiek, którego znam, z zimną krwią strzeliłby komuś w plecy.
- Wbrew słowom pani ojca prawdą jest to, co powiedziałem przy naszym pierw-
szym spotkaniu. Nie jestem winien, chociaż rozumiem, dlaczego pani ojciec uważa ina-
czej. Stał tyłem do strzelającego, a jednocześnie wiedział, że przyjechałem go szukać.
- Pan wie, kto to zrobił? Przecież był pan przy tym.
- Matthew Golding zatrudnił wyrachowanego mordercę jako kapitana swojego
statku.
- Jack Mason? Dlaczego miałby ojca postrzelić?
Tobias wzruszył ramionami.
- Kto wie, co się roi mordercy? Moim zdaniem, zachętą mógł być  Delfin" i jego
Å‚adunek.
Rowena westchnęła i mimo woli skierowała wzrok ku miastu.
- Biedny ojciec. Przypuszczam, że będzie chciał zabić Masona, jeśli pan nie zrobi
tego pierwszy. - Wstała z klęczek. - Dobranoc, Tobiasie. Miejmy nadzieję, że to nasza
ostatnia noc pod Meknes.
W tym momencie Tobias uświadomił sobie, że wspólna wyprawa dobiega końca i
wkrótce rozstanie się z Roweną. Przyjemnie było cieszyć się jej bliskością, kojącym do-
tykiem dłoni, smakiem ust i pocałunkami. Zamierzał ją zdobyć, w pewnej chwili zrozu-
R
L
T
miał jednak, że to mu nie wystarczy. Chciał służyć Rowenie i dać jej wszystko, co tylko
możliwe.
Komandor Stewart zdołał nawiązać kontakt z Sulejmanem i wkrótce przysłał wia-
domość Tobiasowi. Wysokość okupu ustalono na bajońską sumę tysiąca funtów. Naza-
jutrz w południe Tobias miał czekać przy bramie Bab Mansur, dokąd zostanie przypro-
wadzona Jane.
Tobias powtórzył informację Rowenie.
- Proszę pozwolić mi pójść z panem.
- Wolałbym pani nie zabierać. Nie chcę niepotrzebnie pani narażać.
Rowena zbladła.
- Może panu coś grozić?
Tobias ujął ją za ręce.
- Nie, pod warunkiem, że wszystko potoczy się zgodnie z planem. Rozsądek naka-
zuje jednak zachować ostrożność. Musi pani być gotowa do natychmiastowego odjazdu,
kiedy wrócę do obozowiska.
- Wezmie pan konia?
- Nie. Pójdę pieszo. Na koniu bardziej zwracałbym uwagę.
Nadeszła chwila rozstania. Rowena stanęła przed Tobiasem, czując narastające
zdenerwowanie.
- Będzie pan ostrożny? - spytała i położyła mu rękę na ramieniu.
- Wrócę tutaj z Jane, zanim pani się obejrzy.
- Niech pan jedzie - pożegnała go, bo powiedzieć więcej nie byłaby w stanie.
Kilku członków niesławnej Czarnej Gwardii sułtana stało w południe na posterun-
ku pod Bab Mansur, największą z ceremonialnych bram Meknes. Byli to doskonale wy-
ćwiczeni, brutalni, ślepo posłuszni swojemu panu żołnierze. Pilnie obserwowali otocze-
nie. Nie działo się nic niezwykłego, jak co dzień ludzie przechodzili w jedną i drugą
stronę. Wysoki mężczyzna w przybrudzonej białej galabii, który spotkał się z otyłym
R
L
T
mężczyzną w niebieskiej jedwabnej tunice i turbanie oraz zakwefioną kobietą nie zasłu-
giwał na więcej uwagi niż inni.
Rowena przyglądała się dwóm postaciom, schodzącym ze wzgórza ku obozowisku.
Ogarnęła ją niewysłowiona radość, gdy poznała Tobiasa. Miała nadzieję, że idącą z nim
osobÄ… jest Jane.
Wkrótce stanęli przed nią.
- Pani siostra - powiedział Tobias.
Na widok Roweny Jane wybuchnęła płaczem.
- Myślałam, że już zawsze będę tkwić zamknięta w tym okropnym miejscu - po-
wiedziała przez łzy, odsunąwszy z twarzy zasłonę, żeby przyjrzeć się siostrze. - Tak bar-
dzo się bałam, że nigdy więcej cię nie zobaczę.
Wciąż nie mogła dojść do siebie po niedawnych, nieoczekiwanych przeżyciach.
Wyprowadzono ją z haremu pod samym nosem pilnujących eunuchów, przekazano w
ręce nieznajomego mężczyzny, a gdy opuściła z nim miasto, dowiedziała się, że jest
wolna i wkrótce ujrzy siostrę.
Padły sobie w objęcia.
- Musimy jechać - zwrócił im uwagę Tobias, gdy uznał, że powitanie sióstr się
przedłuża. Mimo zapłacenia okupu nie mógł wykluczyć pościgu.
Jane zmierzyła wzrokiem swojego wybawiciela.
- Przypomniałam sobie - powiedziała. - Pan Searle, prawda? Nie wiem, skąd pan
się tu wziął, ale z całego serca dziękuję. Chociaż szczerze mówiąc, nie rozumiem, dla-
czego pan mi pomógł, narażając życie. Przecież jestem córką człowieka, który ma wobec
pana dług.
- Wyjaśni się to w swoim czasie - odrzekł Tobias. - Naprawdę trzeba się spieszyć.
Zanim zapadnie zmrok, musimy znalezć się daleko stąd.
Jane spojrzała na siostrę.
- Gdzie znalazłaś takie okropne szmaty? - spytała, podnosząc głos. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centurion.xlx.pl