[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Mogę iść z tobą? - spytała dziewczynka.
- Jasne - zgodziła się z udanym entuzjazmem.
Mała podskoczyła ucieszona, a ona owinęła ciasto folią i
wyszła, żeby zanieść dobrosąsiedzki podarunek temu
irytującemu facetowi. Chociaż w duchu miała nadzieję, że się
nim udławi.
Ryan kręcił się na krześle i bezskutecznie próbował
znalezć najwygodniejszą pozycję.
Odstawił kubek i przeciągnął się zmęczony, kiedy usłyszał
z tyłu kroki. Zerknął zaciekawiony i zobaczył Laurę i Chloe
zmierzające w jego kierunku. Miał wrażenie, że tym razem
brakowało jej zwykłej buńczuczności. To było coś nowego.
- Dobry wieczór, panie Gasper - odezwała się oficjalnie,
gdy podeszły bliżej.
- Lubi, jak się do niego mówi Ryan - doradziła Chloe.
- Ryan albo kowboj - dodał usłużnie. - Reaguję na oba
imiona. - I uśmiechnął się czarująco. Laura najwyrazniej
postanowiła zakopać topór wojenny, a on nie mógł
zmarnować takiej okazji. - To dla mnie? - zapytał wprost,
wskazujÄ…c na ciasto.
- Owszem. Jill odmalowała tak żałosny obraz twojej
egzystencji, że nawet mnie ruszyło sumienie. Zapewniała, że
nie masz co jeść, a nie wybaczyłaby mi, gdybyś umarł z
głodu.
- Nie jest tak zle, ale dziękuję za troskę. - Uśmiechnął się
i zrobił zapraszający gest. - Może się przyłączycie?
Ostrożności nigdy dość. Biorąc pod uwagę jej ton, nie był
pewien, czy nie dosypała do mąki trutki na szczury.
Chloe zrobiła już krok do przodu, ale Laura znacząco
ścisnęła jej ramię. Dziewczynka zrozumiała, pożegnała się i
pobiegła w stronę domku.
Kiedy oddaliła się na bezpieczną odległość, Laura zniżyła
głos niemal do szeptu i powiedziała:
- Zamierzałam zaprosić cię jutro na kolację, żebyś poznał
Chloe, ale widzę, że świetnie sam sobie poradziłeś!
Ha, to dopiero nowina! Jakoś nie mógł uwierzyć, że
kiedykolwiek pozwoliłaby mu na kontakt z dziewczynką.
- To ona mnie znalazła - wyjaśnił spokojnie. - Właśnie
wychodziłem, kiedy skakała na skakance przed moim domem.
Mówiła, że kazałaś jej wyjść, żeby nie przeszkadzała ci
rozmawiać - dodał z nutką satysfakcji.
- Ach tak! - zawołała zirytowana. - A więc to moja wina,
że spotkaliście się sami, bez mojej zgody i opieki.
Wcale nie miał zamiaru się z nią kłócić, ale napięcie i
agresja w jej głosie sprawiły, że jego cierpliwość się
wyczerpała. W końcu nie zrobił przecież nic złego, chciał
tylko spotkać się ze swoją bratanicą!
- Tak - potwierdził wolno i wyraznie. - To twoja wina.
Usta zacisnęły jej się w wąską linię, lecz ogień w oczach nie
zgasł. Dlaczego było w niej tyle napięcia? Czyżby istotnie aż
tak bardzo się bała?
Może nie powinien się temu dziwić. Była przecież
zupełnie sama, nie miała wsparcia w nikim bliskim i pewnie
życie nauczyło ją ostrożności.
Ciekawe, dlaczego z nikim się nie związała? Była przecież
bardzo atrakcyjna, na pewno nie narzekała na brak
powodzenia. I nagle poczuł ten głupi skurcz w żołądku. Znał
to uczucie. Przez wiele lat zazdrościł Willowi, że wszystko,
przychodziło mu w życiu z taką łatwością. Wiedział, że nie
ma prawa zastanawiać się, Czy podobnie było z Laurą. To nie
była jego sprawa. Obchodziła go tylko Chloe.
- Nie musisz się bać - zapewnił spokojnie. - Mówiłem ci
już, że nie mam żadnych złych zamiarów. Wiem, że mój
przyjazd bardzo cię zaskoczył, ale uwierz, dla mnie ta cała
sytuacja też jest dużą niespodzianką. Powinienem być teraz w
samolocie do Las Vegas, gdzie miałem wygłosić odczyt na
zaproszenie jednego z dużych amerykańskich banków.
Tymczasem siedzę tutaj. I zamierzam zostać, tylko po to, aby
poznać Chloe. Nie ukrywam, że chciałbym też poznać ciebie -
kobietę, dla której mój brat poświęcił wszystko, co oferował
mu świat.
Jakiś dziwny błysk przeszył jej oczy. I to musiało mu
wystarczyć za całą odpowiedz. Widocznie samo wspomnienie
Willa wciąż wywoływało w niej ból. To jakoś wyjaśniało
sytuację. A więc ich dalsza znajomość nie niosła ze sobą
żadnego ryzyka. Przynajmniej z jej strony. Chyba to lepiej,
przyznał niechętnie. Będzie mógł skupić się na Chloe i nie
zajmować jej uroczą matką. Dziewczyną z listu, który tak
chwycił go za serce.
To dobrze, ustalił sam ze sobą, tak będzie bezpieczniej.
Dla wszystkich.
- Wejdz do środka, Lauro - ponowił zaproszenie. -
Pomożesz mi wypić zabójczo mocne espresso.
- Espresso? - zdziwiła się i brwi uniosły jej się zabawnie.
Wyglądała tak pociągająco, że musiał wziąć głęboki oddech.
- W tym klimacie zwykła filiżanka herbaty to duże
ryzyko.
- No, może trochę przesadziłem - przyznał z uśmiechem. -
Włosi pewnie by mnie wyśmiali. Znalazłem jakąś starą paczkę
kawy i próbowałem ją reanimować.
Patrzyła na niego dziwnie i kilka razy zamrugała oczami.
Przez chwilę miał nadzieję, że da mu szansę. W końcu jednak
pokręciła głową i zrobiła krok do tyłu.
- Może innym razem? - zaproponował. Uśmiechnęła się
lekko, ale nie odpowiedziała. Obserwował ją przez całą drogę
do domu. PÅ‚ynne ruchy bioder, podrygiwanie kucyka na
plecach...
Westchnął ciężko i zacisnął dłonie na talerzu z ciastem. Po
co mu espresso? Już samo patrzenie na tę kobietę robiło na
nim większe wrażenie niż łyk najmocniejszej kawy.
Ciasto pachniało wspaniale. Usiadł więc na schodach i
odłamał sobie kawałek. Patrzył na zachód słońca, łykał
kolejne kęsy i próbował przekonać sam siebie, że to, co robi,
nie jest szaleństwem.
ROZDZIAA PITY
Kiedy następnego dnia odwoziła Chloe do szkoły,
wiedziała, że czeka ją ciężki poranek. Rzeczywistość jednak
okazała się jeszcze trudniejsza, niż Laura przypuszczała.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]