[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nadiu, popatrz na mnie.
S
R
Zmusiła się do spojrzenia w bok i zamiast irytacji w jego oczach zobaczyła
tylko cierpliwość.
- To niczym się nie różni od jazdy samochodzikami w lunaparku. Podobało ci
siÄ™ to, prawda?
Odetchnęła powoli, przywołując wspomnienia lepszych dni.
- Tak.
- Tylko teraz nie musisz się tak spinać, bo nikt nie zamierza na ciebie wpadać.
Cały ten teren masz dla siebie. Nie zdarzy się nic złego.
- Aatwo ci mówić.
- Jezdziłaś wózkami golfowymi. Pedały są te same.
Rozprostowała zesztywniałe palce.
- Nadiu. - Do cierpliwości w jego głosie doszedł ton zdecydowania. - Nie ru-
szymy się stąd, dopóki nie objedziesz parkingu dookoła.
%7łeby w jej wieku nie móc ruszyć durnym samochodem... Bezapelacyjny do-
wód słabości. Coś, co musi pokonać.
- Jeden raz dookoła parkingu?
- Dookoła całej posesji i na koniec zaparkujesz.
Jedno okrążenie. Tyle da radę. Przekręciła kluczyk, silnik ożył. Przenosząc
nogę z hamulca na gaz, miała wrażenie, że stopa waży tonę. Silnik ryknął, ale sa-
mochód ani drgnął.
- Przełóż nogę z powrotem na hamulec i przestaw dzwignię w pozycję
 drive".
Idiotka. Lecz jeśli Lucas też tak uważał, w najmniejszym stopniu tego nie
okazał. Jego uspokajający głos przypomniał jej czasy, gdy pokazywał jej różne
nowe rzeczy, takie jak jazda na rowerze, darmowe koncerty w parku czy kochanie
siÄ™ na kocu pod przykryciem tylko z gwiazd.
Wciąż rozedrgana, zacisnęła zęby i zrobiła, co jej kazano. Samochód posunął
się o kilka centymetrów. Serce o mało nie wyskoczyło jej z piersi. Walczyła z za-
S
R
wrotami głowy.
Poradzi sobie. A może potem on zostawi ją w spokoju.
- Dobrze ci idzie.
Zerknęła na niego. Na jego ustach igrał ten sam delikatny uśmiech, który la-
tami prześladował ją w snach.
- Patrz na drogę, księżniczko.
Gwałtownie odwróciła twarz.
- Jazdę do przodu mamy załatwioną. Kiedy dotrzesz za budynek, podniesiemy
poprzeczkę. Postaraj się utrzymać pomiędzy liniami.
Zawsze to robił. Dodawał otuchy bez strofowania. Bardziej prowadził, niż
rozkazywał. Nie chciała, by był miły, cierpliwy i wyrozumiały. Chciała wrednego
drania. O wiele łatwiej byłoby go wtedy nienawidzić - bo w tej chwili czynił to
uczucie bardzo, bardzo trudnym do utrzymania.
Nigdy nie była bardziej świadoma ciała niż w tej chwili. Własnego i jego.
Cofnęła się w kąt windy, najgłębiej jak się dało. Skoncentrowała się na
uszczelce pomiędzy skrzydłami drzwi i usiłowała nie zważać na zapach rozsiewany
przez mężczyznę stojącego o dwa metry od niej. Była spięta i niepewna, ale towa-
rzyszyło temu poczucie zwycięstwa.
Prowadziła samochód!
Nie odważyłaby się wyjechać na ulicę, ale zrobiła dziś postępy większe niż
przez jedenaście lat terapii. Dzięki Lucasowi. Wciąż nie mogła mu wybaczyć, że
wolał od niej pieniądze, ale czuła, że jest tego coraz bliższa.
Przypomniała sobie stanowczo zbyt miłą kolację właśnie zjedzoną z nim w
barze ze stekami, niespieszną rozmowę o sztuce, muzyce, książkach i filmach.
Niedobrze. Nie wolno się jej zbytnio cieszyć poczuciem zwycięstwa z powodu opa-
nowania samochodu. No, może jest w tym trochę przesady, ale kiedy się uspokoiła,
jedno okrążenie posesji zamieniło się w godzinną jazdę.
S
R
I absolutnie nie mogła sobie przypomnieć, żeby w przeszłości kiedykolwiek
tak dobrze siÄ™ razem bawili.
Pragnęła, by ją pocałował. To byłby wyjątkowo duży błąd. Gorączkowo szu-
kała sposobu na odwrócenie uwagi.
- Dziękuję za kolację.
- Bardzo mi miło. Wkrótce to powtórzymy. - Jestem z ciebie dumny, Nadiu.
- Sama jestem z siebie dumna.
- Jak na pierwszą lekcję znakomicie sobie poradziłaś. Jutro będzie łatwiej. O
dziewiÄ…tej.
- Co do jutra...
Zająknęła się, bo właśnie otwarły się drzwi windy. Lucas oderwał się od
ściany, ale nie wyszedł. Podszedł do niej i oparł dłoń na ścianie obok jej głowy.
Puls łomotał jej w uszach. Musiała to przerwać, i to szybko.
- Dobrze więc, dziękuję za kolację i...
Musnął palcami jej podbródek. Wstrzymała oddech. Jakże chciała, żeby ją
pocałował. Jednak posłuchała głosu rozsądku wniebogłosy wrzeszczącego jej w
głowie, zanurkowała pod jego ręką i uciekła w stronę swojego mieszkania.
- Do zobaczenia i dobranoc.
Wpadła do apartamentu i zatrzasnęła drzwi. Mało brakowało. Musi opanować
swoje hormony, zanim wpędzą ją w kłopoty.
Następnego ranka, minutę po szóstej, Nadia uchyliła drzwi apartamentu i
wyjrzała ostrożnie. W holu pusto, drzwi Lucasa zamknięte.
Musiała wyjść. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centurion.xlx.pl