[ Pobierz całość w formacie PDF ]
aby dokończyć zdanie - ...sądzę, że ona jest zbyt przerażona. Ja zresztą też. Co...
Polyon nie miał czasu na słuchanie retorycznych pytań. Kiedy nadchodziła następna
normalna przestrzeń, był gotowy, aby to wykorzystać.
- Przejmuję statek, oto co się dzieje - odpowiedział na nie dokończone pytanie Fassy. -
Każda funkcja na tym statku, która zawiera hiperchipy, jest teraz pod moją kontrolą. Powód...
Przesunięcie, rozciągnięcie, falowanie, powrót do normalności na kilka sekund.
- ...tego drugiego przekształcenia jest taki, że mózg statku nie pracuje i nie może wydostać
nas z Osobliwości.
Darnell zgiął się i wymiotował głośniej niż przedtem, zatapiając następne słowa Polyona i
marnując resztę przepływu normalnej przestrzeni.
Polyon poczekał, jedna obuta noga kurczyła się. Kiedy postukał w nią, rozciągnęła się,
okręciła wokół drugiej jak wąż, pózniej prostowała znów do normalnego kształtu przepisowego
obuwia z Akademii.
- Ja potrafię wyprowadzić nas z Osobliwości - ogłosił. - Jednak muszę znalezć się przy
konsolecie kontrolnej. Mogę mieć tam kłopoty. Będziecie musieli pomóc mi zabrać mięśniowca i
cyborga.
- Dlaczego mielibyśmy to robić? - zapytał Blaize.
Polyon uśmiechnął się.
- Pózniej nie zapomnę o moich przyjaciołach - powiedział łagodnie.
- Ale co nam... - Darnell przewidująco chciał wiedzieć, lecz pętla transformacyjna zmyła
jego pytanie. Kiedy znów pojawiła się normalna przestrzeń, Blaize był bliżej ich wszystkich.
Wystarczająco blisko, aby odpowiedzieć za Polyona.
- Ale co nam to da? Wyobrażam sobie, że bardzo dużo. To nie tylko te hiperchipy na statku,
prawda, Polyon? Wszystkie hiperchipy, które Shemali przetwarzała tak szybko, mają ten sam
podstawowy prÄ…d, prawda?
- Niekoniecznie nazwałbym to prądem - odrzekł Polyon. - Masz jednak rację. Gdy
wydostaniemy się z Osobliwości i będziemy mieli znów dostęp do sieci, to komputer tego statku
nada Ostateczną Fazę do każdego hiperchipu, który kiedykolwiek był założony. Będę miał...
Wszyscy już teraz podłapali rytm transformacyjnej pętli i pauza przez trzy zniekształcone
podprzestrzenie stała się częścią normalnego stylu rozmowy.
- ...kontrolę nad światem - zakończył przy następnym przejściu przez normalną przestrzeń.
Blaize podszedł jeszcze bliżej. Głupi, mały szczeniak próbował poruszać się w czasie
przekształceń.
- A my będziemy twoimi lojalnymi oficerami - stwierdził Blaize.
- Wiem, jak nagradzać usługi - powiedział Polyon bezbarwnie. Do ganglicydu z tobą,
kłopotliwy człowieku, jak tylko zdobędę władzę.
- Ja się z tym nie zgadzam - rzekł Blaize, kiedy normalna przestrzeń weszła w pierwsze
zniekształcenie.
Machnął pięścią w Polyona, ale zanim wylądowała, skurczyła się do rozmiarów orzecha, a
przy następnym zanurzeniu w normalną przestrzeń Polyon był już gotowy, aby oddać cios, który
posłał Blaize'a na pokład. Zanim się na nim znalazł, pokład stał się miękki jak ruchomy piasek, w
który Blaize się wkręcił, zbyt oszołomiony, aby podnieść się od razu.
- Powstrzymajcie mnie - odezwał się Polyon do pozostałych dwóch, kiedy przepływała
normalna przestrzeń - a umrzecie wszyscy tu, w Osobliwości, bo nikt inny nie może nas stąd
wydostać. Próbujcie mnie zatrzymać, a przegracie. - I znów uśmiechnął się słodko. - Będziecie
żałować, że tutaj nie umarliście. Jesteście ze mną?
Zanim zdążyli odpowiedzieć, nowy element włączył się do gry. Sycząca chmura gazu,
niewidzialna w normalnej przestrzeni, wyraznie się odznaczyła w postaci różowego obramowania
podłogi, różowego światła w pierwszej przestrzeni transformacyjnej. Pochłonęła Blaize'a i przestał
się poruszać, padł jak nieżywy w zmiennych transformacjach pokładu.
Gaz usypiający, pomyślał Polyon. Nie mógł krzyczeć przez pętlę, aby ostrzec innych.
Przytknął obie ręce do ust i nosa, zobaczył, że Fassa zrobiła to samo, wysunął głowę w kierunku
kabiny centralnej. Te drzwi też były otwarte. Ruszył w ich kierunku, zataczając się przez zgęstniałe
jak woda powietrze, z obolałymi płucami oczekującymi na oddech. Wpadł do środka, ktoś pchał się
za nim - Fassa, i po niej Darnell. Przestali być dla niego ważni Blaize - , zdrajca i Alpha - na pewno
do tego czasu uśpiona w swojej kabinie. Polyon chwycił powietrze i przy pierwszym bolesnym
oddechu krzyknÄ…Å‚:
- Główne zamki!
Drzwi od kabiny kontrolnej zatrzasnęły się dziwnym, trzęsącym ruchem tak, jakby walczyły
z własnym mechanizmem, a Polyon znalazł drogę i zbadał swoje nowe terytorium.
Nie tak zle! Jedynym pasażerem, którym naprawdę się przejmował, był Sev Bryley-
Sorensen. Ale jego tu nie było. Był więc zamknięty z Alphą i Blaize'em, prawdopodobnie uśpiony
gazem, tak jak i oni. Pozostałych dwoje pochylało się nad konsoletą, nadal próbując dowiedzieć się,
dlaczego drzwi otwierają się i zamykają bez ich rozkazów - i usiłując wypełnić pomieszczenia
pasażerskie gazem usypiającym; no cóż, to im się udało.
Przez kolejne przemiany widział ich obracających się na swoich siedzeniach, ich otwarte
usta rozciągające się w drugiej podprzestrzeni, a pózniej kurczące się do okrągłych punkcików w
trzeciej. Normalna przestrzeń ukazała dziwnego cyborga wykonującego ruch, który nie był
transformacyjnym przywidzeniem: prawe ramię sięgało do pasa. Polyon rzucił komendę i sztuczne
ramię oraz noga cyborga poruszyły się na złączach, wykręcając się z przyczepu. Tors z krwi i kości
pochylił się w ślad za oderwanymi sztucznymi organami. Następna komenda i protezy upadły
ciężko i martwo na podłogę, pociągając za sobą ciało. Głowa uderzyła o podtrzymujący filar pod
fotelem. Polyon podszedł, aby zabrać szpikulec, zanim Micaya dojdzie do siebie. Przestrzeń
rozciągnęła się przed nim, ale jego ręce podążyły za nią; poczucie ciężaru szpikulca upewniło go,
że jego palce, nawet jeśli przez moment przypominały macki, mocno trzymały broń.
Przy następnym przejściu do normalnej przestrzeni znów był wyprostowany i mierzył
szpikulcem w Foristera.
- Tam! - Ruchem głowy wskazał na centralną kolumnę.
Gdzieś tam z tyłu, wewnątrz tytanowego pancerza pływał mózg statku, tkwiło skurczone,
zniekształcone ciało, utrzymywane przy życiu przez rurki, kable i system naturalnych składników.
Polyon otrząsnął się na samą myśl; nigdy nie rozumiał, dlaczego Centrala upierała się przy
utrzymywaniu tych potworów przy życiu, dając im nawet odpowiednie stanowiska, które można
było obsadzać prawdziwymi ludzmi, takimi jak on sam. No cóż, ten mózg na pewno zwariował do
[ Pobierz całość w formacie PDF ]