[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Na myśl o myszkujących w jej domu łotrach Calliope zrobiło się zimno.
Angelford ruszył w stronę biurka. Calliope uprzedziła go.
- To tylko moje dokumenty. Prywatna korespondencja. Nic niezwykłego.
Markiz spojrzał na nią zdziwiony. Calliope była przekonana, że będzie chciał
wszystko przejrzeć, ale musiała zaryzykować.
- Jeśli mnie pan podejrzewa, proszę przeszukać moje rzeczy. Ale jeśli nie,
wolałabym, żeby nie czytał pan moich listów.
- Na razie nie podejrzewam panią o nic więcej niż wicie sobie wygodnego gniazdka,
więc może się pani nie obawiać.
Calliope odetchnęła z ulgą, choć słowa Angelforda ją zabolały. Zebrała dokumenty,
by nie zdążył zmienić zdania, ale zostawiła je na blacie. Impulsywnie stwierdziła, że
mu zaufa.
Przez kilka godzin dokładnie przeszukiwali pokój, biurko i tajne skrytki, o których
wiedział James, i półki z oprawionymi w skórę książkami Chaucera, Moliera,
Voltaire'a, Rousseau, Miltona i Pope'a. Nie znalezli nic podejrzanego.
Południe już dawno minęło, gdy Calliope uświadomiła sobie, że od samego początku
poszukiwań nie powiedzieli sobie ani jednej złośliwości.
Podniosła ze stolika gruby tom i uśmiechnęła się.
- Chciałam ją przeczytać. To druga część ulubionej powieści Stephena. Wszędzie
zabiera ze sobą tę książkę.
- Czerwona pieczęć
- Tak.
- Wie pani, gdzie jest pierwsza część? - spytał James.
- W moim pokoju. Angelford ożywił się.
- Proszę mi ją pokazać.
Calliope weszła do swojej sypialni i podała mu leżący na toaletce tom.
- Dobrze, niech na to spojrzÄ™.
Angelford usiadł na łóżku i pomacał najpierw grzbiet, potem okładki, po czym
ostrożnie wsunął palce między okładkę i grzbiet.
- Kiedyś Stephen przemycał w niej ważne dokumenty. Powoli wyjął z wnętrza
złożone kartki. Nie zważając na niestosowność takiego zachowania, Calliope usiadła
obok niego i zajrzała mu przez ramię. Na jednej z kartek widniał wyraz Salisbury i
lista nazwisk: Angelford, Chalmers, Seagrove, Pettigrew, Terberry, Roth, Holt,
Castlereagh, Hampton, Merriweather, Nieznany. Pierwsze trzy - Angelford,
Chalmers i Seagrove - zostały wykreślone. Castlereagh i Merriweather były
przekreślone dwukrotnie. Salisbury? Serce Calliope zabiło mocniej.
- Na liście jest pana nazwisko. I Stephena.
- To pismo Stephena. Salisbury...
Calliope ścisnęła mocno dłonie. Miała ochotę krzyknąć: Co Salisbury?
- Wie pan, co oznacza ta lista?
- Wiele lat temu nie powiodła się pewna misja. Przez zdrajcę zginął człowiek.
Zledztwo zostało umorzone pod naciskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych z
powodu zamieszek we Francji i braku dowodów.
Serce Calliope biło coraz szybciej. Na szczęście Angelford zdawał się nie zauważać
zmiany w jej wyglądzie. Sprawiał wrażenie zamyślonego.
- Każda z tych osób miała coś wspólnego z tą misją -powiedział roztargniony.
- A co jest na drugiej kartce?
Angelford podniósł papier, na którym znajdował się odcisk przedstawiający
drapieżnego ptaka.
- Wygląda to na odcisk pieczęci lub pierścienia. Calliope wzięła do ręki kartkę z
odciskiem ptaka, choć bardziej interesowała ją lista. W tej chwili jak nigdy przydały
jej siÄ™ lekcje aktorstwa.
- A więc musimy ustalić, kto z listy jest zdrajcą. Stephen najwyrazniej sądził, że pan
i Seagrove jesteście niewinni. Castlereagh popełnił samobójstwo w zeszłym roku.
Nie wiem, dlaczego Merriweather jest dwukrotnie przekreślony. Może też nie żyje?
Musimy znalezć pieczęć albo pierścień, którym zrobiono odcisk.
Angelford spojrzał na Calliope, jakby nagle straciła rozum.
- Bardzo mi pani pomogła, pokazując tę książkę, i to wystarczy. Jak tylko wróci
Finn, każę mu zostać z panią.
Calliope zatrzęsła się ze złości. Wszystko co wiązało się z Salisburym, dotyczyło
także jej.
- Wykluczone. Do pana nikt nie napisał listu z pogróżkami, o ile pamiętam. Wciąż
mnie pan potrzebuje.
James potrząsnął głową.
- Nie będziemy narażać pani na dalsze niebezpieczeństwo.
- Bardzo przepraszam, ale jeśli pan wykluczy mnie ze swoich poszukiwań, rozpocznę
śledztwo na własną rękę. Taki miałam zamiar od samego początku.
- Jeśli zrobi to pani, zmuszę panią do opuszczenia Londynu - oznajmił chłodno.
Calliope była zrozpaczona, ale nie dawała za wygraną.
- Skoro w liście nie ma mowy o tym, co powinnam zrobić z tą rzeczą, na pewno
nadejdzie kolejna wiadomość. Kto według pana ją odbierze, jeśli mnie tu nie będzie?
Angelford zamyślił się.
- Poza tym, nie ma pan pewności, że to, czego oni szukają, ma cokolwiek wspólnego z
listą albo odciskiem. Nadal mnie pan potrzebuje. Powiedzielibyśmy wszystkim, że
Stephen wyjechał - ciągnęła. - A ja dyskretnie popytam dookoła. Będzie wyglądało
na to, że wszystko jest w porządku. Wprowadzimy wrogów w błąd i może komuś
powinie się noga. Może nawet będzie kolejny list.
Angelford wstał i podszedł do toaletki. Podniósł buteleczkę z perfumami i powąchał.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]