[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Lydia długo leżała, nie mogąc uciec w sen, słuchała jego oddechu, rozmyślała. Aż
wreszcie zasnęła. Następnego ranka, gdy zadzwięczał budzik, gryzły ją oczy. Od łez.
Jake odwrócił się i wyłączył budzik. Przewrócił się z powrotem na bok i spojrzał
na Lydię. Wyglądała kiepsko, a on poczuł się za to odpowiedzialny. Nie był wobec niej
całkowicie szczery. Ale dlaczego miałby wszystko jej wyznawać?
Niby mogłoby być to takie proste:  Zmieniłem zdanie odnośnie naszej umowy. Nie
chcę być już z tobą tylko przez jeden tydzień. Chcę więcej. Chcę wszystko, co możesz
mi tylko dać". Te słowa nie byłyby tak zupełnie pozbawione kontekstu. Przecież dał jej
pewne wskazówki co do swoich intencji - zabrał ją do swojej rodziny. Kobieta tak in-
teligentna i wnikliwa jak Lydia powinna była zrozumieć, że nie zaprasza się, ot tak, byle
kogo do swoich najbliższych.
To było śmieszne - w rozmowach handlowych natychmiast przeszedłby do sedna
sprawy, przedstawił otwarcie kwestię i szukał rozwiązania, by wszystkim pasowało.
Ale ta kwestia dotyczyła intymnych spraw. A to była zupełnie inna gra. I nie li-
czyły się w niej tylko jego uczucia. Lydia przyznała, że pragnie mieć dzieci. I pewnie
byłaby świetną matką. Nie mógł tak po prostu odebrać jej tych planów.
Poza tym nie istniały żadne gwarancje medyczne, że jego nowotwór pozostanie w
remisji.
A ona zaczynała nowe życie. Miała wreszcie zająć się czymś, co całe życie pra-
gnęła robić. On mógł zaoferować jej jedynie zmartwienia. Jakże mógłby być tak samo-
lubny, by odebrać jej radość życia, wiedząc, że mogłaby zostać w przyszłości sama i by-
łoby jej bardzo ciężko po tym wszystkim się pozbierać?
Więc nie miał zamiaru o nic jej prosić. Postąpi tak jak z Grace. Pozwoli jej odejść,
mając nadzieję, że spotka kogoś, kto na nią zasługuje.
R
L
T
%7łałował bardzo, że to nie mógł być on. A teraz będzie miły i pogodny, i będzie
udawał, że to była tylko  biznesowa" umowa. W ten sposób będzie to najmniej bolesne
dla obojga.
- Lepiej się zrywajmy, jeśli chcemy zdążyć zjeść śniadanie przed wyjazdem.
- Nie jestem szczególnie głodna.
On też nie był, ale w ciągu ostatnich kilku miesięcy nauczył się maskować swoje
uczucia.
- Wskakujesz pierwsza pod prysznic czy ja mogÄ™ pierwszy?
Nawet nie ośmielił się zaproponować jej, by kąpali się razem. Bo pożegnali się już
minionej nocy, a gdyby teraz jeszcze raz się kochali, to pewnie nie pozwoliłby jej odejść.
- To nie musi tak być, Jake.
- Co?
- To nie musi być czas wycięty z życia. Mogłoby nam się udać.
Pokręcił głową.
- Dobrze wiesz, dlaczego by się nie udało.
- Spójrz na to z innej perspektywy. Istnieją wielkie szanse, że nowotwór pozostanie
w remisji i będziesz długo żył. Ale jeśli miałoby być inaczej, to czy nie byłoby łatwiej... -
zająknęła się nad słowem, które miała wypowiedzieć - ...umrzeć wiedząc, że zostawiło
się ludziom cudowne wspomnienia, które będą nosić w sercu i się do nich uśmiechać?
Oczywiście, że ludzie tęskniliby za tobą jak cholera, gdybyś odszedł, ale cieszyliby się ze
wspomnień, które wywoływałyby na ich twarzach uśmiech. Nie pozwoliłyby im mieć
żalu do siebie samych, że nie próbowali zburzyć tych murków, które budujesz wokół
siebie.
Jake postanowił odmówić. Nie chciał ryzykować cierpienia Lydii, gdyby jego
zdrowie się pogorszyło. Ona była taka wrażliwa. Musiał powiedzieć nie.
- Chyba wolę, gdy jesteś artystką i malujesz. Wtedy przynajmniej nic nie mówisz.
- Więc nie chcesz nawet tego rozważyć?
- Proszę cię, żebyś zaufała mojej decyzji, Lydio.
- A dlaczego ty nie możesz zaufać mojej?
R
L
T
- Bo za wiele jest do stracenia. - Winien był jej szczerość. - Tak, moglibyśmy żyć
w związku. A ty jesteś jedyną kobietą, która mogłaby mnie do tego skusić. Ale to się nie
stanie. Patrząc w lustro, coraz bardziej nienawidziłbym swojej twarzy za to, że ograni-
czałbym ci możliwości życiowe. Nie mogę dać ci dzieci i nie mogę dać ci pewnej przy-
szłości. To byłoby nieuczciwe.
Lydia oparła się na łokciu i spojrzała mu prosto w oczy.
- Można znalezć jakieś rozwiązanie, gdybyśmy chcieli mieć dzieci - adopcja, ro-
dzina zastępcza, zapłodnienie in vitro. Nie mówię, że byłoby łatwo, ale chyba rozumiesz,
że istnieją trzy rozwiązania do wyboru? Twoja decyzja nie jest jedynym wyjściem.
- Nie, Lydio. Moja decyzja jest nienegocjowalna.
- Jesteś niemożliwy! Dlaczego jesteś taki uparty, Jake?
Czy ona naprawdę nie wiedziała dlaczego?
- Bo gdyby odwrócić całą sytuację i miałbym stracić ciebie, to byłoby jak stracenie
połowy siebie. A ja nie mam ochoty, żebyś ty coś takiego przeżywała.
- Wypełniając twoją decyzję, nawet nie dostanę ciebie wcale.
I tak było lepiej. W efekcie końcowym będzie mniej bolesne dla obydwojga.
- Umówiliśmy się, że to tydzień wycięty z życia.
- A jeśli ja chcę więcej niż tylko tydzień, Jake?
- A jeśli ja nie chcę? - skłamał.
Ale gdy zobaczył, że się skrzywiła, znienawidził siebie za to, że ją krzywdzi. Mu-
siał tak zrobić. Musiał postąpić uczciwie.
- To chyba wyjaśnia wszystko. To kąp się pierwszy, a ja w tym czasie się spakuję.
Odwróciła się od niego, ale Jake wiedział, że
Lydia ma łzy w oczach. Azy, które chciała przed nim ukryć. Azy, które on z niej
wycisnÄ…Å‚.
Jednak wiedział, że postąpił właściwie. Mieli swój wspaniały tydzień. Tydzień,
podczas którego on się w niej zaangażował tak, jak i ona w nim. Lecz w ciągu jednego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centurion.xlx.pl