[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wysunęła się z niszy, Simon natychmiast wciąg-
nÄ…Å‚ jÄ… z powrotem.
 Nie tak prędko, dziewczyno!
Szarpnęła się, dłoń zaciśnięta w pięść trafiła
dokładnie w miejsce owinięte zakrwawionym
halsztukiem. Ból był niemal ogłuszający. Simon
jęknął i odruchowo osłonił dłonią ranę.
 Simonie? Co ci jest?
Rozdrażnienie Jenny znikło jak ręką odjął.
W oczach pojawił się lęk.
 Ty jesteÅ› ranny!
 Nic mi nie będzie  zapewnił, bohatersko
starając się nawet uśmiechnąć.  Nie spodziewałem
się tylko, że ktoś będzie okładać mnie pięściami.
 O, Boże, blady jesteś jak kreda. Simonie, wy-
bacz, ja naprawdę nie chciałam cię uderzyć tak
mocno. Ja...
Simon zaśmiał się, co też dziwnym jakimś sposo-
bem złagodziło nieco ból.
 Twój cios nie był aż tak okrutny, Jenny. Rzecz
w tym, że ktoś przedtem strzelił do mnie z pistoletu.
Srebrny ogień 67
 Zabierz rękę. Muszę koniecznie zobaczyć ranę.
 Nie trzeba, Jenny. Wszystko w porzÄ…dku.
 Ale pokaż, proszę  nalegała, ostrożnie od-
suwając jego dłoń.  Simonie, ty krwawisz. Nie
zauważyłam tego wcześniej. Tę ranę trzeba jak
najszybciej opatrzyć. Musimy znalezć jakieś bez-
pieczniejsze miejsce, żeby nikt nie dojrzał światła.
 Z tej wnęki można przejść do innych jaskiń,
zauważyłem to już przedtem. Chodz, znam takie
miejsce, które świetnie nadaje się na kryjówkę.
Wziął Jenny za rękę i poprowadził ją wąziutkim
korytarzem. Szli przez chwilę, póki nie wyrosła
przed nimi lita skała, blokująca dalszą drogę. W gó-
rze jednak majaczył otwór, przez który dostawało
się do środka wilgotne, morskie powietrze.
 Wchodz, Jenny  szepnÄ…Å‚ Simon.
Jenny zręcznie wspięła się po nierównej ścianie,
wsunęła się w otwór i zeskoczyła z drugiej strony.
Zeskoczyła i znieruchomiała. Z zachwytu, w jednej
bowiem chwili ciemność i wilgoć jaskiń zostawiła
za sobą. Teraz stała na niewielkiej półce skalnej,
jakby tarasie maleńkim, wyżłobionym w masyw-
nym bloku skalnym, zwróconym ku morzu. Widok
był urzekający. Woda, pokryta koronkami piany,
srebrząca się księżycowym blaskiem, w dali, za
plażą, czarna linia wzgórz, upstrzona światełkami
domostw.
Z otworu wynurzył się Simon. Zeskoczył na
skalną posadzkę i z lubością wciągnął w płuca
świeże morskie powietrze. Jak miło... Chłodna bry-
za muska twarz, zbawienny chłód wnika pod
68 Susan King
płaszcz i koszulę, łagodzi ból. Granatowe niebo
jarzy się od srebrnych gwiazd, księżyc okrągły i tak
błyszczący, jakby też płonął. Zupełnie jakby ktoś
rozpalił srebrny ogień na niebie....
Tak samo jaśnieje twarz Jenny, teraz słodko
uśmiechnięta.
 Och, Simon, jak tu pięknie, jak spokojnie...
 Tak. I tu jesteśmy bezpieczni. Nikt nas nie
znajdzie, o ile będziemy zachowywać się cicho.
 To zrozumiałe. Simonie, pozwól, że obejrzę
teraz twojÄ… ranÄ™.
Podprowadziła go do niskiego występu skalnego,
mogącego służyć jako ławka.
 Siadaj tu i zdejmij płaszcz.
ROZDZIAA PITY
Simon, pozbywszy się płaszcza, przysiadł na
skalnej ławeczce i otworzył szeroko drzwiczki
małej lampy. Snop złocistego światła przeciął sreb-
rzoną księżycem skalną półkę. Jenny nie odzywała
się. Stała odwrócona tyłem, czymś bardzo zajęta.
Simon dopiero po chwili zorientował się, że Jenny
Colvin pracowicie oddziera szeroki brzeg swojej
koszulki.
Skończywszy jedno dzieło, zabrała się za następ-
ne. Podeszła do Simona i bardzo zręcznie sprawiła
się z jego rękawem. Oderwała po prostu od reszty
koszuli. Zrobiła to z wielką determinacją i bez
odrobiny serca, tak przynajmniej odebrał to Simon.
Dlatego mruknÄ…Å‚:
 To bardzo dobre płótno.
 Aha... I świetnie nadaje się na bandaż.
Zwinęła kawałek materiału w kłębek i starannie
otarła krew z ramienia Simona. Potem dwa bezlitos-
ne kciuki nacisnęły na ranę.
70 Susan King
 Aua...  jęknął, a Jenny beznamiętnym głosem
postawiła diagnozę:  Kuli nie ma.
Simon aż sapnął gniewnie.
 Wiedziałem o tym. Mogłaś się spytać.
Jenny nie odzywała się, zajęta osuszaniem ra-
ny, niestety, głębokiej. Kula rozcięła nie tylko
skórę, ale i mięśnie, dlatego krwawienie nie usta-
wało.
 Simonie, tę ranę koniecznie trzeba przypalić.
 Wystarczy, jak mocno zabandażujesz. Czas
nagli, Jenny.
Zręczne palce Jenny szybko sprawiały się z ban-
dażowaniem, a Simon wykorzystał tę sposobność,
żeby popatrzeć sobie z bliska na śliczną istotę,
zajmującą się nim z takim poświęceniem. Patrzył
chwilkę na zgrabny nosek, na lśniące włosy, potem
przymknął oczy i oddychał głęboko, wciągając
w płuca całą gamę zapachów. Zapach własnej krwi,
zapach morza i zapach najmilszy, dzikich kwiat-
ków, czyli zapach włosów Jenny. I powolutku,
powolutku zaczynał czuć się jakby lepiej. Od tych
zapachów, od tej Jenny i jej delikatnych rąk.
Kochał ją. Zaczął kochać przed czterema laty i tę
miłość czuł potem każdego dnia podczas długich lat
rozłąki. Kocha ją teraz, kochać będzie zawsze,
niezależnie od tego, czy Jenny zechce obdarzyć go
uczuciem, czy nie. Kochał kobietę pełną sił wital-
nych i jednocześnie łagodności, o urodzie spokojnej
i wdzięcznej postaci. Taką Jenny, jaką miał stale
przed oczami przez dwa lata spędzone w ponurej
więziennej celi i przez kolejne dwa lata, kiedy
Srebrny ogień 71
odpracowywał resztę wyroku i czynił starania, aby
wszystko w swoim życiu zmienić na lepsze. Stać się
nowym człowiekiem  dla Jenny i dla samego siebie.
 Simonie? Kto cię postrzelił?
 Nie wiem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centurion.xlx.pl