[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czas było lepiej, ale mama i tak z każdym dniem wyglądała coraz gorzej. Dopiero po
roku zaprowadziłam ją do lekarza. Myślę, że przez cały czas wiedziała, że jest chora,
ale... No cóż, po zrobieniu badań kontrolnych okazało się, że jest za pózno, aby
zrobić dla niej cokolwiek. Miałyśmy dla siebie sześć miesięcy, a pózniej... ona
umarła. Ale było tych sześć miesięcy.
Elgin nie odezwał się, tylko delikatnie ścisnął jej dłoń i uśmiechnął się z taką
czułością, że poczuła się nieswojo. Powiedziała z oburzeniem:
- Nigdy nikomu nie mówiłam o tej nocy - i dodała nieśmiało: - Ty jesteś... z tobą tak
Å‚atwo siÄ™ rozmawia.
- Bardzo się cieszę, że tak myślisz.
Z trudem przychodziło jej patrzenie w oczy mężczyznie, którego ledwie znała, a
który patrzył na nią tak, jakby rozumiał jej najskrytsze uczucia. Odwróciła wzrok i
rozglądając się zauważyła, że są już niedaleko jej baru.
- Dobrze się dzisiaj bawiłam - powiedziała. - Dziękuję za odprowadzenie. Stanął na
środku chodnika i zatrzymał ją, chwytając za rękę.
- Zaczekaj chwilę. To zabrzmiało jak pożegnanie.
- Bo za kilka sekund rozstaniemy się. - Wskazała na wejście do Biblioteki", kilka
metrów przed nimi. - Wracasz do pracy, kiedy Tommy wróci po ciebie?
- %7łartujesz sobie ze mnie? - zdziwił się. - Po tym wszystkim, co przeszedłem
dzisiejszego ranka? Namówienie Angie, aby udawała chorą, porażka w tenisie,
znoszenie twoich drwin, abyś w końcu otworzyła się przede mną i zaczęła
normalnie rozmawiać. Naprawdę myślisz, że teraz odejdę i pozwolę ci zburzyć to
wszystko, co udało mi się osiągnąć? Myślisz, że oszalałem?
- Tak.
Parsknął. Kochał iskierki tańczące w jej oczach, kiedy była szczęśliwa.
- Wyobraziłem sobie, że mój urok osobisty tak zawrócił ci w głowie, że poprosisz
mnie, abym spędził z tobą resztę popołudnia. Możemy zjeść obiad, zanim będziesz
musiała iść do pracy. W jakimś nastrojowym i kosztownym lokalu, z muzyką i...
Potrzebny mi jest samochód, abym mógł odchodzić i przychodzić, kiedy będę
chciał. Nie chcę pożyczać służbowego od Shawa, to nie ma sensu.
- A co z twoim zadaniem? Z przyczyną, dla której tu przyjechałeś? Pamiętasz
jeszcze o tym? - zapytała, śmiejąc się z gorliwości, z jaką planował spędzić z nią
czas. Pochlebiało jej to, podniecało i denerwowało. Wszystko jednocześnie.
- Shaw nie przesadził mówiąc, że nie miałem wolnego dnia od trzech tygodni.
Byłem dobrym chłopcem i zasłużyłem sobie chociaż na jeden. I kapitan uparł się w
przypływie dobrego humoru, żebym odpoczął teraz, gdy Joey Hart już siedzi.
-Zrozumiał, że popełnił błąd, kiedy spojrzał na jej ciało i zmarszczone brwi.
- Nie opowiedziałeś mi o tym - powiedziała, popychając go w kierunku baru i
jednocześnie milcząco przyjmując ofertę spędzenia z nim reszty dnia. - I nie
opowiedziałeś mi, dlaczego pierwszym miejscem, do którego się udałeś, był mój
bar. Przypuszczam, że nie miało to nic wspólnego z Hartem. Swoją drogą, złapanie
go to dla wszystkich wielka niespodzianka. Zaśmiał się.
- Dla mnie to też było niespodzianką, i to jak cholera. - Otworzył przed nią szeroko
drzwi wejściowe do baru.
- Przez ostatnie lata przemierzyłem wzdłuż i wszerz całe Chicago w poszukiwaniu
handlarza narkotyków o nazwisku Torricelli. Dostarczał prawie trzy czwarte
kokainy, którą zażywała młodzież w całym mieście, finansował włamywaczy i dla
własnej przyjemności zajmował się prostytucją. Prawdziwa podpora społeczeństwa.
Pogarda i rozgoryczenie w jego głosie spowodowały, że chciała odwrócić się, by
zobaczyć wyraz jego twarzy.
Wszedł za nią do baru, pomachał ręką na powitanie Mike'owi Braniganowi i
siadając naprzeciwko niej, przy stojącym na uboczu stoliku, kontynuował opowieść.
- Nieważne. Jakieś trzy miesiące temu Torricelli dostał cynk, że jesteśmy na jego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]