[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ale kiedy w końcu odwróciła się, żeby na nich poczekać, ze zdziwieniem
zobaczyła, że nie idą obok siebie, lecz gęsiego, w dodatku Simon wciąż ze
skwaszoną miną.
Może, pomyślała, to całe udawanie stresuje go nie mniej niż mnie?
Ale sam jest sobie winien.
Coś musiało bardzo go zirytować, bo ledwo hamował gniew.
Podczas lunchu prawie się nie odzywał. Do niej i do Johna nie mówił nic,
a gdy ktoś zwracał się do niego, odpowiadał monosylabami.
W przypadku każdej innej osoby Jenna spytałaby o przyczynę złego
humoru. Simona wolała nie drażnić.
- Wybieram się do Cordes - powiedział, wstając od stołu. - Jest to
pięknie odrestaurowane średniowieczne miasto, które moim zdaniem
warto zwiedzić. Jen, masz ochotę przejechać się ze mną, czy wolisz zostać
tu... z Johnem?
Utkwiła w Simonie wzrok. Jego twarz niczego nie zdradzała,
żadnych pretensji, złości ani zazdrości. To znaczy, że Simon jest znacznie
lepszym aktorem, niż sądziła. Kusiło ją, aby zakończyć tę farsę, ale
wiedziała, że decyzję powinni podjąć wspólnie.
- Bardzo chętnie pojadę - oznajmiła spokojnym tonem. - Dasz mi
pół godziny na przebranie?
Czytała w przewodniku o tym mieście położonym na wzgórzu, jakby
zawieszonym nad horyzontem. Zanim wróciła na dół, wzięła słomkowy
kapelusz dla ochrony przed słońcem i okulary słoneczne.
John siedział na patio, rozmawiając z jej babcią.
- Simon prosił, by ci powiedzieć, że czeka w samochodzie -
poinformowała Jennę Ellen Townsend, odprowadzając ją do drzwi. -
Kochanie, nie gniewaj się na niego. On zawsze był zazdrosny, taką ma
naturę. Myślałam, że lepiej nauczył się nad sobą panować, ale cóż, kiedy
człowiek jest zakochany...
- Przecież John to jeden z jego najbliższych przyjaciół.
- Tak, wiem, ale Simon od tak dawna cię kocha... tak długo na ciebie
czeka... Podejrzewam, że poczuje się pewniej dopiero wtedy, kiedy włoży
ci na palec obrączkę.
Jenna nie zareagowała. Nie wiedziała, co Simon naopowiadał
matce, ale musiało to brzmieć bardzo przekonująco, skoro uwierzyła w
jego wielką, szaloną miłość, która trwa już tyle lat. Znów z trudem
zwalczyła pokusę, aby powiedzieć prawdę.
Nie patrząc na Simona, wsiadła w milczeniu do samochodu. Po
chwili ruszyli. Dach był opuszczony, wiał lekki, ożywczy wiaterek. Przez
jakiś czas jechali drogą, wzdłuż której rosły drzewa dające zbawczy cień,
ale kiedy szpaler się skończył, Simon zatrzymał wóz i sięgnął do schowka
po jedwabną chustę.
- Włóż to - rzekł, podając ją Jennie. - Słońce mocno przygrzewa. Nie
chcę, żebyś dostała udaru.
Troskliwemu gestowi towarzyszył oschły ton. Jenną targały
sprzeczne emocje: z jednej strony wdzięczność za to, że pomyślał o jej
zdrowiu, z drugiej złość i chęć sprzeciwu.
Z wewnętrznym oporem przyjęła chustę i zadrżała, kiedy ich palce
się zetknęły. Dlaczego każdy najmniejszy dotyk Simona tak bardzo ją
rozpala?
Pokonali mniej więcej połowę trasy, kiedy Simon ponownie się
odezwał:
- Jen, daj Johnowi spokój, dobrze? - rzekł ni stąd, ni zowąd. -
Ostatnie tygodnie nie były dla niego łatwe. Wiele wycierpiał i nie
potrzebuje dodatkowych komplikacji w swoim życiu.
A więc o to chodzi! Oczywiście od początku wiedziała, że Simona
wcale nie zżera zazdrość, mimo to było jej przykro, że przejmuje się
wyłącznie stanem ducha przyjaciela. A ona... ona nic dla niego nie znaczy.
- John po prostu chciał pogadać.
- Wiem, wiem, szuka ramienia, na którym mógłby się wypłakać, i
miękkiego ciała, do którego mógłby się w nocy przytulić. - Jego głos stał
się ostry, nieprzyjemny. - Och, jak ty lubisz facetów dręczyć i zwodzić!
Mam nadzieję, że przynajmniej wynagradzasz im to pózniej w łóżku.
Zaskoczona poderwała się do boju.
- Jeszcze żaden nie... - zaczęła gniewnie i nagle ugryzła się w język.
Nie chciała zdradzać Simonowi swojej tajemnicy.
- Co nie?
- Na nic się nie skarżył - dokończyła słodko. Miasteczko Cordes z
brukowanymi uliczkami i gotyckimi domami rzeczywiście robiło
niesamowite wrażenie. Kiedy indziej Jenna byłaby zachwycona jego
atmosferą i historią, ale tego dnia nie potrafiła skupić się na oglądaniu
zabytków. Po wąskich zaułkach krążyły tłumy ludzi; ciągle ją ktoś
szturchał, popychał. Ilekroć wpadała na Simona, czy choćby się o niego
otarła, przeszywał ją dreszcz. Nie mieściło jej się w głowie, jak tak
niewinny dotyk może podniecać, w dodatku wcale nie w sytuacji
intymnej. Ale podniecał.
Po godzinie zwiedzania Simon znalazł kawiarenkę, w której mogli
odpocząć od słońca i zamówić coś do picia.
Jenna poprosiła o zimny sok, po czym zdjęła z głowy kapelusz.
Poprawiała ręką włosy, kiedy spostrzegła, że Simon bacznie się jej
przygląda. Nagle ręka we włosach znieruchomiała. Wszystko działo się
jakby w zwolnionym tempie. Simon pochylił się, ujął w palce niesforny
rudy kosmyk i delikatnie zatknął go za ucho.
Ciepłe palce musnęły jej policzek. Zastygła w bezruchu, tylko serce
waliło jej jak oszalałe.
- Jenno...
Wstrzymała oddech. Niecierpliwie czekała na to, co Simon powie.
Niecierpliwie, lecz z nadzieją.
Zdała sobie sprawę, jak płonna była jej nadzieja, kiedy usłyszała:
- Staraj się nie spędzać z Johnem zbyt wiele czasu sam na sam.
Jesteś zaręczona ze mną, nie z nim, i chociaż widzę, że preferujesz jego
towarzystwo, to jednak...
Zawód i złość sprawiły, że wybuchnęła gniewem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]