[ Pobierz całość w formacie PDF ]
prostu nie mieściło się jej w głowie. Nie była
emocjonalnie przygotowana na to, że jej świat może
wywrócić się do góry nogami. Tu, w mieście,
w którym się urodziła, w domu rodziny, która tak
wiele wycierpiała, Honor musiała pogodzić się
z faktami: że jako kilkumiesięczne dziecko została
porwana, że kobieta, którą kochała i uważała za
matkę, wyjęła ją z cudzego wózeczka w parku, po
czym uciekła, nie zastanawiając się nad losem
nieznanych sobie ludzi.
Na dole trzasnęły drzwi; Honor wróciła myślami
do terazniejszości. Ale nie potrafiła sobie poradzić
z natłokiem myśli. Poddała się; na razie w całej tej
sprawie jest zbyt wiele niewiadomych.
Kilka niesfornych loków wpadało jej do oczu.
Usiłowała odgarnąć je z czoła, ale podobnie jak
nad myślami nie była w stanie nad nimi zapano-
wać. Jedne i drugie w pogardzie miały jakikolwiek
ład i porządek. Niech im będzie, pomyślała, i wy-
stawiła język do lustra. Przed zejściem na dół
jeszcze raz przyjrzała się sobie. Może być, zdecydo-
wała.
Zależało jej na wywarciu dobrego wrażenia nie
ze względu na siebie, ale ze względu na matkę.
Wiedziała bowiem, że patrząc na nią, wszyscy będą
oceniać Charlotte i to, jak wychowała skradzione
przez siebie dziecko.
Miała na sobie jedwabną sukienkę do kolan,
z dość dużym dekoltem, dopasowaną w biuście
i talii, rozkloszowaną na biodrach. Czarną. A czerń
jest dobra na każdą okazję. Może być skromna lub
elegancka. Dziś wieczorem Honor chciała zapre-
zentować się elegancko, dlatego zrezygnowała z bi-
żuterii, jedynie do uszu wpięła brylantowe kolczyki,
które Charlie dostała w prezencie od Rusty ego na
swoje czterdzieste urodziny. Honor odziedziczyła je
po matce i traktowała jako jedną z najcenniejszych
pamiÄ…tek.
Odgarnęła do tyłu włosy, przechyliła głowę
najpierw w prawo, potem w lewo i uśmiechnęła się,
widząc, jak światło odbija się w brylantach. Ależ są
wielkie! Lecz nic dziwnego, bÄ…dz co bÄ…dz pochodzi
z Teksasu, tam zaÅ› wszystko jest ogromne.
Odrobina perfum za uszami, ostatnie spojrzenie
w lustro i jest gotowa do wyjścia. Jeszcze tylko buty.
Otworzyła szafę, w której schowała ubranie, kie-
dy nagle rozległo się pukanie i drzwi się uchyli-
Å‚y.
Jej oczom ukazał się Trace.
Postanowiłem sprawdzić, czy jesteś gotowa
rzekł, podziwiając urodę i elegancję kobiety, która
patrzyła na niego z nieco mniejszą wrogością niż
wcześniej. Wyglądasz fantastycznie. Mam ocho-
tÄ™... nie, chyba lepiej siÄ™ zamknÄ™. Nie czas na takie
rozmowy.
Faktycznie. Jego bliskość wprawiała ją
w drżenie. Nie musiałeś przychodzić zauważyła
kwaśno. Mogłeś wraz z innymi poczekać na dole.
Starała się na niego nie gapić. Szyty na miarę
garnitur leżał na nim idealnie. Westchnęła w duchu.
O ileż byłoby prościej, gdyby Trace był grubym
brzydalem. Albo gdyby dłubał w zębach lub ob-
gryzał paznokcie. Aatwiej pamiętać urazy i preten-
sje, kiedy ktoÅ› nie pociÄ…ga nas fizycznie.
Owszem, mogłem przyznał cicho, po czym
wszedł do środka. Ale pomyślałem, że będzie ci
razniej w moim towarzystwie.
Zaczerwieniła się i spuściła wzrok. Była wzru-
szona jego troskliwością. Skąd Trace wie o lęku,
jaki ją ogarnia na myśl o dzisiejszej kolacji? Popołu-
dniowe spotkanie z J.J. przeszło całkiem bezboleś-
nie, ale byli sami. Teraz jednak miała poznać resztę
rodziny, w dodatku zdawała sobie sprawę, że wszy-
scy będą uważnie śledzić każdy jej krok. J.J. bardzo
się ucieszył z odnalezienia wnuczki, lecz to wcale
nie znaczy, że pozostali członkowie rodziny będą
równie zadowoleni.
Może rzeczywiście szepnęła. Dziękuję.
Nie ma za co odparł. Powstrzymał się od
uśmiechu, żeby jej nie drażnić.
Honor O Brien stanowi intrygujący melanż siły
i kobiecości. Szczera do bólu, niezależna, waleczna,
wspaniałomyślna. Symbolem Teksasu jest błękitny
łubin, kwiat piękny, skromny, wytrzymały. Ona
właśnie taka jest.
W porządku, możemy iść. Chyba wszystko
mam...
Rozejrzała się dokoła, usiłując sobie przypo-
mnieć, czego szukała, zanim pojawił się Trace.
A może jednak włożysz buty?
Jaskrawy rumieniec wypłynął na jej policzki.
Miałam zamiar mruknęła pod nosem i po-
nownie ruszyła do szafy. Ale mi przeszkodziłeś.
Nie potrzebujesz pomocy? spytał, patrząc
z zainteresowaniem, jak Honor klęczy na podłodze
i z furiÄ… grzebie w walizce.
Niczego od ciebie nie potrzebuję rzuciła
przez ramię. Kątem oka dojrzała zuchwały uśmiech
na jego twarzy. No tak, pomyślała, nie tylko przyła-
pał mnie na roztargnieniu, ale jeszcze patrzy na
moją wypiętą pupę. Prawdziwy dżentelmen by się
tak nie gapił dodała.
Uniósł zabawnie brwi. Z zafascynowaniem
obserwowała, jak jego wargi rozciągają się, od-
słaniając rząd Uownych zębów.
A kto powiedział, że jestem dżentelmenem?
Dotychczas nazywałaś mnie to łotrem, to draniem,
to oszustem...
Bez słowa wsunęła na nogi czarne sandałki na
ośmiocentymetrowych obcasach, po czym zmierzy-
wszy Trace a karcącym wzrokiem, skierowała się
do wyjścia.
Objął ją w talii i obrócił twarzą do siebie.
Skoro ustaliliśmy, że nie jestem dżentelme-
nem szepnÄ…Å‚, wpatrujÄ…c siÄ™ jej w oczy nic nie stoi
na przeszkodzie, żebym zachował się nie po dżen-
telmeńsku. Zbliżył usta do jej ust. Tobie to nie
zaszkodzi, a mnie pomoże.
Chciała zaprotestować, lecz zdławił jej protest
długim pocałunkiem. Wiedziała, że powinna się
sprzeciwić, ale ogarnęło ją tak miłe i błogie uczucie,
że uniosła ręce i zamiast odepchnąć Trace a, objęła
go za szyję. Za sobą miała ścianę, przed sobą twarde
umięśnione ciało. Czuła, że powoli traci rozum, że
jeszcze chwila, a...
Oparłszy rękę o jego klatkę piersiową, jęknęła
cicho, po czym odepchnęła go od siebie.
Skarbie, nie walcz ze mnÄ…. Nie teraz, proszÄ™ ciÄ™...
Jego ręce błądziły po jej ciele, po plecach,
biodrach, pasie, a nią raz po raz wstrząsał dreszcz.
Po chwili znów zaczęła się wyrywać, bronić
przed jego zuchwalstwem i natarczywością. Wie-
dział, że dalsze przytrzymywanie jej nie miałoby
sensu. Ani on by tego nie zniósł, ani ona.
Szlag by cię trafił! powiedziała.
Już mnie trafił odparł cicho.
Wbrew sobie opuścił ręce i cofnął się krok, po
czym bardzo delikatnie zaczął poprawiać palcem jej
rozmazany makijaż, zwłaszcza szminkę.
Stała bez ruchu, zahipnotyzowana jego wzro-
kiem i dotykiem. Cały czas powtarzała w myślach,
że to oszust i drań, ale miała trudności z przekona-
niem samej siebie.
Nie potrafiła wykrzesać w sobie złości. Zrobiło
się jej żal tego, co mogłoby być, czyli wspaniałego
życia u boku wspaniałego mężczyzny.
Też masz rozmazaną szminkę dodała.
Uśmiechnął się, nic sobie nie robiąc z jej groznej
miny. Honor zbyt wiele dla niego znaczy; nie chciał
jej stracić. Wyciągnąwszy z kieszeni chustkę, prze-
tarł usta. Chował ją z powrotem, kiedy Honor,
wzdychając głośno, wyrwała mu ją z ręki.
Daj, ja to zrobię. Nie ruszaj się rozkazała,
pocierając miejsce w kąciku ust, którego sam nie
wytarł.
Stał nieruchomo, tak jak prosiła, rozkoszując się
dotykiem jej dłoni. Wciągał w nozdrza zapach
perfum, a jednocześnie z całej się powstrzymywał,
by nie rzucić jej na dywan i nie przenieść w świat
innych doznań.
Proszę rzekła, oddając mu chustkę. Następ-
nym razem bądz łaskaw wykazać nieco więcej
samokontroli.
Skierowali się w stronę schodów i ruszyli na dół.
Z biblioteki docierały podniesione głosy. Honor
wzięła głęboki oddech, po czym nacisnęła klamkę
i pchnęła drzwi. Zebrani wewnątrz, zaaferowani
dyskusją, niczego nie zauważyli. Ich głosy brzmiały
teraz wyrazniej, słowa nie zlewały się w jeden
niewyrazny ciÄ…g.
Ojcze, jak możesz być tak ślepy i naiwny?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]