[ Pobierz całość w formacie PDF ]

w jednym patrolu, była w zaawansowanej ciąży.
- Co robić, kiedy tyle osób martwi się o ciebie?
Trzymaj się z daleka od pustych budynków. - Gage
pocałował Natalie w policzek. - Miło było pana
poznać, inspektorze.
- Mnie też. Do widzenia.
Natalie odprowadziła Gage'a do wyjścia.
- Ucałuj ode mnie Deborah i Addę. I przestań się
o mnie martwić.
- To pierwsze, chętnie, ale na to drugie nie licz.
335
- Kto to jest Adda? - zapytał Ryan, jeszcze zanim
drzwi zamknęły się za Gage'em.
- Hm? Och, to ich córeczka - mruknęła z roztarg­
nieniem, po czym obeszła wypaloną dziurę w dywanie,
by obejrzeć antyczne szafy. Okazało się, że wyszły
z pożaru bez szwanku. - Trzeba to jak najprędzej
wyjaśnić, Ryan. Zbyt wielu osobom spędza to sen
z powiek.
- Masz dużo bliskich ci osób. - PodszedÅ‚ do otwar­
tego okna i zapalił papierosa. - Niestety, nie jestem
w stanie pracować szybciej, żeby ich zadowolić. Po­
słuchaj rady przyjaciela. Trzymaj się z daleka od
pustych budynków.
- Nie potrzebujÄ™ rad. ChcÄ™ poznać parÄ™ odpowie­
dzi. Ktoś włamał się tu ubiegłej nocy i chciał spalić mój
sklep. Jak to zrobił, a przede wszystkim dlaczego?
- Dobrze, droga pani Fletcher. Powiem jak. - Ryan
oparł się o nadpalone biurko. - W nocy dwudziestego
szóstego lutego inspektor Piasecki i Natalie Flatcher
odkryli pożar w budynku, którego właścicielką jest
Fletcher.
- Ryan...
Podniósł rękę, by ją uciszyć.
- Po wejściu do budynku Piasecki i Fletcher udali
się na pierwsze piętro, gdzie Piasecki wyczuł zapach
substancji zapalnej oraz dymu. Wobec czego polecił
Fletcher natychmiast opuścić budynek. Muszę dodać,
że polecenie to zostaÅ‚o w sposób idiotyczny zlek­
ceważone. Po zabraniu z magazynu gaśnicy Piasecki
udał się w rejony ognia, który objął już biura na
pierwszym piętrze. Po drodze zauważył szlak zapalny,
ułożony z papieru, materiałów i rozsypanych zapałek.
Pożar ugaszono. Obyło się bez większych zniszczeń.
- Ta kolejność wydarzeń jest mi dobrze znana.
- Chciałaś mieć raport, to go masz. Badanie szcząt-
336
ków nasunęło inspektorowi podejrzenie, że pożar wy­
buchł mniej więcej pół metra od drzwi do biura,
a substancją zapalną była benzyna. Ani inspektor, ani
policja nie stwierdzili śladów włamania do budynku.
Sugestia brzmi: umyślne podpalenie.
Natalie ostrożnie zaczerpnęła tchu.
- Jesteś na mnie zły.
- Tak, jestem na ciebie zły, Natalie. Wywierasz na
mnie presję; również na siebie. Chcesz się z tym jak
najprędzej uporać, bo ludzie się o ciebie martwią, a ty
z kolei kłopoczesz się o terminową sprzedaż towaru.
Zapominasz o jednym, bardzo ważnym szczególe.
- Nieprawda - powiedziała, blednąc. - Staram się
nie ulegać panice. Jeśli się temu bliżej przyjrzeć,
wniosek nasuwa siÄ™ sam. KtoÅ› robi to celowo. Dwa
należące do mnie budynki w ciągu dwóch tygodni! Nie
jestem aż taka głupia, Ryan.
- Byłabyś głupia, gdyby cię to nie przerażało. Masz
wroga, Natalie. Nie wiesz, kto to może być?
- Nie mam pojÄ™cia. Gdybym wiedziaÅ‚a, zaraz po­
dałabym ci nazwisko. Mówiłeś mi przed chwilą, że nie
było żadnych śladów włamania. To znaczy, że mógł to
zrobić ktoś, kogo znam i kto dla mnie pracuje.
- To spec.
- Jak to?
- Fachowiec - wyjaśnił Ryan. - Niezbyt dobry,
jednak profesjonalista. Ktoś go wynajął do podłożenia
ognia. Niewykluczone, że zostaÅ‚ wpuszczony do bu­
dynku albo znalazÅ‚ sposób, by obejść system zabez­
pieczeÅ„. Nie dokoÅ„czyÅ‚ dzieÅ‚a zniszczenia i praw­
dopodobnie znów uderzy.
Natalie zadrżała.
- Dziękuję za tak uspokajające wieści.
- Ty nie masz być spokojna, tylko czujna. Ile osób
zatrudniasz?
337
- W  Pięknej Pani? - Marszcząc brwi, podrapała
się po głowie. - Około sześciuset. W Urbanie.
- Masz listÄ™ personelu?
- Mogę ją załatwić.
- Chcę ją mieć. Posłuchaj, zamierzam przepuścić
dane przez komputer. SprawdzÄ™, ilu mamy na tym
terenie zarejestrowanych podpalaczy, posługujących
siÄ™ tÄ… samÄ… technikÄ….
- Informuj mnie na bieżąco, dobrze? Będę w biurze
praktycznie przez cały dzień. Moja asystentka będzie
wiedziała, jak mnie złapać, gdybym musiała wyjść.
Ryan podszedł i ujął w dłonie jej twarz.
- Wez sobie wolny dzień. Wybierz się na zakupy
albo do kina.
- Chyba żartujesz?!
Puścił ją i wsunął ręce do kieszeni.
- Natalie, przybyła ci jeszcze jedna osoba, która się
o ciebie martwi. Rozumiesz?
- Rozumiem - powiedziaÅ‚a z westchnieniem. - BÄ™­
dę w zasięgu, Ryan. Mam jednak mnóstwo pracy. Na
poczÄ…tek muszÄ™ Å›ciÄ…gnąć ekipÄ™ sprzÄ…taczek i dekorato­
rów - dorzuciła z uśmiechem, by rozładować nieco
atmosferÄ™.
- Dopiero wtedy, kiedy ci powiem.
- Wiedziałam, że tak będzie. - Zrezygnowana,
spojrzała na drewniane regały pod ścianą z prawej
strony. - Mogę wyjąć parę segregatorów? Kilka dni
temu przeniosłam je z głównego biura, żeby tutaj nad
nimi popracować. Taką miałam nadzieję. Kolejne
opóznienia - dodała.
- Możesz je wyjąć. Tylko patrz pod nogi.
Mówiąc to, także patrzył jej pod nogi i dziwił się,
jak można chodzić na tak niebotycznych obcasach. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centurion.xlx.pl