[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie było jeszcze dziewiątej. Wszyscy mówili, że przeczytali artykuł w gazecie.  Chcę
wyjść za mąż za Flynna i rodzić mu dzieci . Wybacz, Malory, ale nie mogę się
powstrzymać.
- Ustaw się w kolejce. - Malory sięgnęła po gazetę leżącą na szafce. - Popatrzcie tylko.
Czy nie wyglądamy super? - Zaprezentowała przyjaciółkom stronę ze zdjęciem, na
którym stały w holu, obejmując się nawzajem wpół. - Price, McCourt i Steele -
przeczytała - czyli piękno i intelekt tworzące  Pokusę .
- Muszę przyznać, że naprawdę się przyłożył do tego artykułu. - Dana zajrzała Malory
przez ramię. - Wyszłyśmy świetnie, jakżeby inaczej. Ale on jeszcze uchwycił pewną
istotną cechę. Element zabawy. Do tego dochodzi kwestia ożywienia miejscowej
233
gospodarki, inicjatywa trzech kobiet z Valley, przywrócenie blasku niszczejącej
posiadłości i tak dalej, ple ple. To wzbudza zainteresowanie.
- I naprawdę wyglądamy niezle - wtrąciła Zoe. - Mała rzecz, a cieszy. Przeczytałam
artykuł jeszcze przed śniadaniem, a po drodze musiałam się zatrzymać, żeby przeczytać
drugi raz.
- Oprawię go w ramki - oznajmiła Malory. - Powiesimy jeden egzemplarz w kuchni. -
Wyjęła z torebki notes, żeby to zapisać. - Aha, tak przy okazji, trzeba będzie sprawdzić,
czy wszystko w porządku z poczęstunkiem, który planujemy na piątkowe otwarcie. Ja
biorÄ™ na siebie wypieki. Dano, ty zajmiesz siÄ™ napojami, a Zoe owocami i serami.
- Mój telefon znowu dzwoni - powiedziała Zoe i ku zaskoczeniu przyjaciółek wybuchnęła
płaczem.
- Oho. Zajmij się nią - poleciła Malory Danie. - Ja odbiorę.
Ruszyła pospiesznie w stronę recepcji, podczas gdy Dana wyszarpnęła z pudełka garść
chusteczek jednorazowych i wepchnęła je Zoe do rąk.
- Przepraszam. Przepraszam. Dlaczego ja ciÄ…gle beczÄ™?
- Nie przejmuj się tak. Wyrzuć to z siebie.
Zoe nie mogła się uspokoić i na widok powracającej Malory skinęła tylko ręką, usiłując
stłumić szloch.
- Zejdzmy do kuchni i napijmy się herbaty. - Malory dziarsko poderwała Zoe na nogi,
objęła i wyprowadziła z salonu.
- Dobry pomysł. Boże, jaka ze mnie idiotka - Zoe hałaśliwie wydmuchała nos. - Sama nie
wiem, co siÄ™ ze mnÄ… dzieje.
- Otwierasz salon kosmetyczny, zbliża się termin zakończenia twoich poszukiwań,
związałaś się z mężczyzną. Połączenie tych czynników może być nieco stresujące, nie
uważasz? Chodz, złotko, dajmy sobie trochę luzu.
- Czuję się strasznie głupio. - Zoe, pociągając nosem, pozwoliła Malory usadzić się na
kuchennym krześle. - Nie mam żadnych powodów do płaczu. Wszystko idzie świetnie,
naprawdę jest wspaniale. - Azy ponownie napłynęły jej do oczu i rozpłakała się, kładąc
głowę na stole. - Potwornie się boję.
- Masz prawo. - Malory stanęła za nią i masowała jej ramiona, podczas gdy Dana
nastawiła wodę na herbatę. - Masz pełne prawo się bać, skarbie.
234
- Nie mogę tracić na to czasu! Otwieram własny salon. Marzyłam o nim od dziesięciu lat i
teraz mój sen się ziścił. Ludzie dzwonią. Jestem naprawdę szczęśliwa, więc dlaczego się
załamuję?
- Ja też się boję.
Zoe uniosła głowę, spojrzała na Malory, zamrugała ze zdumieniem.
- Boisz siÄ™?
- Panicznie. Gdy czytałam artykuł Flynna, zaczęło mi dzwonić w uszach i poczułam na
podniebieniu ten taki, wiesz, metaliczny smak. Nie posiadałam się ze szczęścia, a
jednocześnie dzwoniło mi w uszach coraz głośniej i musiałam bez przerwy przełykać
ślinę, żeby się pozbyć tego smaku.
- A ja ciągle się budzę w środku nocy. - Dana odwróciła się od kuchenki. - Myślę sobie:
otwieram księgarnię i wtedy czuję, że mam duszę na ramieniu.
- Och, dzięki Bogu. - Zoe poczuła ulgę, słuchając przyjaciółek. - Dzięki Bogu. Jest w
porządku, kiedy się czymś zajmuję albo myślę, co jeszcze zostało mi do zrobienia. Ale
czasami to wszystko nagle do mnie dociera i mam ochotę zamknąć się w przytulnej
ciemnej szafie i skomleć jak pies. A jednocześnie chce mi się fikać koziołki. Chyba
dostaję świra.
- Wszystkie płyniemy tą samą łodzią - skonstatowała Dana - a imię jej brzmi:  Neuroza .
Zoe zdobyła się na łzawy uśmiech, gdy Dana ustawiała na stole kolorowe filiżanki.
- Naprawdę się cieszę, że wy też jesteście stuknięte. Czułam się jak kompletna kretynka.
I jeszcze jedno. Chyba wiem, gdzie jest klucz. Nie znam dokładnego miejsca - zastrzegła
pospiesznie, czując, jak dłonie Malory drgnęły na jej ramionach. - Ale wiem, że znajduje
się w domu Bradleya. Ten dom ma w sobie coś i gdy wczoraj o tym myślałam, nagle
mnie olśniło. Czuję, że jestem na dobrej drodze, a właściwie o krok od klucza i z
wrażenia aż mnie skręca.
- Bo jesteś bliska znalezienia klucza? - spytała Malory. - Czy dlatego, że chodzi o Brada?
- Jedno i drugie. - Zoe uniosła filiżankę i przytrzymała ją oburącz. - To wszystko zaczyna
osiągać punkt krytyczny. Poszukiwania, nasze przedsiębiorstwo. Od września
skoncentrowałam się na tych dwóch sprawach i teraz, gdy są już prawie załatwione,
muszę spojrzeć w przyszłość. Nie widzę jej. Poczucie celu... no cóż, pchało mnie
naprzód. A teraz muszę się zmierzyć z konsekwencjami.
- Nie musisz mierzyć się z nimi sama - przypomniała Malory.
235
- Wiem. O tym też myślałam. Przywykłam do rozwiązywania problemów na własną rękę.
Nigdy w życiu nie byłam z nikim tak blisko, jak z wami, no, może oprócz Simona. To jakiś
niesamowity dar niebios, w stylu: te dwie wspaniałe kobiety są twoimi przyjaciółkami.
TwojÄ… rodzinÄ….
- O rany, Zoe. - Dana sięgnęła po zmiętą chusteczkę. - Zaraz się rozryczę.
- Chodziło mi o to, że jeszcze nie do końca zdaję sobie sprawę z waszej obecności. Z
tego, że w razie potrzeby mogę do was zadzwonić albo przyjechać. Choćby tutaj. Mogę
wam powiedzieć, że się boję, że jestem szczęśliwa albo potrzebuję pomocy,
czegokolwiek, i mogę na was liczyć. - Zwilżyła podrażnione gardło herbatą i odstawiła
filiżankę. - No i są jeszcze faceci. Nigdy przedtem nie przyjazniłam się z mężczyznami. Z
Flynnem i Jordanem potrafię rozmawiać... przebywać, flirtować ze świadomością, że
łączy nas tylko przyjazń. Simon zyskuje przy nich męskie wsparcie. To prawdziwy dar.
- Nic nie mówisz o Bradzie - zauważyła Malory.
- Zaraz powiem. Denerwuje mnie i pobudza perspektywa znalezienia klucza. Pewność,
że go znajdę i że to ma jakiś związek z Bradleyem. A jednocześnie przeraża mnie
świadomość takiej zależności.
- Czy wzięłaś pod uwagę, że lęk może blokować w tobie chęć znalezienia klucza?
Zoe kiwnęła głową w stronę Dany.
- Tak, ale nie potrafię go przełamać. Bradley myśli, że jest we mnie zakochany.
- Po co robisz zastrzeżenia? - spytała Malory. - Dlaczego nie powiesz po prostu, że on
ciÄ™ kocha?
- Może za bardzo tego pragnę. Nie tylko dla siebie, lecz także dla Simona. Wiem, że
wszystko się zazębia. Bradley świetnie się z nim dogaduje, ale dla nich obu, no cóż, to
nowe doświadczenie. Prawda wygląda tak, że Simon ma prawie dziesięć lat i jest synem
innego mężczyzny.
Dana bez słowa podeszła do kredensu i wyjęła pudełko czekoladek, przechowywane
specjalnie do takich celów. Postawiła je na stole przed Zoe.
- Dzięki. - Zoe z westchnieniem sięgnęła po czekoladkę, wybierając na chybił trafił. -
Jeżeli Bradley mnie kocha, przyjmie Simona. Będzie dla niego dobry, życzliwy, wiem o
tym. Ale czy nie zabraknie tego czegoś, tej nierozerwalnej więzi?
- Nie wiem. - Malory przeczesała palcami włosy. - Moim zdaniem wszystko zależy od
nich.
236
- Tak, ale Simon przywykł do naszego życia we dwoje, do tego, że poświęcam mu całą
uwagę, do wykonywania moich poleceń albo wymigiwania się od nich. Jeżeli między [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centurion.xlx.pl