[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nigdy, przenigdy nie zastanawiałam się, jakim typem pierścionka chciałabym zaszczycić mój
serdeczny palec lewej ręki... na całe życie.
Mój Boże, to było coś poważnego. Miałam podjąć zobowiązanie. Wobec biżuterii.
- Czy coś ci się podoba? - zapytał Rudy.
Hm... taaak... mnóstwo rzeczy. Ale nic się do mnie nie uśmiechnęło. Nic, co
chciałabym nosić... na zawsze.
Spojrzałam na Michelle w nadziei, że może jej coś wpadło w oko. Tymczasem Rudy
usłużnie otworzył gablotę, żeby mogła przymierzyć największy brylant, jaki kiedykolwiek
widziałam.
- O rany, Rudy, żebym tak mogła jeszcze raz wyjść za mąż - powiedziała z
westchnieniem, wkładając monstrum na palec.
- Przecież zawsze jest dziesiąta rocznica - odpowiedział Rudy. - Przecież to już
niedługo, nie?
- Ugryzłbyś się w język - powiedziała Michelle z wyrzutem. - Nie jestem jeszcze taka
stara. To dopiero siedem lat. Powinieneś to pamiętać, w końcu byłeś na naszym ślubie.
- No pewnie, że pamiętam, dziewczynko. Byłaś najpiękniejszą panną młodą - tak
piękną jak moja Vicky. A ta - powiedział, patrząc na mnie - to dopiero będzie nokaut! Ale
najpierw musimy znalezć dla niej idealny pierścionek.
Rudy wyciÄ…gnÄ…Å‚ z gabloty kolejnÄ… tackÄ™.
- Szlif godny księżniczki - zaczął, podając mi brylant. Następnie rzucił parę zdań o
przejrzystości i kolorze. Nie zrozumiałam ani słowa.
- Przymierz go, kotku, nie ugryzie cię! - powiedział wreszcie z błyszczącymi oczami.
Przez moment wahałam się, potem wsunęłam go na palec. Początkowo zdumiała mnie
biel kamienia w stosunku do mojej skóry - nigdy wcześniej nie miałam na ręce brylantu. I
odkryłam, że mi się to podoba. Nawet bardzo...
Wiedziałam jednak - nie wiadomo dlaczego - że to nie jest ten pierścionek.
Zmierzyłam więc inny, i następny. I jeszcze następny. Wkrótce wpadłam na dobre i nagle
zrozumiałam, dlaczego Michelle tak nalegała na tę naszą wyprawę. Myślę, że przymierzyła co
najmniej tyle pierścionków co ja. Zdałam sobie sprawę, że mogę wpaść w nałóg Diamentowej
Dzielnicy.
I tak nie doszłam do trzeciej tacki.
- To jest to - westchnęłam z zachwytu na widok jednego z pierścionków. Bez wahania
wsunęłam go na palec.
- To wytworny pierścionek - powiedział Rudy, zerkając na mój wybór z satysfakcją. -
No i kamień pierwsza klasa. Prawie półtora karata, model Tiffany ego - ciągnął. I nagle,
widząc moją zagubioną minę, wyjaśnił: - Taki szlif to klasyka.
Klasyka. Tak, to właśnie chciałabym nosić przez resztę mojego życia, stwierdziłam,
patrząc ponownie na pierścionek.
- Jesteś pewna, że właśnie ten? - spytała Michelle, kiedy wyciągnęłam przed siebie
rękę, żeby móc w pełni nacieszyć się jego wspaniałością. - Wygląda jakoś tak... zwyczajnie.
- Nieprawda - zaprotestowałam, wciąż gapiąc się na własną dłoń. - Jest... jest idealny.
- Ja myślę, że to miłość - powiedział Rudy, chichocząc. - Nic nie może się równać z
widokiem pięknej zakochanej kobiety - ciągnął, patrząc na mnie z jakąś niewinną sympatią,
mimo iż znałam go dopiero od pół godziny.
Pomyślałam, że był to właściwy moment, żeby zapytać dobrego starego Rudy ego o
cenÄ™.
- Dla ciebie? - spytał bez mrugnięcia okiem. - Tobie dam go za dziesięć tysięcy. -
Potem mrugnął. - Dziewięć, jeżeli to dobry facet.
No cóż, pomyślałam. Cena wydała mi się sensowna. Ale potem zdałam sobie sprawę,
że jako kobieta, która kiedyś wydała dwieście dolców na rzemykowe sandały (przeżyły jeden
sezon), nie jestem dobrym sędzią w tych sprawach. Może dziewięć tysięcy to rzeczywiście za
dużo jak na... biżuterię.
- Nie jestem pewna, co powie na to Kirk - wyznałam, zastanawiając się, czy on w
ogóle przewidział już ten wydatek. Bo on przecież planował wszystko, ten mój kompetentny
chłopak.
- Kochanie, kochanie - powiedział Rudy, delikatnie dotykając mojego policzka
szorstką dłonią. - Nieważne, czy on jest biedny jak Matka Teresa. Ten mężczyzna cię kocha.
Musi zrobić, co do niego należy.
Uśmiechnęłam się zawstydzona, patrząc na pierścionek. I znowu to poczułam.
Przeznaczony.
- Wiesz co? - Rudy wyciągnął spod lady notes i długopis. - Zapiszę ci tu wszystkie
dane o szlifie, przejrzystości i wadze, a ty się rozejrzysz, czy uda ci się znalezć coś w lepszej
cenie. Wszystkie moje brylanty mają certyfikat - to będzie dobry zakup.
Poczułam się lepiej, mając w ręku kartkę, mimo że nawet nie rozumiałam, co te
wszystkie nabazgrane dane oznaczają. Ale Kirk zawsze lubił dokładnie wiedzieć, w co
inwestuje. Ja natomiast nie musiałam wiedzieć niczego więcej. To był pierścionek, jakiego
pragnęłam. Oczywiście w końcu musiałam go zdjąć. Zrobiłam to z ociąganiem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centurion.xlx.pl