[ Pobierz całość w formacie PDF ]
spotkaliśmy się u niej na poddaszu. Ktoś musiał widzieć nas raz, donieść o tym... Musimy
być bardziej ostrożni.
To znaczy?
Na przykład nie umawiać się w miejscach publicznych.
Przecież od dawna nie umawiasz się ze mną w miejscach publicznych, Maciusiu, tylko
cichutko rżniesz, tu na mansardzie odparła z goryczą. Ale nie przejmuj się tym aż tak
bardzo. Jest przecież prościuteńki problem rozwiązania twoich kłopotów.
Mianowicie?
Ożeń się ze mną!
Bardzo nie lubiłem takich tekstów.
Wiesz, że to niełatwe mruknąłem.
Ale teraz chyba nieuniknione.
Ostatecznie do żadnej wielkiej awantury w szkole nie doszło. Dyrektor obiecał nie
podejmować żadnych działań przeciwko królowej Bonie i to przyrzeczenie przedstawiłem
Wierzchowskiej jako swe osobiste zwycięstwo. Nauczycielka pogodziła się z utratą wystawy.
Jedynie pan Bolo, za każdym razem kiedy spotykał się ze mną na korytarzu czy w pokoju
nauczycielskim, uśmiechał się coraz bezczelniej.
Tymczasem moje śledztwo utknęło na dobre. W opracowaniach, do których dotarłem,
udało mi się znalezć jeszcze kilka marginalnych wzmianek na temat Marii Kaczmarek
(jedno niewyrazne zdjęcie kobiecej postaci z drugiego szeregu mogło sugerować, że
znajdowała się w delegacji polskich komunistów, którą w końcu 1944 roku przyjął na Kremlu
Stalin), żadna jednak z tych poszlak nie przybliżała znalezienia odpowiedzi na pytanie
czyim synem był Maciej Podlaski, i dlaczego tak zakamuflowano tę prawdę i najwyrazniej
bano się jej po dziś dzień.
A może jesteś synem samego Stalina? pokpiwała Marta.
Oszalałaś, czy ja wyglądam jak dziobaty Gruzin?
Z braku nowych zródeł ostatnie nadzieje łączyłem z moimi snami, z których bez żadnej
regularności, ale z niezmiennym zachowaniem chronologii, dowiadywałem się o losach mojej
matki. W miarę możliwości precyzyjnie zapisywałem wszystko tuż po obudzeniu, a pózniej
czytałem mojej młodej kochance.
Nie wierzę ci w te sny, ty to wszystko zmyślasz powtarzała. Po prostu piszesz sobie
powieść sensacyjną.
Ależ Martusiu, przysięgam...
Nie jest możliwe zapamiętanie aż tylu szczegółów, miejsc, nazwisk, dialogów. Ja,
nawet jeżeli coś mi się śni, nigdy nie pamiętam co to było.
Bo ich nie notujesz. Spróbuj choć raz zapisać sen tuż po obudzeniu.
Spróbowała. I była wstrząśnięta. Długo nie chciała zdradzić, co to było. Wreszcie
któregoś wieczora pękła.
To był naprawdę okropny sen. Zniłam, że cię straciłam.
Umarłem?
Nie. To nie był tak.
A jak?
Zapamiętałam mój strach o ciebie. Wiem, że szukałam cię, choć nie wiem po co.
Biegałam po pustym, ośnieżonym mieście, pełnym czołgów i żołnierzy grzejących się przy
piecykach z koksem, wszystkim pokazywałam twoje zdjęcie i pytałam. Ale nikt cię nie
widział!
Przestań się przejmować zabobonami! Sny przeważnie sprawdzają się na opak. Sen o
czyjejś śmierci to gwarancja długiego życia dla bohatera snu. Ja sam w początku lat
sześćdziesiątych, a szczególnie podczas kryzysu kubańskiego, obsesyjnie śniłem o wojnie,
atomowej zagładzie, a chwalić Boga do dziś żyjemy. Po prostu bardzo często majaki tego
typu są projekcją naszych fobii i codziennych problemów.
A twoje odcinki z życia matki? Sam mówisz, że nie jest to proste przetworzenie danych,
które zdobyłeś z normalnych zródeł.
To prawda, nie potrafię tego logicznie wytłumaczyć. Jeśli wykluczyć możliwość
istnienia czegoś takiego jak pamięć genetyczna, pozostaje mi tylko super fantastyczna
interpretacja, że gdzieś z zaświatów moja mama, której nigdy nie poznałem, opowiada mi
swoje życie.
* * *
Mecenas Delkacz nie skomentował nocnych igraszek ze swą protegowaną. Kiedy wstał
świt i gosposia (chmurna i czemuś wściekła) przygotowała mu śniadanie, zaprosił Różę
Kupidłowską do stołu i traktował jak normalnego gościa, który zaskoczony przez godzinę
policyjną musiał spędzić noc pod wspólnym dachem. Nie pozwolił sobie wobec niej na
najmniejszą poufałość. Można powiedzieć nic się nie stało. Po śniadaniu wysłał ją z jakimś
listem na bazar na Polną, gdzie miała przekazać świstek papieru pewnemu chłopu. Wykonała
zadanie. I jej życie potoczyło się dalej jak gdyby nigdy nic. Nadal mieszkała u Stasiaka,
jednak co drugi dzień meldowała się u mecenasa. Niewprowadzana w szczegóły pełniła
zadania kuriera, dziwiąc się niekiedy osobom, z którymi przychodziło się jej kontaktować.
Raz na Warszawie Zachodniej musiała odbierać przesyłkę od kolejarza z Berlina, kiedy
indziej odwiedziła mieszkanie na Hożej, w którym przywitał ją mówiący słabo po polsku
Niemiec. Przez chwilę miała nogi jak z waty, ale Szkop potraktował ją miło, poczęstował
prawdziwą pomarańczą, a na odchodne wymierzył klapsa w kształtny pośladek. Czy kontakty
te miały charakter handlowy , czy jakiś inny, nie próbowała dociekać. Teodor przy jakiejś
[ Pobierz całość w formacie PDF ]