[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Po pewnym czasie, który wydał mu się wiecznością, wśród wielkich cierpień skłonił
głowę na burtę łodzi i zasnął. Jak długo trwał sen - nie wiedział. Obudziło go szurgotanie blisko
obok niego. Księżyc wzeszedł, gdy otworzył nagle oczy, ujrzał Wilsona podkradającego się ku niemu
z otwartymi ustami i wywieszonym obrzmiałym językiem.
Szum poruszeń obudził Janinę Porter.
Widząc okropną scenę, wydała przeciągły okrzyk trwogi, a w tejże, chwili marynarz przechylił, się
naprzód i rzucił się na Claytona. Jak dzikie zwierzę chciał uchwycić zębami gardło swej ofiary, lecz
Clayton, chociaż był osłabiony, znalazł dosyć sił, aby odepchnąć od siebie usta j szaleńca.
Na krzyk Janiny Porter przebudzili się Turan i Spajder. Widząc, jaki i był powód przestrachu Janiny,
obaj przyczołgali się, na ratunek j Claytona i razem we trzech zdołali przemóc Wilsona i powalić go
na dno łodzi. Przez kilka chwil leżał on, gadając coś i śmiejąc się, a potem, wydawszy okropny
okrzyk, zanim ktokolwiek zdołał temu przeszkodzić, porwał się na nogi i skoczył do wody.
Wskutek wielkiego wyczerpania nerwowego po tym wypadku pozostali przy życiu leżeli, drżąc, w
wielkim przygnębieniu. Spajder zaczai płakać, Janina Porter odmawiała modlitwę, Clayton cicho
klął, pan Turan siedział, rozmyślając, zwiesiwszy głowę na rękach. Jako wynik tych rozmyślań
zjawiła się następnego rana następująca przemowa, jaką miał do Spajdera i do Claytona.
- Panowie, - rzekł Turan - widzicie, jaki los nas czeka, jeżeli nie będziemy ocaleni za dzień lub dwa.
%7łe bardzo małe są nadzieje, dowodzi fakt, że w ciągu całego tego czasu, jaki pływaliśmy, nie
dostrzegliśmy ani jednego żagla, ani najlżejszego śladu dymu na horyzoncie.
- Moglibyśmy mieć nadzieję na ocalenie, gdybyśmy mieli żywność, lecz bez żywności nie ma żadnej
dla nas nadziei. Pozostaje więc nam do wyboru jedno z dwojga i musimy decydować się od razu.
Albo wszyscy pomrzemy w najbliższych kilku dniach, albo jednego musimy poświęcić, aby reszcie
zachować życie. Czy dobrze rozumiecie me słowa?
107
Janina Porter, gdy to posłyszała, przeraziła się. Gdyby propozycja wyszła od biednego, nierozumnego
marynarza, może nie zdziwiłoby to jej tak bardzo. Lecz uszom swoim prawie nie mogła uwierzyć, że
myśl taka wypowiedziana była przez człowieka, który uchodził za oświeconego, kulturalnego,
człowieka z towarzystwa.
- Lepiej niech nas wszystkich śmierć spotka - rzekł Clayton.
- Niechaj o tej sprawie zadecyduje większość głosów - odparł pan Turan. - Ponieważ tylko jeden z
nas ma paść ofiarą, będziemy rozstrzygać. Panna Porter nie ma tu głosu, gdyż jej nie grozi
niebezpieczeństwo.
- Jak mamy decydować, kto ma paść pierwszy? - zapytał Spajder.
- Zadecyduje o tym los - odrzekł pan Turan. - Mam pewną ilość monet frankowych w kieszeni.
Obierzemy jednÄ… noszÄ…cÄ… pewnÄ… wybranÄ… przez nas datÄ™ - kto wyciÄ…gnie spod sukna monetÄ™ z tÄ… datÄ…,
padnie pierwszy
- Nie chcę brać udziału w takim diabelskim planie - burknął Clayton. - Jeszcze może ujrzymy ląd
albo okręt się pojawi, zanim przyjdzie nasz koniec.
- Zastosuje się pan do tego, co będzie uchwalone większością głosów albo będzie pan tym
"pierwszym", bez użycia formalności ciągnienia losów - rzekł z tonem pogróżki w głosie pan Turan. -
Głosujmy zgodnie z postanowionymi warunkami. Ja oddaję swój głos za takim planem. A ty, Spajder,
jak głosujesz?
- I ja również - odrzekł marynarz.
- Taka jest decyzja większości - oznajmił pan Turan. Nie traćmy czasu i ciągnijmy losy.
Szansę są dla wszystkich równe. Dla zachowania życia trojga osób jedna musi umrzeć o kilka godzin
wcześniej.
I zaczął czynić przygotowania do loterii o śmierć, a Janina Porter, patrząc na to, czego była
świadkiem, czuła przerażenie. Pan Turan rozpostarł swój płaszcz na dnie łodzi, a pózniej spośród
garści monet wybrał sześć sztuk frankowych. Dwaj inni mężczyzni, pochyliwszy się, przyglądali się,
jak je wybierał. W końcu podał je wszystkie Claytonowi.
- Przypatrz się im dobrze - rzekł. - Najstarsza data na pieniądzu to rok 1875 i tylko jedna moneta ma
tÄ™ datÄ™.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]