[ Pobierz całość w formacie PDF ]
chÄ™ przeliczenia kursu.
Mogę wysłać kogoś na zewnątrz. Zrobię to zaraz. Anna jest w tej chwili
na służbie. Poślę ją i Briana. Za godzinę będziesz miał wszystko ustawione jak
należy.
Kamil wydał polecenia przez telefon. Sam także postanowił przespacerować
się w Kosmosie. Z Anną i Brianem wsiadł do windy, która wyniosła ich do dzio-
bowej części astrolotu. Stąd można było wyjść na zewnątrz, na powłokę statku.
Gdy byli już gotowi do wyjścia, Kamil zatelefonował do sterowni. Steve wyłączył
napęd. Przez komorę śluzy cała trójka wyszła w ciemność. Zapłonęły światełka
latarki wbudowane w hełmy skafandrów. Magnetyczne przylgi trzymały mocno
i pewnie, ale przepisy bezpieczeństwa nakazywały mimo wszystko używanie tra-
dycyjnej liny zabezpieczającej, więc trzy cienkie, lecz mocne linki, zaczepione
o uchwyty przy pasach, rozwijały się powoli za idącymi.
Anna i Brian zajęli się ustawianiem kamer, a Kamil obserwował ich pracę,
spoglądając od czasu do czasu na rozgwieżdżoną kopułę nad głową. Czuł się tro-
chę nieswojo. Teraz rozumiał, co miał na myśli Steve, gdy mówił, że wyobraznia
może człowieka przyprawić o zachwianie równowagi psychicznej w tak dalekiej
podróży. Odczuł to jeszcze dobitniej, gdy wyłączywszy magnesy butów, powo-
li odpływał od skorupy statku na kilkudziesięciometrową odległość, na jaką po-
zwoliła długość linki asekuracyjnej. Gdy teraz spojrzał wokół siebie, poczuł nie-
przepartą chęć natychmiastowego powrotu, wręcz fizyczną potrzebę przylgnięcia,
przytulenia się całym ciałem do metalowej powierzchni kadłuba, jako jedynego
dostępnego miejsca oparcia w tej bezgranicznej pustce.
Kamil spostrzegł, że dłonie jego bezwiednie zaciskają się na uwiązanej do
pasa linie, jakby w obawie, że odczepi się ona i pozostawi go bezbronnego i bez-
80
radnego w przestrzeni.
Szarpnął lekko za linę i poczuł, że zaczyna powoli płynąć w kierunku astro-
lotu. Z tęsknotą oczekiwał twardego dotknięcia kadłuba, metalicznego uderze-
nia magnesów o stalowy pancerz statku. I wtedy właśnie przyszła mu do głowy
ta myśl. . . Gdy tak zawieszony w przestrzeni, całym sobą pragnął połączyć się
z czymś solidnym i trwałym, po raz pierwszy pomyślał o meduzowatym intruzie,
który spłonął w ogniu dysz fotonowych, jak o żywej istocie. . .
Istocie, może bezrozumnej, ale żywej i samotnej, pragnącej znalezć w tej pu-
stce jakieÅ› oparcie, jakiÅ› okruch bratniej materii. . .
Kamery teleskopów zostały ustawione z właściwą precyzją. Steve sprawdził to
dokładnie, manewrując astrolotem na wszystkie możliwe sposoby. Kamil wydał
zakaz wychodzenia na zewnątrz statku bez jego zezwolenia i zaplombował śluzy
wyjściowe, aby uniemożliwić w ten sposób dalsze niespodzianki.
Gdy po powrocie do astrolotu, siedząc w swej kabinie, zajęty był rozwijaniem
hipotezy na temat antymaterialnego obiektu, przyszła Krystyna.
Widywał ją rzadko. Jako elektronik, Krystyna przebywała czasem w kabinie
radiowej, ale znacznie częściej buszowała w królestwie elementów elektronicz-
nych, za stalowymi płytami oddzielającymi stanowiska operatorskie od gąszczu
barwnych przewodów i mikroskopijnych podzespołów, tworzących subtelne uner-
wienie astrolotu.
Krystyna weszła do kabiny Kamila i zatrzymała się tuż przy drzwiach. Była
sympatyczną młodą kobietą o wyglądzie zastraszonej nieco studentki, co w zesta-
wieniu z równie młodym wyglądem zastępcy dowódcy wydawało się dość śmiesz-
ne. Patrzyli na siebie przez chwilÄ™, zanim Kamil podsunÄ…Å‚ jej fotel.
Co słychać, Kris? spytał swobodnym, wesołym tonem, choć wyczuwał,
że Pierwszy Elektronik nie przybyła tu w celach wyłącznie towarzyskich.
Krystyna zamknęła drzwi i usiadła.
Chciałam. . . Uważam, że powinnam powiedzieć ci o tym zaczęła.
Nasz komputer zachowuje siÄ™ dziwnie.
Komputer? Popsuł się? Kamil nie był nawet zdziwiony. Spodziewał się
różnych rzeczy.
Nie, chyba się nie popsuł, właściwie działa zupełnie dobrze, tylko że. . .
Tylko że działa samodzielnie. . .
Jak to? Bez rozkazów?
Krystyna niepewnie przytaknęła głową.
Czy jesteś pewna, że tak jest naprawdę?
Sprawdzałam jeden z głównych bloków operacyjnych. Musiałam w tym
celu odłączyć wszystkie kanały wejściowe, żeby wprowadzić program testowy.
I wtedy właśnie zauważyłam, że on sam. . .
Co to było?
81
Jakieś bardzo złożone operacje logiczne. Trudno mi to przetłumaczyć na
język kodu zewnętrznego, nie zarejestrowałam tego na taśmie, bo nie byłam przy-
gotowana na coś podobnego. Ale sprawdziłam dokładnie jeszcze raz wszystkie
urządzenia peryferyjne. %7ładne z nich nie było włączone.
Skąd wiec przychodziły rozkazy?
Zbadałam to. W układzie wejściowym znalazłam ukryty kabel, którego nie
ma w schemacie. . . Ten kabel prowadzi do jednej z komór w sektorze siódmym
i znika w otworze prowadzącym do sekcji anten zewnętrznych. Prześledziłam po-
łączenia. Wydaje mi się, że komputer może odbierać rozkazy z zewnątrz, przesy-
łane w formie sygnałów radiowych. . . Czy nie wiesz, co to może oznaczać?
Kamil nie odpowiedział. Kusząca hipoteza sama rodziła się w jego umyśle.
Komputer! Nie człowiek, lecz komputer, opanowany przez Obcych z Kosmosu!
W ten sposób można pokierować statkiem według zupełnie dowolnego progra-
mu! Po chwili zrozumiał, że to zupełnie absurdalny pomysł. . . Czy komputer
potrafiłby poprzestawiać kamery? Czy mógłby zaatakować człowieka? Nonsens!
A śpiączka? A wydarzenia na Kappie? Nie, to na nic, taka hipoteza nie pasuje do
niczego!
Tym niemniej, nielegalny kabel sterowania komputerem jest faktem, który
coÅ› oznacza. Tylko co?
Kiedy to zauważyłaś, Kris? To, że komputer samodzielnie działa?
Przed godziną może. . . Gdy ustawialiście kamery na kadłubie. . .
Kamil zerwał się, tknięty nagłą myślą.
Chodz ze mną powiedział, pociągając Krystynę za rękę ku wyjściu.
Albo. . . nie, lepiej zostań w swojej kabinie i nie otwieraj nikomu, dopóki nie
wrócę!
Pobiegł w kierunku małych drzwiczek, prowadzących do Sekcji Automatyki.
Pchnął je i skradając się cicho, przemierzył kilka wąskich korytarzyków. Na sta-
nowisku kontroli nie było nikogo, w głębi mrocznej wnęki, przy szafach rozdziel-
czych Kamil dostrzegł czyjeś plecy, zasłaniające otwartą rozdzielnię elektryczną.
Podszedł cicho i stanął za plecami Briana. Spojrzał ponad jego ramieniem w głąb
szafy rozdzielczej i zdrętwiał.
Brian miał obie dłonie zaciśnięte na szynach, doprowadzających prąd do bez-
pieczników.
Kamil cofnÄ…Å‚ siÄ™ o krok i chrzÄ…knÄ…Å‚.
Brian odwrócił się gwałtownie, puszczając szyny. Rozległ się krótki syk i błę-
kitna smuga wyładowania błysnęła na chwilę pomiędzy nagim przewodem elek-
trycznym i dłonią inżyniera. Brian patrzył na Kamila zupełnie spokojnie, jakby
nic się nie stało.
Zaskoczyłeś mnie. . . uśmiechnął się pokazując dłonie. Przyznaję
się, nie założyłem rękawic ochronnych, ale przy tak wysokiej częstotliwości prą-
du niebezpieczeństwo porażenia jest znikome, mimo groznych na pozór efektów
82
wizualnych.
Kamil patrzył z niedowierzaniem to na Briana, to na znak ostrzegawczy na
drzwiach rozdzielni.
Spójrz! Brian zbliżył palec do przewodu, z którego strzeliła znów błę-
kitna iskra.
Daj spokój, zabraniam takich eksperymentów. Przepisy bezpieczeństwa na-
kazują używanie rękawic.
W porządku. Gdzieś tu powinny być rękawice. . . Brian rozejrzał się
wokoło, ale rękawic nie znalazł. Kamil patrzył przez chwilę spod oka na te poszu-
kiwania.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]