[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sposobie istnienia, poza naszym własnym, za zbyt daleko posunięty wybryk wyobrazni.
Lecz dwuwymiarowa kraina poniekąd istnieje, po prostu tutaj, w naszym świecie; rozciąga się
na tysiące mil w płaszczyznie poziomej, pokrywając ok. 70% powierzchni Ziemi, lecz
grubość jej nie przekracza dziesiątej części cala. Mam na myśli powierzchnię mórz, tę
niewiarygodnie cienką warstewkę wody oddzielającą atmosferę od głębin oceanu. Wszelkie
wzajemne
* E. A. Abbott Flatland. Klasyczna pozycja literatury fantastycznonaukowej, ok. 1880 r.
Wznowienie 1953 r. przez Dover Publications Inc., New York (przyp. tłum.).
64
Dddziaływania między morzem a atmosferą muszą się odbywać przez tę warstwę
kontaktowÄ….
Warto zapamiętać, że powierzchnia morza nie jest ani morzem, ani powietrzem, a więc jej
właściwości nie muszą być te same, co któregoś z owych ośrodków. Na przykład temperatura,
skład chemiczny lub właściwości elektryczne powierzchni morza mogą być zupełnie inne niż
w powietrzu powyżej niej czy też w wodzie pod nią. To właśnie tu, na granicy morza i
powietrza musimy szukać rodowodu cząstek soli morskiej.
W tym i następnych rozdziałach mam zamiar odkryć wraz z wami różne dziwne rzeczy
dziejące się w fantastycznym świecie o dwóch wymiarach. Zobaczycie, tak jak Alicja w
Krainie Czarów, że wszystko zaczyna się stawać coraz dziwniejsze. Gdyby mieszkańcy
Płaskolandii mogli przez jakiś czas pomieszkać na powierzchni morza, ich życie byłoby
narażone na wstrząsy i burze. Nie najmniejszym z ich zmartwień byłaby możliwość nagłego,
katastrofalnego przerzucenia do naszego trójwymiarowego świata.
Spokojne morze
Czy staliście kiedyś w pogodny dzień nad brzegiem morza obserwując odbicia obłoków i
ptaków? Jeśli tak, na pewno zdumiewaliście się, jak szybko zmienia się powierzchnia morza
muśnięta powiewem powietrza. Przed momentem powierzchnia wód była gigantycznym
zwierciadłem odbijającym świat nad nim z wyrazistością sprawiającą, że woda wydawała się
odwróconym niebem. A teraz właśnie przeleciał powiew wzdłuż powierzchni, zmarszczył ją,
wykoślawił morskie lustro i odbicia stały się podobne zwariowanym obrazom z wesołego
miasteczka. Nie rozbiło się wodne zwierciadło, poskręcało tylko i powykrzywiało na chwilę.
5 Od kropel deszczu... 65
Gdybyście zbadali tę powierzchnię dokładnie, przekonalibyście się, że to niesłychanie
ruchliwe miejsce. Różnice temperatury między morzem a powietrzem powodują przepływ
ciepła. Ale gdyby tej różnicy temperatury nawet niej było, cząsteczki wody i tak
przeskakiwałyby I ciągle tam i z powrotem. Taka wymiana odbywa I się nawet wtedy, gdy
powietrze ponad wodą jest I całkowicie nasycone parą wodną (stuprocentowa I wilgotność
względna). Można jednak stwierdzić,! że w przypadku nasycenia dokładnie tyle samol
cząsteczek wpada do wody, co z niej uchodzi. I Innymi słowy, ustala się pewien stan równo-1
wagi i powietrze pozostaje nasycone. Przypomina to pełen ludzi pociąg metra, który właśniel
zatrzymał się na zatłoczonej stacji w godzinie! szczytu. Mnóstwo ludzi wysiadło, lecz
dokładniel tyle samo innych wsiada i pociąg odjeżdżał równie zatłoczony czy też nasycony
ludzmi, jak| wówczas, gdy dojeżdżał do przystanku.
Wymiana pary wodnej jest niezwykle ważnal dla procesów klimatycznych. Para wodna jestl
paliwem", bez którego nie mielibyśmy chmurl ani deszczu. Lecz omawiane cząsteczki
wodyl nie są tymi wielkimi kroplami wody morskiej,! które wytwarzają cząstki soli morskiej
(roz-l dział 3), mające znaczenie dla powstawanial ciepłego deszczu. Aby powstała taka
jednaj kropla, potrzebne są miliony milionów cząsteczek wody oraz pewna ilość soli. Taki
produkt gotowy nie paruje po prostu z powierzchni| mórz. Będziemy musieli rozejrzeć się za
innyr mechanizmem wysyłania kropel w powietrze.
We wnętrzu ba belka
W miarę wzrostu prędkości wiatru fale staji I się coraz większe. Przy prędkości ok. 6 węzłóv|
(6 mil morskich na godzinÄ™) zaczynajÄ… pojawiaT
ię przelewające fale, których wierzchołki rozsiewa wiatr (rys. 10). Bez względu na sposób
ałamywania się fal, olbrzymie masy morskiej rody wpadają, czyli wbryzgują się z powro-em
do morza. Im wiatr jest silniejszy, tym ¡zęściej to siÄ™ dzieje.
tys. 10. Białe grzywy fal, pojawiające się wtedy, gdy >rędkość wiatru przekracza 6 węzłów
(ok. 7 mil na ¡odzinÄ™), sÄ… głównym zródÅ‚em pÄ™cherzyków w morzu
Przelewająca się woda niesie ze sobą powietrze i wtłacza je do morza; w ciągu niewielu
¡ekund woda w pobliżu powierzchni przeksztaÅ‚ca siÄ™ w biaÅ‚awÄ… masÄ™ peÅ‚nÄ… pÄ™cherzyków.
Lecz sposób, w jaki spore kulki powietrza wepchnięte do wody zamieniają się w te
niezmierzone ilości drobniuteńkich banieczek powietrza, jest tajemnicą, której muszę
przyznać nie rozumiem. Faktem jest jednak, że tak się dzieje. Zdarzało mi się widywać
wodę tak pełną drobnych pęcherzyków, że mlecznobiała barwa utrzymywała się przez wiele
minut od pierwszego ich pojawienia się. Przez cały ten czas wznosiły się one powoli ku
powierzchni.
Jakikolwiek by był stosowany przez naturę mechanizm do wyrabiania pęcherzyków, prze-
awia ona szczególne talenty do niesłychanego iCh drobienia. Natychmiast po załamaniu się
|ali przy brzegu mierzyliśmy rozkład wielkości pęcherzyków. Pęcherzyków o średnicy ponad
9,5 mm było znacznie poniżej dziesięciu na cen-
V
67
tymetr sześcienny, podczas gdy pęcherzyki
0 średnicy mniejszej od 0,5 mm występowały w liczbie ok. stu na centymetr sześcienny.
Okazało się, że im mniejsze pęcherzyki, tym liczniej występują.
Czy chcielibyście wiedzieć, w jaki sposób wykonaliśmy te pomiary? Opowiem wam, gdyż ta
historia zawiera coś w rodzaju morału. Ktoś wpadł na genialny, jak mu się zdawało, pomysł
zastosowania podwodnej kamery do fotografowania pęcherzyków. Pożyczyliśmy więc
kamerę przeznaczoną do automatycznych zdjęć na dużych głębokościach morza. My
mieliśmy jej oczywiście używać na głębokości mniejszej niż metr. Wszystko razem
kamera, reflektory
1 zasilacz prądu mieściło się w dwóch długich, cylindrycznych pojemnikach. Było to
dość nieporęczne do niesienia dla jednej osoby, ale gdy każdy z nas ujął tylko jeden koniec,
jakoś daliśmy radę.
Tak więc dobrnęliśmy do strefy fal przybrzeżnych na plaży koło Woods Hole. Edward Flo-
rence, który wówczas z nami pracował, dzwigał jeden koniec kamery, ja drugi.
Wnieśliśmy wszystko do wody, gdzie załamywały się fale, i zaczęliśmy robić zdjęcia.
Mieliśmy przy tym niemało kłopotu. Każda fala, przelewając się i powracając, szarpała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]