[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Emily błysnęła iskierka nadziei. Po chwili jednak przestała myśleć, gdyż ra-
miona Antona gwałtownie zacisnęły się wokół niej, a usta znalazły się na jej
ustach. Nie zważając na strugi ulewnego deszczu, splotła dłonie na jego karku i
oddawała mu pocałunki z desperackim pożądaniem.
- Do diabła, Emily, mogłaś zginąć - mruknął Anton, wiodąc dłonią po jej
ciele, jakby chciał sprawdzić, czy rzeczywiście jest cała i zdrowa. - Czy na
pewno nic ci się nie stało?
Mokre włosy przykleiły mu się do czaszki, ale w oczach Emily nigdy nie
wyglądał piękniej.
- Naprawdę powiedziałeś, że mnie kochasz? - To było jedyne pytanie, ja-
kie przyszło jej do głowy.
- Czy ja cię kocham? - Urwał i obrzucił wzrokiem otaczający ich tłumek,
po czym znów zatrzymał spojrzenie na jej twarzy i z ostentacyjnym uszanowa-
S
R
niem ucałował jej czoło i obydwa policzki. - Tak, Emily Diaz, kocham cię! -
Na jego ustach zadrgał kpiący uśmieszek. - Gdyby tak nie było, to czy sądzisz,
że stałbym tutaj, robiąc z siebie idiotę przed tymi wszystkimi ludzmi?
Emily nie od razu uwierzyła. Przez dłuższą chwilę nieufnie wpatrywała
się w jego twarz, szukając w niej czegoś, co mogłoby ją przekonać.
- Cholera jasna, Emily! - odezwał się naraz Jake Hardington. - Ten facet
cię kocha, powiedz mu, że ty też go kochasz i wynośmy się stąd wreszcie!
Może nie zauważyłaś, ale wciąż trzymają nas wszystkich na muszce i tylko
Diaz może nas uwolnić.
Emily ze zdumieniem spojrzała na Jake'a, a potem znów na Antona.
- Czy to prawda?
- To prawda, że cię kocham i to prawda, że mogę ich uwolnić. To zależy
od ciebie. - Zauważyła w jego oczach niepewność i iskierka nadziei rozpaliła
się w spory płomień. - Tak czy inaczej, nie wyjdziesz stąd wolna - dodał An-
ton, mocniej zaciskając ramiona wokół niej.
Wybuchnęła śmiechem. To było bardzo w jego stylu. Przez chwilę wy-
dawał się wrażliwy i bezbronny, ale już w następnym momencie arogancja
wróciła.
- Och Anton, kocham cię! - Wspięła się na palce i pocałowała go.
- Nareszcie! A teraz, skoro twój mąż jest już w dobrym nastroju, to może
go namówisz, by zasponsorował moją następną wyprawę? - zawołał Jake. - Bo
tę właśnie wykończył.
Anton zatrzymał na nim spojrzenie.
- Chyba przeginasz, Hardington - mruknął, ale uśmiechnął się przy tym.
Wydał kilka poleceń dowodzącemu oficerowi, wziął Emily na ręce i poniósł ją
przed siebie.
S
R
Anton przechadzał się po salonie hotelowego apartamentu, wsłuchując
się w szum wody. Wydawało mu się, że całe wieki już czeka, by Emily wyszła
z Å‚azienki.
Emily powiedziała, że go kocha, ale to było przy publiczności, która
przede wszystkim pragnęła się wydostać z aresztu. Skąd mógł wiedzieć, czy
nadal jest pewna swoich uczuć? W kółko obracał w głowie słowa, które chciał
jej powiedzieć. Wyprostował się i wszedł do sypialni. Wszystko już było go-
towe.
Emily narzuciła na siebie hotelowy szlafrok i boso wyszła z łazienki,
szczęśliwa jak jeszcze nigdy w życiu. Anton, z poważnym wyrazem twarzy,
stał pośrodku pokoju.
- Czy zamówiłeś już kolację? - zapytała nieśmiało.
Podniósł głowę i w dwóch krokach znalazł się przy niej.
- Tak. Dio! Czy ty mi kiedykolwiek wybaczysz? Gdy przypomnÄ™ sobie,
co mówiłem i robiłem, odkąd cię poznałem, robi mi się słabo.
- To już nie ma znaczenia - rzekła Emily cicho. - Przeszłość została za
nami. Ludzie mówią, że pierwsze pół roku małżeństwa jest najgorsze, więc zo-
stały nam jeszcze tylko dwa miesiące - zażartowała.
- Nie zniósłbym nawet jeszcze dwóch minut, cóż dopiero dwóch miesię-
cy, w niezgodzie z tobą. - Wziął ją na ręce, delikatnie położył na łóżku i wy-
ciągnął się obok niej. - Emily, muszę ci to powiedzieć, wyznać, jeśli wolisz? -
powiedział, unosząc się na łokciu i zaglądając jej w oczy.
- Czy to nie może zaczekać? - uśmiechnęła się do niego prowokująco.
- Nie. Przez tych kilka ostatnich tygodni wiele zastanawiałem się nad so-
bą i chcę, żebyś zrozumiała, dlaczego tak się zachowywałem.
- Czy muszę? Znam przyjemniejsze zajęcia - uśmiechnęła się.
- Tak - rzekł Anton surowo i z odrobiną żalu. - Oczywiście, po śmierci
S
R
matki byłem wytrącony z równowagi. A gdy dowiedziałem się o Suki, było
jeszcze gorzej. Niezbyt dobrze sobie radzę z emocjami, więc moja rozpacz za-
mieniła się w złość i wyładowałem ją na twojej rodzinie. Ale jeśli nie zechcesz
uwierzyć w nic więcej, uwierz tylko w to jedno, że zakochałem się w tobie w
pierwszej chwili, gdy cię zobaczyłem. Teraz to rozumiem, ale wtedy nie przy-
znawałem się do tego nawet przed sobą.
Urwał na chwilę, przez cały czas patrząc jej głęboko w oczy i pragnąc, by
mu uwierzyła, po czym mówił dalej, coraz szybciej:
- Tak naprawdę doznałem objawienia w limuzynie, gdy wracaliśmy z
wystawy sztuki peruwiańskiej i gdy zapytałaś mnie, dlaczego nie ożeniłem się
z Lucitą, żeby się zemścić na jej ojcu. Uświadomiłem sobie, że nie wpadłbym
na ten pomysł nawet przez milion lat, a jednak te dwie historie były bardzo
podobne. Musiałem więc zapytać siebie, dlaczego zdecydowałem się na ślub z
tobą. To był dla mnie pomysł zupełnie nie z tej ziemi. Przeżyłem trzydzieści
siedem lat jako kawaler i nigdy wcześniej nie kusiło mnie, by się ożenić, dla-
czego więc uparłem się na ślub z tobą? Nie jestem z tego dumny, ale mogłem
zniszczyć firmę twojej rodziny, sądzę jednak, że przede wszystkim rozpacz
napędzała moją chęć zemsty. Potrzebowałem kozła ofiarnego. Ale gdy pozna- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centurion.xlx.pl