[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tak.
Włożył ręce pod głowę i zamknął oczy. Najwyrazniej unikał tego
tematu.
Nie mówiłeś, że jesteś żonaty.
Nie mówiłem też, że nie jestem.
Powiedziałeś, że mieszkasz sam.
Mieszkam. Ona jest za granicą wycedził.
Ach, rozumiem. Więc według ciebie wszystko jest w porządku,
tak?
O co ci, do licha, chodzi? Zaprosiłem cię na jeden dzień...
Wiesz, o czym mówię, Morgan? krzyknęła, wstając z fotela.
Usiadł na leżaku i utkwił w niej wzrok.
Nie stało się nic, czego nie pragnęłaś.
Och! Jesteś tak bardzo pewny siebie, prawda? Czy przyszło ci
kiedyś do głowy, że ja...
Jesteś prawdziwą kobietą, Luizo rzekł śpiewnie, ani na
moment nie spuszczając z niej oczu. Zaryzykuję stwierdzenie, że
upłynęło bardzo wiele czasu od chwili, gdy ostatni raz byłaś z
mężczyzną w łóżku.
A ty myślałeś, że jesteś właśnie tym mężczyzną, na którego
czekałam, tak? Jaka szkoda, że nam przeszkodzono.
RS
55
Pomyśl, jaką mogliśmy mieć zabawę, korzystając z nieobecności
twojej żony.
Dowiedzą się o tym wszyscy w kuchni, jeżeli nie ściszysz głosu
rzekł oschle.
Och, dlaczego teraz mamy się z tym kryć? Podniosła się
gwałtownie.
Siadaj. Opowiem ci o niej... siadaj!
Nie odzywaj siÄ™ tak do mnie. Nie jestem jednÄ… z twoich kobiet!
Oddaliła się szybkim krokiem. Spodziewała się, że pójdzie za nią,
kiedy jednak obejrzała się przez ramię, zobaczyła go idącego w stronę
domu.
Wkrótce znalazła się w zacisznym zagajniku. Przyznała się przed
sobą: pragnęła go.
Szła ścieżką, która zaprowadziła ją na skraj urwiska. Spojrzała w
dół. Poczuła zapach muszli.
Była oczarowana widokiem zatoki. Urwiska porośnięte były
sosnowym lasem. To było cudowne miejsce. Takie spokojne. Na
szczęście nie istniały żadne plany zbudowania tu przystani jachtowej.
Wracając do domu, ujrzała Morgana biegnącego w kierunku stajni.
To Emma! krzyknęła Annabel, która biegła za nim.
Luiza podążyła za nimi. W rogu boksu McTavisha siedziała
przerażona Emma, mocno obejmując rękoma kolana. Wielki rumak
wierzgał nogami i groznie parskał.
Morgan wślizgnął się zwinnie pomiędzy konia a Emmę. Uniósł
szybko dziewczynkę i niemal rzucił ją w ramiona Luizy, która mocno
przycisnęła ją do siebie.
Nic ci się nie stało, kochanie? Nic ci nie jest?
Ten wielki koń mnie nie lubił! zaszlochała głośno Emma.
Annabel spojrzała na Luizę.
Weszła tam bez niczyjej wiedzy wyjaśniła. Wreszcie, gdy
Emma uspokoiła się, Luiza zapytała łagodnie:
Co ty tu robiłaś? Miałaś odpoczywać w domu.
RS
56
Chciałam mu to dać. Emma otworzyła dłoń i pokazała
wilgotnÄ…, lepkÄ… grudkÄ™ cukru.
Po chwili pojawił się Morgan. Annabel podbiegła do niego:
Skaleczyłeś się! Och, twoje czoło krwawi!
Jego oczy napotkały wzrok Luizy, która tak bardzo chciała
podziękować mu za wydostanie Emmy z niebezpieczeństwa.
Mężczyzna podszedł do dziecka i zapytał:
Zrobił ci krzywdę?
Kiedy Emma potrząsnęła głową, ciągnął dalej surowo:
Nigdy więcej nie zbliżaj się sama do nieznajomego zwierzęcia.
Dolna warga Emmy zadrżała. Popatrzyła na Morgana.
On ma w sobie złe moce powiedziała, naśladując głos Doreen.
Zapanowało milczenie. Wszyscy oniemieli z wrażenia.
Nie mów tak, Emmo! Absolutny nonsens! Nie ma czegoś takiego,
jak złe moce.
Są w żywych trupach. Emma wydęła wargi i zaczęła
badawczo przyglądać się grudce cukru, którą wciąż trzymała w ręce.
Chodz. Zabiorę cię pod prysznic... zaczęła Luiza stanowczo.
Chcę iść z Annabel!
No to chodz, brudasku rzekła Annabel i wzięła ją za rękę.
Luiza odprowadziła je wzrokiem.
Nie martw się o nią powiedział cicho Morgan.
Czy jestem złą matką? zapytała ze smutkiem w głosie.
Luizo...
Ostrzegałeś mnie kiedyś, że Doreen może mieć zły wpływ na
Emmę, a ja zignorowałam tę uwagę.
Obcy widzą czasem więcej niż swoi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]