[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dokoła mnie z odkrytymi głowami, skamieniali, z świętą grozą na twarzach, poglądając osłu-
piałym wzrokiem na półkrąg Ziemi. Ada stała na przedzie i miała ręce wyciągnięte ku
Gwiezdzie Pustyni.
Sporo czasu upłynęło, nim wreszcie zwróciła się do swoich zadumanych towarzyszy:
- Stamtąd o n przybył - rzekła przytłumionym głosem, jakby nie chcąc, abym ja słyszał - i
tam powróci, gdy czas nadejdzie. Upadnijcie na twarz.
I oni na twarz upadli przed widokiem Ziemi, po której deptali ich ojcowie...
Powstawszy, nie śmieli się zbliżyć do mnie, a gdy ja, wreszcie ochłonąwszy, zawołałem
ich i począłem im jeszcze wzruszeniem przerywanym głosem tłumaczyć zjawisko, które mieli
przed sobą, stali dokoła mych kolan zalęknieni, grozą przejęci Jakby niepewni, czyli w naj-
bliższej chwili nie uniosę się nad ich głowy i nie poszybuję bladym powietrzem, hen, ku tej
świetlistej gwiezdzie!
Ach! gdybym to mógł uczynić!... I wtedy, gdym do nich mówił - nie rozumiany - zajęła
mnie nagle ta myśl tak, że bezwiednie prawie zamilkłem, zapatrzony na Ziemię, czując tylko,
że tym ludziom dokoła siebie nie mam nic zgoła do powiedzenia.
I oni milczeli dość długo, aż wreszcie, skupiwszy się nieco poza mną, zaczęli trącać się
łokciami i szeptać:
- Patrz, patrz, o n przybył stamtąd! - mówił jeden do drugiego, wskazując snadz na Zie-
mię.
- Wtedy, gdy tu jeszcze nikogo nie było...
- Tak... On tu przywiódł driada Piotra i jego żonę, Martę...
- A jednego, który był ojcem naszego praojca, pozostawił na pustyni martwym. Tak Ada
uczy.
- Tego w Piśmie nie ma. Tam jest tylko mowa o Adamie, to niby Piotr, i o...
- Cicho, Pismo jest inne. Pismo także o n przyniósł stamtąd...
- Tak, wszystko o n zrobił, dla pierwszych ludzi zrobił tu morze i słońce, i stawy...
Odwróciłem się szybko, usłyszawszy te ostatnie słowa, i półgłosem prowadzona rozmo-
wa ucichła natychmiast.
Chciałem ich strofować, ale w tejże chwili przyszło mi na myśl, że to jest próżny wysi-
łek. Powiedziałem im więc tylko, aby rozbili namiot, bo tutaj dłuższy czas pozostaniemy.
I płyną od tej chwili godziny, znaczone niewidzialnym słońcem na zaróżowionych
szczytach gór - płyną, dla nich, zda się, powoli, dla mnie aż nazbyt prędko!
Tak mi jest drogi ten Kraj Biegunowy, że strachem i boleścią przejmuje mnie myśl o sa-
mej możliwości powrotu tam, nad brzeg morza, do Ciepłych Stawów... Przebywając tutaj,
mam to wrażenie, że się znajduję już w ostatnim przedsionku, niemal na samym progu księ-
życowego świata, że stamtąd już tylko krok jeden przez międzygwiezdną przestrzeń do Ziemi
- i dalibóg, więcej mnie nęci ku sobie ta bezbrzeżna martwa pustynia, co się poczyna za tymi
tam górami przede mną, niż ów kraj żyzny, gdzie mieszkałem tak długo.
Nawet grób Marty na Wyspie Cmentarnej nie pociąga mnie teraz. Wszak tutaj więcej
mam z niej dokoła siebie niż tam... Tutaj ona do mnie należała, choć nie mówiliśmy o tym
nigdy ze sobą; tu stała ona nad moim łożem, gdym chorował, tutaj chodziła ze mną po zielo-
nych, puszystych łąkach albo wdzierała się na różowe szczyty gór- a tam... była żoną innego,
tam patrzyłem jeno na ból jej i poniżenie, sam poniżony i zbolały.
Dobrze mi jest tutaj, w Kraju Biegunowym, tak dobrze, jak tylko może być człowiekowi,
który stracił wszystko, nawet ziemię spod nóg, i zawieszony na srebrzystej, martwej gałce
wśród błękitów, żyje tylko przeszłością i oddalą, i myślą o tym, co jest niepowrotne...
97
Cicho, cicho, stare, niepoprawne, nieutulone serce moje! Oto masz świetlisty krąg Ziemi
przed sobą, oto masz te same łąki, po którychśmy razem z nią, tą cudzą i martwą, błądzili - a
zapewne i grób już niedaleko - czegóż ci nadto potrzeba, stare serce moje?
*
O bracia moi! tam, na tej jasnej kuli, która się świeci w tej chwili przed moimi oczyma!
O bracia moi dalecy! o bracia moi nieznani, a nade wszystko drodzy!
O Ziemio, gwiazdo przejasna! radości mych oczu! światło płonące nad pustyniami!
Ziemio! raju rozkoszny! klejnocie najprawdziwszy, szmaragdzie jasny, w lazur mórz
oprawny, o kwiatów snopie! kadzielnico przewonna! harfo ptaszęcymi rozśpiewana głosy!
O Ziemio! Ziemio! ojczyzno moja! matko moja stracona!
Akanie mi się wydziera ze starej, stęsknionej piersi, a łez już nie mam, abym cię opłaki-
wał, gwiazdo świecąca nad pustyniami! świecie nad inne godzien miłości!
Oto wyciągam ręce do ciebie - najdalszy, najnieszczęśliwszy z tych synów, a jedyny, któ-
remu ty się raczysz zjawiać teraz w tej złotej postaci - gwiazda wśród gwiazd na niebie!
Oto się modlę do ciebie, ja opuszczony i samotny, ja, któregoś ty dzieckiem znała, a któ-
ry się teraz zestarzałem nie na twoim matczynym łonie:
Ziemio!
daruj, iżem odszedł od ciebie, szaleństwem żądzy poznania obłąkany, którąś ty sama we
mnie wychowała, uwiedziony srebrną twarzą tego globu martwego, któryś ty przed wiekami
wyrzuciła ze siebie, aby nocom twym świecił i kołysał twoje morza!
Proszę cię, syn twój marnotrawny, któremuś ty wszystko dobro dała, postać wyniosłą i
myślącego ducha, kwiaty, aby oczy swe radował, i ptaki, aby się pieśnią poił, i braci, aby miał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]