[ Pobierz całość w formacie PDF ]
moim ojcu i na to wspomnienie ścisnęło mnie w gardle. Jak ktokol. wiek mógłby podnieść
rękę na swego rodzica?
Alice przytaknęła.
- Od mojego przybycia kłócili się dwa razy. Okrut-nie. Za pierwszym razem stary pan
Hurst próbował wypchnąć go z domu i zaczęli walczyć. Morgan jest znacznie młodszy i
silniejszy, zgadujesz wiÄ™c, kto wy¬graÅ‚. Za drugim razem zawlókÅ‚ ojca na górÄ™ i zamknÄ…Å‚ w
sypialni. Staruszek zaczął płakać. Nie podobało mi się to. Przypomniało mi, jak wyglądało
życie z moją rodziną w Pendle. Może jeśli powiesz staremu Grego-ry'emu, jak mi tu zle,
pozwoli mi zamieszkać z wami.
- Wątpię, żeby spodobało ci się w Anglezarke. W piwnicy jest pełno jam, trzyma tam
też dwie żywe wiedzmy. Jedna z nich to siostra Meg, dzika lamia. Widziałem, jak kręci się w
swojej jamie, to naprawdę straszny widok. Ale najbardziej żal mi samej Meg-Miałaś rację co
do niej, faktycznie mieszka w domu gtracnarza, ale on odurza jÄ… miksturÄ…, by nie pamiÄ™¬taÅ‚a-
kim jest. Ponad pół roku spędza w zamknięciu, vV pokoju tuż nad piwnicą. Bardzo to smutny
widok. Aje stracharz nie ma wyboru. Inaczej musiaÅ‚by uwie¬Å›Ä‡ jÄ… w dole, jak siostrÄ™.
- Nie powinno się trzymać czarownic w dole, nigdy mi się to nie podobało. Ale nadal
wolałabym tam być z tobą, niż musieć wciąż oglądać Morgana. Jestem tu samotna, Tom.
Tęsknię za tobą.
_ Ja za tobÄ… też, Alice, ale na razie nic nie mogÄ™ zro¬bić. PowtórzÄ™ stracharzowi, co
powiedziaÅ‚aÅ› i popro¬szÄ™ jeszcze raz. DoÅ‚ożę wszelkich staraÅ„, obiecujÄ™. Czy Morgan jest
tam teraz? - skinÄ…Å‚em w stronÄ™ farmy.
Alice pokręciła głową.
- Nie widziałam go od wczoraj, lecz bez wątpienia wkrótce wróci.
Nie rozmawialiÅ›my dÅ‚użej, bo pani Hurst, żona far¬mera, stanęła w kuchennych drzwiach i
zaczęła wy¬krzykiwać imiÄ™ Alice, która musiaÅ‚a wracać.
Skrzywiła się, wymownie wywracając oczami.
- Na pewno znów cię odwiedzę - obiecałem, gdy już się odwróciła.
- Zrób tak, Tom. I błagam, poproś starego Grego-^'ego.
110
111
Nie wróciłem jednak od razu do domu strachają Wdrapałem się na moczary, w miejsce, gdzie
wiajf mógł przegnać mrok z mojej głowy. Z początku mia. łem wrażenie, że jest tam dość
płasko, widoki też nje dorównywały tym ze wzgórz z Chipenden, podobnie samo otoczenie.
Na południu i wschodzie wyrastały jednak wysokie wzgórza, a za Anglezarke ciągnęły się
kolejne mocza¬ry. DokÅ‚adnie na poÅ‚udniu widziaÅ‚em Zimowe Wzgó¬rze i Rivington, dalej
Wzgórza Kowalskie, a na wschód moczary Turton i Darwen. Znałem te nazwy, bo przed
opuszczeniem domu ślęczałem nad mapami stracharza, potem starannie je składając. Całkiem
niezle orientowałem się w okolicy. Było w niej wiele do zwiedzania i postanowiłem spytać
mistrza, czy ze¬chciaÅ‚by dać mi wolny dzieÅ„, bym mógÅ‚ to zrobić, nim pogoda siÄ™ popsuje.
PodejrzewaÅ‚em, że siÄ™ zgodzi: znajomość geografii Hrabstwa to część pracy stra¬charza.
Musimy przecież przenosić siÄ™ szybko z miej¬sca na miejsce i docierać do celu, gdy ktoÅ›
prosi o po¬moc.
RuszyÅ‚em dalej i w oddali ujrzaÅ‚em niewielkie skle¬pione wzgórze na moczarach. WyglÄ…daÅ‚o
na sztuczne; domyśliłem się, że to kurhan, grobowiec starożytne-
wodza. Już miałem zawrócić, gdy na jego szczycie p0jawiła się postać. Człowiek ów w lewej
dÅ‚oni trzy-maÅ‚ kij, a na sobie miaÅ‚ pÅ‚aszcz z kapturem. To mu¬siaÅ‚ być Morgan!
Zjawił się na kurhanie tak nagle, iż niemal miałem wrażenie, jakby zmaterializował się tam
znikÄ…d. Roz¬sÄ…dek jednak podpowiadaÅ‚, że po prostu wdrapaÅ‚ siÄ™ od drugiej strony.
Ale co tam robiÅ‚? Nie potrafiÅ‚em zgadnąć. WyglÄ…da¬Å‚o to na jakiÅ› taniec! RzucaÅ‚ siÄ™ na boki i
wymachiwał rękami w powietrzu. Potem niespodziewanie ryknął z furią i cisnął kij na ziemię.
Był naprawdę wściekły. Ale na co?
ChwilÄ™ pózniej ze wschodu napÅ‚ynęła mgÅ‚a i przy¬sÅ‚oniÅ‚a go, toteż odszedÅ‚em. Nie miaÅ‚em
ochoty spoty¬kać siÄ™ z nim twarzÄ… w twarz, zwÅ‚aszcza biorÄ…c pod uwagÄ™, w jakim byÅ‚
nastroju.
Potem nie włóczyłem się już długo po moczarach. Uznałem zresztą, że jeśli wrócę wcześniej,
stracharz chÄ™tniej pozwoli mi znów spotkać siÄ™ z Alice. A bar¬dzo chciaÅ‚em do niej wrócić i
opowiedzieć, co widzia¬Å‚em.
***
112
113
Po popołudniowym posiłku opisałem mojemu tuj, strzowi dziwne zachowanie Morgana na
moczarach i powtórzyłem wszystko, co mówiła Alice.
Stracharz podrapał się po brodzie i westchnął.
- Dziewczyna ma rację, Morgan to paskudny typ bez dwóch zdań. Ubiera się jak
stracharz i nabiera w ten sposób łatwowiernych ludzi. Lecz brakowało mu dyscypliny
niezbędnej w naszym fachu. Był zbyt leniwy i zanadto lubił ułatwiać sobie pracę. Minęło już
prawie osiemnaÅ›cie lat, odkÄ…d mnie opuÅ›ciÅ‚, od te¬go czasu nie robiÅ‚ nic dobrego. Uważa siÄ™
za maga i bierze pieniÄ…dze od porzÄ…dnych, uczciwych ludzi, gdy znajdÄ… siÄ™ w tarapatach.
PróbowaÅ‚em go po¬wstrzymać przed zejÅ›ciem na zÅ‚Ä… drogÄ™, lecz niektó¬rzy ludzie nie
przyjmujÄ… niczyjej pomocy.
- Maga? - powtórzyłem, niepewny znaczenia tego słowa.
- To inne okreÅ›lenie czarodzieja, chÅ‚opcze. Ko¬goÅ›, kto praktykuje tak zwanÄ… magiÄ™.
Zajmuje się trochę uzdrawianiem, lecz jego specjalność to nekro-mancja.
- Nekromancja? A co to? - spytałem. Tego słowa też nigdy nie słyszałem i
zrozumiaÅ‚em, że po dzisiej¬szej rozmowie bÄ™dÄ™ miaÅ‚ sporo do zapisania.
_ Zastanów się, chłopcze. Słowo to pochodzi z gre-. " powinieneś sam odgadnąć jego
znaczenie.
_ No cóż, nekros znaczy trup - rzekłem po chwili zastanowienia. - Zatem ma chyba coś
wspólnego z...umarłymi?
_ Brawo, chłopcze. To mag, który wykorzystuje umarłych. Pomagają mu i dają moc.
- Jak? - spytałem.
_ Jak wiesz, duchy i widma to część naszej pracy. Ale my rozmawiamy z nimi i posyłamy w
dalszÄ… dro¬gÄ™. Natomiast on postÄ™puje odwrotnie. Wykorzystuje umarÅ‚ych, używa ich jako
swych szpiegów, zachÄ™ca do pozostania na ziemi, sÅ‚użenia jego celom i napeÅ‚nia¬nia
kieszeni. Czasami oszukuje przy tym nieszczÄ™¬snych, opÅ‚akujÄ…cych stratÄ™ ludzi.
- Czyli jest oszustem?
- Nie, naprawdÄ™ rozmawia ze zmarÅ‚ymi. ZapamiÄ™¬taj zatem i to dobrze: Morgan to
niebezpieczny czÅ‚o¬wiek, a kontakty z mrokiem obdarzyÅ‚y go rzeczywistÄ… i bardzo groznÄ…
mocą, której winniśmy się lękać. Nie ma też litości i zraniłby każdego stojącego mu na
dro¬dze. Trzymaj siÄ™ odeÅ„ z daleka, chÅ‚opcze.
- Czemu wcześniej go nie powstrzymałeś? - spytałem. - Nie powinieneś rozprawić się z
nim wiele lat temu?
114
115
r
TAJEMNICA STAREGO MISTRZA
- To długa historia - odparł mój mistrz. - Owsze^ powinienem, ale wówczas chwila nie
była właściwa' Wkrótce się nim zajmiemy. Póki jednak nie będziemy gotowi, staraj się do
niego nie zbliżać. I przestań m mówić, co mam robić!
Zwiesiłem głowę, a mistrz poklepał mnie lekko po ramieniu.
- No już, chłopcze, nic się nie stało. W końcu mia-łeś rację. Cieszę się, że znów myślisz
gÅ‚owÄ…. A dziew¬czyna dobrze siÄ™ spisaÅ‚a, podglÄ…dajÄ…c, jak rozmawiaÅ‚ z duchem siostry.
Dlatego właśnie ją tam umieściłem, by miała oko na podobne rzeczy.
- Ale to niesprawiedliwe! - zaprotestowałem. -Wiedziałeś, że Alice będzie tam bardzo
ciężko.
- Wiedziałem, że jej życie nie będzie usłane różami. Lecz Alice musi odpokutować za
to, co zrobiÅ‚a w prze¬szÅ‚oÅ›ci, a sama potrafi o siebie zadbać. Kiedy już roz¬prawimy siÄ™ z
Morganem, jego rodzice bÄ™dÄ… szczÄ™¬Å›liwsi. Ale najpierw musimy go znalezć.
- Alice mówi, że Hurstowie skÅ‚amali. Morgan bar¬dzo czÄ™sto odwiedza farmÄ™.
- Czyżby!
- MówiÅ‚a, że na razie go tam nie ma, ale może wró¬cić w każdej chwili.
PASKUDNY TYP
jyloże zatem tam właśnie powinniśmy rozpocząć . tr0 poszukiwania - rzekł z namysłem
stracharz.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]