[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Yaal? Przypuszczałaś, że zbliży się koniec mej potęgi, gdy skończą się zapasy bursztynu.
Zawsze mnie nie doceniałaś! Mnie i tych barbarzyńców z południa! A dzięki nim mam znowu
bursztyn i znam wiele dziwnych sposobów jego wykorzystania. Posłuchaj, Yaal!
Wyciągnął dłoń w jej stronę, lecz cofnął, zanim dotknął walca.
Oczy Yaal były otwarte, ale całkowicie bez wyrazu. Uchwyt Hylla osłabł, co Ysmay
zaraz wykorzystała, uwalniając się z krępujących ją zwojów tkaniny i składając uwięzionej
głęboki pokłon.
- Co robisz& ? - wyjąkał Hylle.
- Czy nie powiedziałeś, że ona jest tu panią? - przerwała mu, sama niezbyt dokładnie
wiedząc, co nią powoduje. Zupełnie tak, jakby ktoś inny kierował jej ruchami i dyktował
słowa. - Okazuję jej swój szacunek. A jeśli ona jest tu panią, to on jest zapewne panem!
Mówiąc to, Ysmay złożyła równie głęboki ukłon przed uwięzionym mężczyzną.
Twarz Hylla wykrzywił wściekły grymas& Ysmay nie zdołała uniknąć dosu, którego
siła posłała ją prosto na filar.
Gdy chwilowe zamroczenie ustąpiło, Ysmay spostrzegła w dłoniach Hylla złocisty
sznur, który zarzucił na nią, mamrocząc jakieś słowa. Pętla wirowała wokół niej, by po paru
sekundach opaść na podłogę. Twarz władcy wygładziła się, znów będąc pod kontrolą woli.
- To po to, aby de zatrzymać - powiedział, kierując się do wyjścia. Odszedł
pozostawiając Ysmay silnie wzburzoną. Lśniący krąg, gdy mu się bliżej przyjrzała, składał się
z bryłek bursztynu nawleczonych na cieniutki łańcuszek. Zlekceważyła jego przeznaczenie.
Nie mogąc porzucić myśli o odszukaniu zamka, ruszyła przed siebie. W chwilę potem
przekonała się, że nie może opuścić miejsca, którego granicę wyznacza bursztynowy łańcuch.
Spełniał swoją rolę znakomicie, jak stalowa klatka.
Na parę sekund ogarnęło Ysmay przerażenie. Sytuacja wydawała się beznadziejna.
Gdy emocje nieco opadły, jej myśli skierowały się ku ewentualnym sposobom wyjścia z
opresji.
Było oczywiste, że Hylle kontrolował potężne moce, a tych dwoje trzymał jako
więzniów. Oznaczało to, że - w myśl zasady - mogą oni stać się jej sojusznikami. Nabierała
bowiem przekonania, iż problem tajemniczego klucza wiąże się z uwięzionymi. Gdyby mogła
sobie zapewnić ich pomoc&
Klucz! Gdzie i jak go wykorzystać? Bursztynowy wąż nie był zwyczajnym kluczem, a
zatem sposób jego użycia również musi być odmienny. Może więc& Nerwowo podciągnęła
rękaw, wyciągając jednocześnie dłoń przed siebie. Głową węża dotknęła bryły, w której
wnętrzu tkwił uwięziony mężczyzna. W ciągu sekundy wokół nadgarstka pojawił się płomień.
Ysmay nie była w stanie stłumić okrzyku bólu. Ręki jednak nie cofnęła.
Walec zaczął się zmieniać. Od miejsca, w którym dotykała go głowa węża,
rozchodziła się najpierw matowa szarość, a potem pojawiły się pierwsze rysy, błyskawicznie
przechodzące w pęknięcia i obejmujące całą powierzchnię bryły. Kawałki popękanego
bursztynu opadały na posadzkę, gdzie natychmiast zamieniały się w pył.
Przez ciało mężczyzny przebiegi dreszcz, pierś łapczywie złapała potężny haust
powietrza, a dłonie dotknęły twarzy. Sprawiał wrażenie, jak gdyby nie był pewien swego
istnienia. Bacznie rozglądał się wokół, szukając potencjalnego zagrożenia. Od schodów
dobiegał ostry syk. Ysmay krzyknęła, spojrzawszy w stronę, skąd pochodził dzwięk. W
chwilę potem ujrzała dziwne monstrum, które spotkała na niższej kondygnacji. Potwór zbliżał
się do nich, szukając sposobności, by móc uderzyć.
Mężczyzna stanął jemu naprzeciw. Był nieuzbrojony. Ysmay nie miała złudzeń, co do
wyniku tej konfrontacji. Niedawny więzień tymczasem uniósł rękę, dziwnie układając palce, i
wykonał kilka magicznych gestów. W ułamku sekundy oddzieliła ich od potwora
rozszczepiona wiązka światła. Potwór nie był w stanie jej pokonać, by zbliżyć się do Ysmay i
jej towarzysza. Rozwścieczony zaczął biegać pomiędzy kolumnami, wyraznie unikając
świetlnej bariery. Mężczyzna natomiast co pewien czas powtarzał kombinację ruchów ręki,
szepcząc przy tym jakieś słowa.
Nagle w powietrzu pojawił się promień błękitnego ognia uderzając w zasłonę.
Zachęcony czymś potwór ruszył wolno do przodu potrząsając głową, jak gdyby poruszał się
pod gradem ciosów.
Mężczyzna nie wyglądał na zmartwionego. Jedynie jego głos stał się wyrazniejszy. W
komnacie nastąpiło jakieś poruszenie. Ktoś przemykał pod ścianami, poza zasięgiem światła
świec.
Ysmay nie musiała widzieć jego twarzy, aby być pewną, że to Hylle. Zmierzał do
stołu, na którym leżały rekwizyty czarnej magii i wyglądało na to, że jego były więzień
jeszcze go nie spostrzegł.
Chciała go ostrzec, ale nie mogła wydobyć z siebie głosu& Może właściwości
otaczającego ją kręgu dławiły też dzwięki w jej gardle? Pomyślała o bursztynowej
bransoletce. Dlaczego nie spróbować raz jeszcze?
Wyciągnęła rękę, dotykając wężem otaczający ją łańcuch. Błysnął oślepiająco biały
płomień. Ysmay krzycząc, zasłoniła sobie oczy. Płomień miał oślepiającą moc, lecz w ogóle
nie wydzielał ciepła.
Azy płynęły jej ciurkiem, gdy usiłowała podnieść powieki. Obraz był tak niewyrazny,
jakby spoglądała przez półprzezroczystą zasłonę.
Poczuła, że traci równowagę. Dotknęła gładzi drugiego z bursztynowych walców. Bez
namysłu przysunęła do niego nadgarstek.
Tym razem nie była w stanie dostrzec rezultatów. Czuła, jak cała konstrukcja pęka i
rozpada się, a powstający przy tym pył, opada na nią. Wyczuła jakiś ruch& Czyjeś ręce
złapały ją, pomagając wstać& Przez chwilę wspierała się na nich, po czym ręce cofnięto.
Ysmay przetarła załzawione oczy. Wzrok jej się najwyrazniej poprawił, gdyż
dostrzegła zrazu niewyrazną, potem szybko nabierającą ostrości postać Yaal, która zbliżała
się do stołu.
Dotarła doń prawie równocześnie z Hyllem. Stanęli naprzeciw siebie& Jego twarz
wykrzywiał grymas wściekłości. Błyskawicznym ruchem sięgnął po nóż. Trzymając wolną
dłoń nad znajdującym się na stole kielichem, Hylle usiłował wytoczyć z niej nieco krwi do
wnętrza pucharu. Widząc to, Yaal uniosła dłoń i rana błyskawicznie się zablizniła. Zaledwie
parę kropel opadło na dno kielicha.
- Nie tym razem - rozległ się jej głos. - Nawet za pomocą własnej krwi nie uda ci się
przywołać&
- Zamilcz! - krzyknÄ…Å‚. - Jestem Hylle, Mistrz&
- Tylko przez naszą nieuwagę stałeś się Mistrzem - potrząsnęła głową. - Twoje dni się
skończyły, Hylle.
Nie odwracając głowy, skierowała dłoń ku Ysmay.
- Niech przybędzie wąż! - rozkazała.
Ysmay wyciągnęła rękę, czując jak bransoleta ponownie ożywa. Wąż wyprostował
się, po czym jakby odbił się, wpadając wprost w otwartą dłoń Yaal i natychmiast owinął się
wokół jej nadgarstka.
Hylle chciał temu zapobiec, ale było już za pózno.
- Teraz! - Yaal wyciągnęła rękę, na której wąż kręcił łepkiem z gorejącymi oczyma.
Aphar, Stolla, Worwn, zbudzcie siÄ™!
Co zostało wypite, musi zostać zwrócone.
Co zostało zrobione, musicie zniszczyć!
W imiÄ™&
Ostatnie słowo wypowiedziała krzycząc. Puchar stojący dotąd na stole rozpoczął jakiś
dziki taniec, nóż wypadł z dłoni Hylla i wisząc w powietrzu zaczął podobne pląsy. Hylle
zapomniał o pucharze, całą uwagę skupiając na odzyskaniu noża, który powolutku odciągał
go od stołu ku skruszonym kolumnom, przez cały czas pozostając blisko, ale jednak poza
zasięgiem jego dłoni. Dopiero tu Hylle opamiętał się, jakby wyzwolony spod mocy rzuconego
nań czaru.
- Nie! - krzyknął, odwracając się w półprzysiadzie, jak szykujący się do ataku
szermierz.
Nie próbował tym razem dostać się w pobliże atrybutów zła. Jego dłonie zamknęły się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]