[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pisaniu nic mu nie będzie wskazówką. Kiedy miał przed sobą audy
torium, poznawał po wyrazach twarzy, czy mówi dobrze, czy zle. Patrząc na białą kartkę pa-
pieru i zanurzając pióro w atramencie, czuł się straszliwie niepewny i nieszczęśliwy. Nie po-
zostawało jednak nic innego, jak tylko spróbować  musi to przecież zrobić każdy pisarz 
tak więc Karol pisał i poprawiał, darł z rozpaczą papier i znowu zaczynał od początku, wciąż
jednak nie wiedział, czy to, co napisał, jest choćby trochę prawdopodobne, jeszcze mniej, czy
ktoś to kupi, a nie mógł znieść myśli, że zrobi z siebie publicznie durnia. Tak więc zachowy-
wał swoje wysiłki w tajemnicy* a kiedy wreszcie wypolerował jedno z opowiadań tak, że był
z niego zadowolony, przepisał je najpiękniejszym swoim pismem (nie było wtedy maszyn do
pisania) i pewnego wieczoru o zmroku wyszedł, by wrzucić je ukradkiem do skrzynki do
listów biura na podwórzu Fleet Street.
Przez długi czas nie słyszał nic o swoim manuskrypcie, lecz zdaje się, że czekał
cierpliwie. Wreszcie natknął się na swój utwór w druku, zanim otrzymał choćby słowo od
wydawcy. Szedł właśnie na galerię i wstąpił do nowej księgarni, otwartej niedawno na
Strandzie, by sprawdzić, czy nie mają tam egzemplarza świątecznego numeru  The New
Monthly Magazi- ne", do którego wysłał był swój utwór. Właśnie zamykano sklep, toteż
Karol szybko zapłacił pół korony i poszedł dalej Strandem w kierunku
Whitehall, poprzez gęstniejący zmrok grudniowego popołudnia. Nie zajrzał do środka, póki
nie doszedł do Westminster. Wtedy znalazł wewnątrz swój  Obiad na Poplar Walk", bez
podpisu, lecz na pierwszy rzut oka cudownie upiększony godnością, jaką druk daje słowu pi-
sanemu. Karol był podniecony, łzy napłynęły mu do oczu, drżał tak, że minęła dłuższa chwi-
la, nim mógł spotkać się ze swymi kolegami z galerii.
Trudno jest cofnąć się o blisko sto dwadzieścia lat i sprawdzić, jakie wrażenie zrobiła ta
opowieść na pierwszych swoich czytelnikach. Z pewnością musiała wydawać się czymś no-
wym i całkowicie odmiennym od tego, do czego ludzie byli dotychczas przyzwyczajeni;
niektórzy uważali ją zapewne za zbyt pospolitą. Technicznie jest jeszcze niedojrzała, lecz
postacie są krwiste i prawdziwe, a obraz oddaje nam żywo drobne szczegóły codziennego
życia prostych ludzi.
Opowiadanie było ogłoszone anonimowo, chociaż Karol zaopatrzył* je był w pseudonim
 Boz"  przezwisko, jakie dał najmłodszemu swemu bratu w żartach, które powstały na tle
historii o Mojżeszu w  Plebanie z Wakefield". Mojżesz, wymawiany przez nos, został
zmieniony na Bojzes i z tego przerodził się w Boza.
MÅ‚ody autor, rzecz jasna, pragnÄ…Å‚ siÄ™ do
wiedzieć, co sądzą jego przyjaciele o tym opowiadaniu, toteż Kolie znalazł pewnego dnia
egzemplarz pisma rzucony niedbale w bardzo widocznym miejscu. Karol był pewien, że
przez przyjaciela Beadnellowie dowiedzą się w końcu o jego małym sukcesie. Nie trzeba
chyba dodawać, że Kolie uważał opowiadanie za coś wspaniałego i chwalił je
entuzjastycznie.
Czekając na wiadomość o tym, jaki los spotkał pierwsze jego wysiłki, Karol nie ustawał
w pracy i mógł teraz pokazać jeszcze kilka opowiadań temu samemu wydawcy. Pragnąc
przede wszystkim zadebiutować jako pisarz, nie wspomniał nawet o tym, że mu nie
zapłacono, lecz natychmiast wrzucił sześć następnych opowiadań do skrzynki na listy.
Wszystkie zostały przyjęte i, jak pierwsza, opublikowane anonimowo. Ukazywały się w
odstępach miesięcznych od grudnia do maja. Przynosiło to Karolowi ogromne zadowolenie,
ale czek powiększyłby jeszcze jego satysfakcję. Kolie otrzymał kartkę od niego, gdzie pisze:
 MiaÅ‚em grzecznÄ… rozmowÄ™ z redakcjÄ… »Monthly«, komplementujÄ… mnie, proszÄ… o wiÄ™cej
szkiców, ale są nieco opieszali z omówieniem tego, do czego mi śpieszno".
Jak się pózniej okazało, nigdy nie dostał ani pensa za żadne ze swoich opowiadań
umieszczonych w tym piśmie, jego właściciel bowiem znajdował się w kłopotach
finansowych. Wreszcie w sierpniu jedno z opowiadań ukazało się
opatrzone podpisem  Boz", Dla młodzieńca, który bardzo potrzebował pieniędzy, zachęta ta
wydała się raczej skromna, wkrótce jednak Karol stwierdził, że dało mu to pewną pozycję w
świecie literackim. Szkice jego czytali miarodajni krytycy i niebawem zaczęli dopytywać się
o owego  Boza". Karol pokazał opowiadanie podpisane imieniem ,,Boz" swojemu nowemu
redaktorowi naczelnemu w  The Morning Chronicie", a ten, dostrzegajÄ…c w nim talent i no-
watorstwo, polecił młodzieńcowi napisać serię szkiców z życia ulic londyńskich. Jak na
ironię i te opowiadania nie miały mu przynieść dodatkowych zarobków. Uznane zostały za
część jego usług dla pisma, lecz dały mu większy rozgłos niż poprzednie, ogłoszone w  The
New Monthly".
Karol został zaangażowany do  Chronicie" od chwili rozpoczęcia wakacji
parlamentarnych  co stanowiło dlań ogromną pomoc finansową. John Black, naczelny
redaktor, był człowiekiem o mocnym kręgosłupie i wielkim sercu; Karol polubił go od
pierwszego wejrzenia. Zaprzyjaznił się również z krytykiem muzycznym, Geor- ge'em
Hogarthem, znanym już dobrze w Szkocji. Czternaścioro jego dzieci z niezwykłą radością
witało młodego reportera, kiedy przyjeżdżał do nich z wizytą.
W pierwszym ze swoich nowych szkiców Karol opisał Londyn wczesnym rankiem,
przyjazd
produktów na targ Covent Garden wozami, wózkami zaprzężonymi w osły i taczkami, kupno
i sprzedaż, tragarzy, kawiarnie, zajazdy, gdzie bladzi i zziębnięci pasażerowie czekają na
wczesne dyliżanse wśród tłumu przekupniów, wychwalających sprzedawane scyzoryki, note-
sy, gąbki, komplety karykatur i tak dalej. W drugim szkicu opisał nocne życie małych
uliczek, gdzie zjawia się o zmroku sprzedawca racuszków, niosąc na głowie tacę nakrytą ba-
jową płachtą i dzwoni swoim dzwoneczkiem, gdy nadchodzi pora herbaty; gdzie o dziewiątej
wieczorem sprzedawca piwa, powłócząc nogami, wyrusza w obchód z lampą na przodzie
dwupiętrowej tacy, na której ustawione są kufle; gdzie małe sklepiki żywnościowe otwarte są
do jedenastej w nocy, a z wystaw padają blade plamy światła na chodniki przed drzwiami.
Ludzie w owych czasach żyli bardziej ekskluzywnie w małych, odrębnych grupkach. W Lon-
dynie przynajmniej  bogaci nie mieli pojęcia, jak pospolite życie wiodła klasa średnia,
klasa średnia zaś nie wiedziała nic o brudzie i nędzy życia najbiedniejszych. Karol potrafił
uchwycić dominujący nastrój codziennego życia raz tej, raz innej grupy ludzi i przenieść go
na gorąco na papier, tak by czytelnicy uwierzyli mu czy przynajmniej uznali, że to, co
napisał, jest przekonywające. Wzbudziło to duże zaciekawienie
102
 % % %
i zapotrzebowanie na twórczość Karola zaczęło rosnąć.
Po raz pierwszy wyjechał z polecenia nowego pisma do Edynburga, by stenografować
mowy na obiedzie wydanym na cześć lorda Greya, który miał być mianowany honorowym
obywatelem miasta z okazji wycofania się z urzędu premiera. Karol popłynął na północ
statkiem wraz ze swym kolegą i przyjacielem, Tomem Beard, i miał przyjemność
obserwowania pewnego pasażera, który ryczał ze śmiechu nad jego ostatnim opowiadaniem
 Bloomsburski chrzest".
Do obowiązków reporterskich należało wrócić z wiadomościami, korzystając z pierwszej
nadarzającej się okazji  nie istniał jeszcze wtedy telegraf i nie można było wysłać tekstu
naprzód. Podczas pierwszej wyprawy Karol pozwolił, by reporter  Timesa" pobił go o dwa-
dzieścia cztery godziny, co nie poszło  Blastho- pe'owi" w smak. W takich przypadkach zwy-
cięstwo należało do tego, kto lepiej potrafił zorganizować sobie konie w drodze powrotnej.
Reporterzy  Timesa" opuścili salę bankietową natychmiast, gdy skończyła się interesująca [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centurion.xlx.pl