[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Dobrze być takim spostrzegawczym.
Wzięła prysznic i ubrała się w szarą garsonkę. Od razu lepiej się poczuła.
Wkładając złoty zegarek, uświadomiła sobie, że to prezent od ojca, i znów
poczuła się gorzej. Alex tymczasem zaparzył kawę i zrobił jej grzankę z
dżemem.
- Ożeń się ze mną, a co dzień rano będziemy jeść takie śniadanka -
powiedziała półżartem i natychmiast się zaczerwieniła. - Przepraszam, nie
powinnam tak mówić.
- Ależ to najlepsza oferta, jaką w tym tygodniu dostałem! - odparł ze
śmiechem. - Pij kawę i mów, co się stało. Oczywiście, jeśli chcesz.
Przyznała w duchu, że chce powiedzieć mu o ojcu.
- Mówiłam ci, że tata jest w Ameryce Południowej, prawda? No więc
niedawno dowiedziałam się, że... - Niemal słowo w słowo powtórzyła mu swoją
ostatnią rozmowę z Rosalindą. Przyszło jej to z ogromną łatwością, bo Alex
słuchał cierpliwie i uważnie.
- Chciałbym kiedyś poznać twojego ojca - powiedział. - Wiem, że to
niełatwe, ale postaraj się myśleć pozytywnie.
Gdy podzieliła się z nim swym zmartwieniem, poczuła, że kamień spadł
jej z serca.
Zanosiło się na śliczny dzień. Z przyjemnością obejrzała lśniący w słońcu,
nowy samochód Alexa - zgrabne niebieskie mondeo. Gdy byli już na
autostradzie, spytała:
- Co porabia twoja rodzina?
- Wyjechali na weekend do mojego brata, Mike'a. Jest lekarzem
domowym w Gloucestershire.
- W Gloucestershire? Czy to gdzieś w pobliżu szpitala, w którym
pracowałeś?
- 63 -
S
R
- Owszem, niedaleko.
- Przejeżdżałam kiedyś tamtędy. Bardzo ładna okolica. Nie szkoda ci było
wyjeżdżać?
- Trochę tak, ale bez przesady. Naprawdę chciałem zmienić coś w swoim
życiu, uciec od rutyny. Czy ty nie czułaś się podobnie, gdy wyjeżdżałaś ze
Shropshire?
- Właściwie tak samo - przyznała.
Pomyślała, że skoro są sami, to jednak zada mu to pytanie:
- Czy wyjechałeś też po to, żeby szybciej zapomnieć o żonie?
- Tak, chyba tak. - Głos miał spokojny, ale wyczuła, że mówienie o tym
sprawia mu przykrość. - Prawie już nam się to udało.
- Nam?
- Mnie i dzieciom. Zwłaszcza Holly. - Był zły, ale wiedziała, że nie na
niÄ….
- Czy jej odejście bardzo cię zraniło?
- Na początku tak. Dotarło to do mnie w pełni dopiero po jakimś czasie.
Kochałem ją, a przynajmniej tak mi się zdawało. I myślałem, że ona też mnie
kocha. Może na swój sposób rzeczywiście mnie kochała.
Liza zaczęła żałować, że poruszyła ten temat, ale trzeba też przyznać, że
ją zaciekawił.
- Przepraszam, że tak cię wypytuję, ale skłamałabym, mówiąc, że mnie to
nie interesuje.
Jej rozbrajająca szczerość szalenie mu się spodobała.
- Cieszy mnie to, że się mną interesujesz. Chcesz, żebym ci opowiedział o
swoim małżeństwie?
- Jeśli chcesz...
- Właściwie nie ma o czym mówić. Wszystko poszło bardzo szybko. Nie
wiem, kto na tym gorzej wyjdzie: ona czy ja.
- Najbardziej cierpią dzieci - zauważyła.
- 64 -
S
R
- Wiesz, za co cię lubię? Za to, że szczerość zamieniasz w narzędzie
tortur... Ale, oczywiście, masz rację. Dobro dzieci jest najważniejsze. -
Westchnął. - Sheena jest sześć lat młodsza ode mnie. Kiedy ją poznałem, była
na ostatnim roku medycyny. Ja pracowałem na uczelni i jako lekarz. Była
bardzo zdolną studentką, pracowitą i systematyczną. Nie wstydziła się prosić o
pomoc, więc udzielałem jej dodatkowych lekcji. No i pewnego wieczoru po
prostu została na noc... Pobraliśmy się rok pózniej.
Nie wygląda to na romans stulecia, pomyślała Liza, ale nie odezwała się
słowem.
- Nie chciała mieć uroczystego ślubu - ciągnął. - Duże zamieszanie w
małej sprawie, powtarzała. Lucy nie bardzo się to podobało, była zachwycona
wystawnym weselem Mike'a. Jakoś sobie z tym poradziliśmy i dalej
zajmowaliśmy się pracą. Oboje byliśmy strasznie zajęci i myślę, że
umiarkowanie szczęśliwi, gdyż bardziej niż małżonków przypominaliśmy
wspólników w interesie. Gdy Holly przyszła na świat, chciałem, żeby Sheena na
rok zrezygnowała z pracy. Ale ona nie chciała o tym słyszeć. Tak samo było,
kiedy urodził się Jack. Wtedy miała już specjalizację z chirurgii plastycznej. No
i nadarzył się ten wyjazd do Stanów. To była szansa na dużą karierę. Sama
przyjęła tę propozycję, nawet jej ze mną nie omówiła.
- A po wyjezdzie odzywała się do ciebie?
- Nigdy nie lubiła pisać listów. Z początku dzwoniła raz w tygodniu,
potem coraz rzadziej. Po roku poleciałem do Stanów, żeby z nią porozmawiać.
Mówiła, że ma mnóstwo pracy, że to dla niej ważne, że chce jeszcze zostać. Po
powrocie przestałem rozmawiać o niej z dziećmi. Właściwie i tak nie miały
matki. No a potem był telefon i list z propozycją rozwodu. - Rzucił Lizie
wymuszony uśmiech. - Ot, i cała historia... Tak że nie jestem już żonaty, tylko
wolny.
- Nie wolny, tylko zraniony - poprawiła go.
- 65 -
S
R
- Popełniłem błąd. Więcej go nie popełnię. Dlatego szukam czegoś
niezobowiÄ…zujÄ…cego.
- Nie wszystkie kobiety są takie. Jeśli chciała robić karierę, nie powinna
była wychodzić za ciebie ani tym bardziej mieć dzieci. Niewiele kobiet umie to
pogodzić.
- Wiem, kobiety są różne, ale czy coś można wiedzieć z góry? Już raz się
pomyliłem. Powtarzanie błędów to głupota.
- Słusznie - przyznała, ale było jej bardzo smutno.
Jechali teraz pomiędzy porośniętymi zielenią wzgórzami, których widok
w innej sytuacji zachwyciłby Lizę.
- Czasem za dużo pytam. Czy i ty się na tym przyłapujesz, gdy
rozmawiasz z pacjentami? - zagadnęła, żeby przerwać ciszę.
- Każdy student może się nauczyć, jak używać stetoskopu czy
termometru. Ale prawdziwa sztuka lekarska polega na zadawaniu pytań.
Czasem mam wrażenie, że jestem nie lekarzem, tylko pracownikiem opieki
społecznej albo nawet policjantem. - Mówił teraz z entuzjazmem; najwyrazniej
ucieszył się, że zmienili temat. - Zetknąłem się kiedyś z przypadkiem zatrucia
salmonellą. Przywieziono do nas starszą panią w ciężkim stanie. Myślałem, że
nie przeżyje, ale była bardzo dzielna. Próbowaliśmy ustalić zródło zatrucia.
Okazało się, że ta pani była kiedyś pielęgniarką. Wiesz, taką w dawnym stylu.
Jej mieszkanie lśniło czystością. Na stole w kuchni można by przeprowadzić
operację. Więc gdy jako przyczynę zasugerowaliśmy jedzenie, zrobił się wielki
szum, bo dla niej oznaczało to podejrzenie o brak higieny albo, co gorsza, o
ignorancjÄ™.
- No i co się okazało?
- Kiedy leżała w szpitalu, mówiła mi, że się martwi, bo mieszkanie
zarośnie brudem, choć była zadowolona z zadbanego ogrodu i niedawno
umytych okien. Coś mnie tknęło i spytałem o te okna. Powiedziała, że myło je
dwóch studentów i że zaparzyła im herbatę. Jak wyszli, zobaczyła pozostawioną
- 66 -
S
R
na parapecie nie dopitą butelkę mleka. Przez cały dzień stała tam na słońcu, a
ona potem wstawiła ją do lodówki. Gdy obudziła się w nocy, dolała sobie tego
mleka do herbaty, tyle że kompletnie wyleciało jej to z pamięci. No a potem się
rozchorowała.
Liza dobrze wiedziała, o czym mówił - jedną z najczęstszych przyczyn
zatrucia jest spożywanie produktów mlecznych, które ponownie schłodzono po
potrzymaniu w wyższej temperaturze.
Alex znów zmienił temat i zaczął mówić o wykładzie, na który jechali.
Słyszał dużo dobrego o profesorze Rodneyu Starku, który miał go wygłosić.
Gawędzili o chorobach zakaznych, z którymi się zetknęli - o malarii, dendze,
leiszmaniozie. Wyznał jej, że kiedyś miał do czynienia z trądem, a nawet z przy-
padkiem cholery.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]