[ Pobierz całość w formacie PDF ]
najlepiej, nawet jeśli my tego czasami nie dostrzegamy. Czuję się o wiele lepiej.
Udało mi się przegonić kilka demonów przeszłości, które mnie dręczyły.
– W takim razie nie będę cię ganić za to, że nie poszedłeś wcześniej spać.
Przynajmniej wynikło z tego coś dobrego. Teraz jednak powinieneś się już
położyć. Nie męcz swojego organizmu, nie warto.
Hal uśmiechnął się tajemniczo.
– Masz rację, mój aniele, czas wskoczyć do łóżka – przyznał, wpatrując się w
nią. – Ale potrzebuję towarzystwa, nie chcę być sam. Potrzebuję ciebie, Kit, nie
tylko na tę noc, ale na zawsze. Pragnę cię jak nikogo innego na świecie.
Kit nie była przygotowana na to wyznanie. Potężna fala radości zawróciła jej w
głowie, choć z całych sił starała się zachować zdrowy rozsądek.
– Przecież wiesz, że nie nadaję się na twoją... – zająknęła się. – Niedługo ożenisz
się z jakąś odpowiednią kandydatką na panią Traverne i zapomnisz o mnie. – Mimo
woli użyła zasłyszanych wcześniej słów.
– O czym ty mówisz? Dlaczego miałbym się żenić z kimś innym?!
– Przecież to oczywiste. Dopiero kiedy tu przyjechałam, w pełni zdałam sobie
sprawę, z jak różnych światów pochodzimy. Ludzie tacy jak ty muszą szukać
partnera z tej samej klasy społecznej. Ciąży na nich odpowiedzialność w stosunku
do przodków, I następców.
Henry przyglądał jej się, jakby mówiła w obcym języku, aż w pewnej chwili
olśniło go.
– Czy ty przypadkiem nie usłyszałaś mojej rozmowy z ojcem? Tej o powrocie
do Falteringham i założeniu rodziny?
Kit poczerwieniała ze wstydu, ale kiwnęła głową.
– Nie miałam zamiaru was podsłuchiwać, ale wracałam właśnie z łazienki, a
twój ojciec... Cóż, ma bardzo donośny głos.
Ku jej zdumieniu Hal odchylił głowę do tyłu i zaśmiał się głośno.
– Masz rację, zawsze się śmialiśmy z jego tubalnego głosu – przytaknął, ale
zaraz spoważniał. – Co jeszcze usłyszałaś?
– Twoją odpowiedź – przyznała niechętnie. – Powiedziałeś, że pewnego dnia
ożenisz się, ale jeszcze nie teraz. Kazałeś mu cierpliwie czekać.
– I...?
– Co?
– Nic więcej nie usłyszałaś?
– Nie, to mi wystarczyło. Zresztą nie stałam przecież z uchem przy drzwiach i
nie podsłuchiwałam!
– Jak to ci wystarczyło? Co masz na myśli?
– Wystarczyło, żebym zdała sobie sprawę, że nie powinnam się łudzić: nigdy nie
traktowałeś mnie poważnie. Nie brałeś nawet pod uwagę, że moglibyśmy być
razem dłużej niż tylko kilka nocy, aż do twojego wyzdrowienia. – Kit wyrzucała z
siebie gorzkie słowa prawdy, bo i tak nic, co mogłaby powiedzieć, nie miało
większego znaczenia.
– Naprawdę tak sądzisz? – Twarz Hala poszarzała. Wyciągnął dłoń, złapał Kit za
nadgarstek i przyciągnął do siebie. Przez chwilę opierała się, ale niedługo. Hal
otoczył ją ramionami, przytulił mocno i spojrzał jej głęboko w oczy. Natychmiast
ciepło jego ciała otuliło ją zmysłowo. Wiedziała już, że niezależnie od
konsekwencji zrobi wszystko, czego Hal od niej zażąda. Ta świadomość
doprowadzała ją do rozpaczy.
– A nie jest tak? Sama już nie wiem, w co mam wierzyć – szepnęła.
– Może w to, że naprawdę chcę się z tobą związać? I że oszaleję, jeśli mnie
odrzucisz?
Kit spojrzała w bursztynowe oczy, ale nie dostrzegła w nich cienia fałszu.
Patrzył na nią, jak na najcenniejszy dar losu, dla którego byłby w stanie poświęcić
wszystko, nawet swoje dziedzictwo i majątek. Zamknęła oczy, żeby powstrzymać
czające się pod powiekami łzy szczęścia.
ROZDZIAŁ DWUNASTY
– Trudno mi w to uwierzyć – powiedziała łagodnie.
– Dlaczego? Przecież to prawda – zapewnił ją gorąco Hal. – Możesz próbować
uciekać, ale wiedz, że zawsze cię znajdę i sprowadzę z powrotem do domu.
– Naprawdę? Pewnie tylko tak mówisz, zwodzisz mnie.
– Cokolwiek się wydarzy, obiecuję, że nigdy cię nie okłamię – przyrzekł
solennie. – Moje uczucia są szczere!
– Jakie uczucia? – Kit wydawało się, że śni. Właśnie spełniało się jej największe
marzenie. Obawiała się, że za moment się obudzi i dozna bolesnego rozczarowania.
– Nie wiesz, nie domyślasz się? Myślałem, że to oczywiste.
Serce Kit waliło jak oszalałe, krew buzowała w jej żyłach.
– Gdyby było oczywiste, nie musiałabym pytać, prawda?
– W porządku, powiem to! – Hal uśmiechnął się czule, a jego piękne oczy
pociemniały. – Szaleję za tobą, Kit Blessington. Poczekaj, powiem to inaczej, żeby
uniknąć nieporozumień: zakochałem się w tobie do szaleństwa, Kit! Przez resztę
życia pragnę udowadniać ci, jak bardzo cię kocham.
Kit wpatrywała się w Hala i nie mogła uwierzyć w swoje szczęście.
– Naprawdę mnie kochasz? Wiem, że do ciebie nie pasuję, że jestem za
zwyczajna, nie to co piękne i wyrafinowane kobiety, z którymi zawsze cię
fotografowano. Nie kryguję się, po prostu jestem realistką.
– To może ktoś powinien ci w końcu uzmysłowić, że naprawdę jesteś piękną,
wspaniałą kobietą? Chętnie podejmę to wyzwanie!
– Henry Traverne – odparła wzruszona – jesteś szalenie niebezpiecznym
mężczyzną.
– Hm, ciekawe. Dlaczego tak twierdzisz? – Odgarnął miedziany lok z twarzy Kit
i pogłaskał ją po policzku. Całe jej ciało zareagowało natychmiast na jego dotyk.
Przeszył ją rozkoszny dreszcz.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]