[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Dobranoc - powiedziała. - %7łyczę ci szczęścia z Gabrielem - dodała.
Między kobietami zapanowała niezręczna cisza. Obie nie wiedziały, jak
zakończyć tę krępującą rozmowę.
- Nie jesteśmy razem - zauważyła w końcu Debbie.
- Na miłość boską, kochasz go?
- Nie rozmawiajmy o tym.
- Dziwne - westchnęła Grace.
Rzeczywiście, ich rozmowa przybrała surrealistyczny charakter. Trudno bowiem
rozmawiać z kimś, kto nie wie nic o miłości. Choć Debbie i Gabe powiedzieli sobie
wiele przykrych słów, wiedziała, że zawsze będzie za nim tęsknić. Dziesięć lat temu
odeszła przekonana, że wie, co jest dla nich najlepsze. Mimo to gdy z nim zerwała,
myślała, że umrze, ale teraz było jeszcze gorzej. Była starsza i świadoma tego, czego
potrzebuje. Wiedziała, że tym razem utrata Gabe'a będzie prześladować ją przez resztę
życia. Niestety, nic nie mogła na to poradzić.
- Trzymasz na wyspie piękną kobietę i zamiast z tego korzystać, siedzisz ze mną,
popijając drinka? - zaśmiał się Victor. - Coś tu nie gra.
Gabe rzucił mu piorunujące spojrzenie i wypił resztę szkockiej, którą miał w
szklance.
- Nudzi ciÄ™ moje towarzystwo?
Victor rozparł się wygodnie na sofie i uważnie przyjrzał swojemu szefowi.
S
R
- Nie narzekam, ale zastanawiam siÄ™, dlaczego zamiast mnie nie siedzi tu twoja
blondynka.
- Ona nie jest mojÄ… blondynkÄ….
- A co z pannÄ… Madison?
- Odeszła - odparł.
Nie chciał się przyznać nawet przed samym sobą, że odczuł ulgę, gdy Grace
opuściła wyspę. Kiedy pojawiła się Debbie, przestał się upierać, że związki z rozsądku
są najlepszym rozwiązaniem. Panna Harris rozpaliła w nim ogień namiętności, a
małżeństwo z Grace nagle wydało mu się nieporozumieniem. Cieszył się, że znalazła
sobie innego mężczyznę.
Sięgnął po butelkę szkockiej i napełnił szklankę bursztynowym płynem. Nie
mógł pojąć, dlaczego Victor ma wątpliwości. To chyba jasne, że woli spędzić czas z
nim niż z kobietą, która go doprowadza do szału. Patrzył na szklankę z drinkiem tak,
jakby szukał w niej odpowiedzi na dręczące go pytania. Nie mógł zapomnieć twarzy
Debbie, gdy wychodziła z jego biura. Wiedział, jak bardzo ją zranił i z niechęcią
przyznał, że wcale go to nie bawi.
Misja była skończona. Ofiara wpadła w sidła i została ukarana. Dlaczego więc
nie świętował zwycięstwa? Dlaczego ta przeklęta kobieta znów pojawiła się w jego
życiu? Kilka tygodni temu miał wszystko i był szczęśliwy.
PociÄ…gnÄ…Å‚ Å‚yk szkockiej.
- Ta blondynka działa mi na nerwy - powiedział.
- Dlaczego? - spytał Victor. - Złości się, że ją uwięziłeś na wyspie?
Gabe rzucił mu ponure spojrzenie.
- Po czyjej jesteś stronie? - spytał.
- Po twojej, szefie. - Victor zaśmiał się i podniósł ręce w obronnym geście.
- Mam nadzieję. Ktoś powinien mnie wspierać. - Gabe wyprostował nogi i
zerknął na szklankę z whisky. Niezależnie od tego, ile wypił, nie był w stanie wymazać
Debbie z pamięci.
- Widziałem, jak Grace idzie do kasyna - poinformował Victor.
- Tak? - spytał, czując coraz większe wyrzuty sumienia.
- Twoja blondynka też tam jest. Myślałem, że powinieneś wiedzieć, bo nie
zanosiło się na pogawędkę przy herbacie.
- Tego jeszcze brakowało - rzucił przez zęby Gabe. Trudno było przewidzieć, co
może wyniknąć z rozmowy dwóch zdenerwowanych kobiet.
Gabe spojrzał na przyjaciela i spytał:
S
R
- Kiedy ja tak nisko upadłem?
- Do diabła, naprawdę wierzysz, że przedtem twoje życie było takie cudowne? -
Victor odstawił szklankę na stolik.
- Było cudowne, dopóki nie pojawiła się Debbie.
Victor roześmiał się.
- Ciekawe, że za każdym razem, gdy przyjeżdża Grace, nagle masz mnóstwo
roboty.
- NaprawdÄ™?
Gabe wypił łyk szkockiej i poczuł, jak przyjemnie rozgrzewa mu podniebienie.
- Naprawdę. - Victor też się napił whisky. - Grace również nie szukała twojego
towarzystwa. Zwykle ludzie pobierają się dlatego, że chcą przebywać razem.
- Do czego zmierzasz?
- Dobrze wiesz.
Gabe odetchnął głęboko. Z niechęcią musiał przyznać Victorowi rację.
Zdecydowali się z Grace na małżeństwo z rozsądku, a mimo to żadne nie paliło się do
jego zawarcia. To rzeczywiście nie był dobry pomysł. Ludzie nie powinni się pobierać,
jeśli się nie kochają.
- Zmierzam do tego, że odkąd na wyspie pojawiła się ta zgrabna blondyneczka,
zachowujesz się inaczej - dokończył swoją myśl Victor.
- Czyżby? - odparł Gabe, ukrywając zdenerwowanie.
Trudno było się dziwić, że był wściekły na Victora. Debbie nie zmieniła jego
życia o jotę. Nadal był sobą, a ona była tylko cieniem z przeszłości.
- Możesz się zapierać, szefie, ale żadna inna babka tak na ciebie nie działała.
- Nie wiesz, o czym mówisz. To była gra, chciałem ją wystawić. Ona nic dla
mnie nie znaczy.
- To dlaczego jesteś taki wściekły, kiedy powinieneś się cieszyć?
To samo pytanie Gabe zadawał sobie od dłuższego czasu, ale nie znalazł na nie
odpowiedzi i nie zamierzał się nad tym dłużej zastanawiać.
- Nieważne.
Victor wstał, spojrzał na Gabe'a i powiedział:
- Jak uważasz, szefie, ale zastanawiam się nad jednym.
- Gdybym wiedział, że masz ochotę na rozmowy, upiłbym się we własnym
pokoju - rzekł zrzędliwie Gabe.
- Przecież jesteś tu, żeby się nie spotykać z blondynką.
To prawda, przyszedł do Victora w nadziei, że znajdzie spokój i pocieszenie.
S
R
- Same kłopoty z tymi babami - rzucił ze złością Gabe i napił się szkockiej. -
Debbie, Grace - zaczął wyliczać, kręcąc głową. - A tak mi było dobrze. Zbudowałem
swój własny świat tak, jak chciałem. Ciężko na to pracowałem.
- Wspominałeś mi kiedyś, że po odejściu blondynki postanowiłeś zbić majątek.
- I udało mi się - chełpił się Gabe, wznosząc toast na swoją cześć.
- Owszem, ale zastanów się...
- Nad czym znowu? - przerwał mu Gabe.
- Gdyby blondynka nie dała ci wtedy popalić, byłbyś dziś tym, kim jesteś?
Gabe wyprostował się i spojrzał na Victora.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]