[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Rozdział 10
Dla Kelly wszystko działo się w zawrotnym tempie.
Szybko opanowała najważniejszeelementy pracy na wybiegu: szkoleniowcyz agencji nauczyli
ją gracji, elegancji ruchów i językaciała.
Praca modelki toprzede wszystkim poza i odpowiednie nastawienie, ale ponieważ nieuważała
się ani za kobietę piękną,ani za budzącą pożądanie, nastawieniebyło dla niej aktorstwem.
"Sensacja dnia", "błyskawiczna kariera" - można by powiedzieć, żeokreślenia teukuto
specjalnie dla niej.
Podniecająca i prowokacyjna emanowałanietykalnością, która była dla mężczyzn
wyzwaniem.
W ciągu dwóch latwspięła się na sam szczyt, zarezerwowany wyłączniedla
najsłynniejszychsupermodelek.
Reklamowała produkty w kilkunastu krajach świata, lecz większość czasuspędzała w Paryżu,
siedzibie najważniejszych klientów agencji.
Kiedyś, po wielkiej gali w Nowym Jorku, przed powrotem do Paryżapojechała
odwiedzić matkę.
Matka robiła wrażenie przedwcześnie postarzałej i udręczonej.
Muszęją stądzabrać, pomyślała Kelly.
Kupię jej ładne mieszkanie i będę się nią opiekowała.
Ethel ucieszyła się na jej widok.
- Cieszę się, że tak dobrze ci siępowodzi - powiedziała.
- Dziękujęzacomiesięczne czeki.
1
- Nie ma za co.
Mamo, chciałabym z tobą porozmawiać.
Mam pewienplan.
Musisz stÄ…d.
- Patrzcie, patrzcie!
A któż to do nas zawitał?
Jej wysokość!
- Dopokoju wszedł ojczym.
-Co tu robisz?
Niepowinnaś czasem świecićtyłkiem na wybiegu?
51.
Postanowiła, że załatwi to innym razem.
Musiała zrobić coś jeszcze.
Pojechała do biblioteki, gdzie spędziła tylecudownych godzin i gdy z plikiem czasopism
otwierała drzwi, zalałająfala wspomnień.
Pani Houston nie było przy biurku.
Kelly weszła dośrodka i zobaczyłają w przejściu.
W eleganckiej sukience,z promienną twarzą ustawiałaksiążki na półce.
Usłyszawszy szmer otwierających siędrzwi, nie podnosząc wzroku,rzuciła:
- Chwileczkę, jużidę.
- I dopiero wtedy na nią spojrzała.
-Kelly!
-Prawie krzyczała.
- Och, Kelly!
Podbiegły do siebie imocno się wyściskały.
- Nie mogę uwierzyć, że toty.
Co tu robisz?
- Przyjechałam do mamy,ale chciałam też odwiedzić panią.
-Jestem z ciebie taka dumna, nie masz pojęcia.
- Pamiętapani, kiedyśspytałam, jak mam pani dziękować.
Powiedziałapani, że czasopismami,że chciałaby pani zobaczyć w nich moje zdjęcia.
ProszÄ™.
- Podała jej plik magazynów.
"Elle", Cosmopolitan", "Mademoiselle", "Vogue" - była na okładce każdego z nich.
- Są piękne.
- Pani Houston promieniała.
-Zaczekaj, cości pokażę.
-Sięgnęła za biurko i wyjęła plik tychsamych czasopism.
Kelly przez chwilę niemogła mówić.
- Jakja siępani odwdzięczę?
Odmieniła panimoje życie.
- Nie, Kelly, to tyje odmieniłaś.
Ja tylko pchnęłam cię w odpowiednim kierunku.
Poza tym.
- Tak?
-Poza tym dzięki tobiemodniej się teraz ubieram.
Ponieważ Kelly zawsze ceniła sobie prywatność, sława często bywałakłopotliwa.
Denerwował ją nieustanny ostrzałaparatów fotograficznychikamer i miała niemal fobię na
punkcie ludzi, których nie znała.
Lubiłabyć sama.
Pewnego dnia, gdy jadła lunch w restauracji Le Cinq w hotelu George V, obok
jejstolika przystanął zle ubrany mężczyzna o bladej, niezdrowej cerze człowieka, który
większość czasu spędza w domu.
W rękutrzymał "Elle" zjej zdjęciem na okładce.
- Przepraszam.
Kelly podniosła wzrok.
- Tak?
52
- Widziałem pani.
Przeczytałem ten artykuł i.
Urodziła siępaniw Filadelfii, prawda?
- spytałz entuzjazmem.
-Ja też, dlatego kiedy zobaczyłem pani zdjęcie, poczułem się tak, jakbym panią znał i.
- Nie, nie zna mnie pan- przerwałamu zimno Kelly.
- Poza tym nielubiÄ™, kiedy zaczepiajÄ… mnie obcy.
- Przepraszam.
- Mężczyzna z trudemprzełknął ślinę.
-Nie chciałem.
Nie jestem obcy.
Nazywam siÄ™ Mark Harris, pracujÄ™ w Kingsleyinternational Group.
Kiedy paniątu zobaczyłem, pomyślałem, że możenie chce jeść pani sama i.
- To zle pan pomyślał.
- Kellyprzeszyła go wzrokiem.
-A teraz zechce panodejść.
- Nie chciałem.
Nie chciałem pani przeszkadzać - wyjąkał.
- Po prostu.
-Dopiero teraz zobaczył jej minę.
- Przepraszam,już idę.
Krzyżyk na drogę, pomyślała Kelly, odprowadzając go wzrokiem dodrzwi.
Nazajutrz ciężko pracowała,ponieważ podpisała umowęna kilka rozkładówek.
Właśnie przebierała się w garderobie, gdy przyniesiono jejtrzydzieści sześć róż.
Trzydzieści sześć róż iliścik:
Nie chciałemsię naprzykrzać.
ProszÄ™ o wybaczenie.
Mark Harris
Podarła kartkę.
- Proszę odesłać te róże do szpitala dziecięcego.
Następnego dnia garderobiana przyniosła jej kolejną przesyłkę.
- Jakiś mężczyzna to zostawił - powiedziała.
Pudełko, w pudełku pojedynczaorchidea.
I karteczka:
Mam nadzieję, że mi pani wybaczyła.
Mark HarrisKelly porwała i tę.
- Kwiat wstaw do wazonu.
Podarunki przychodziły niemal codziennie: koszyk owoców, amuletna lepszy nastrój,
święty Mikołaj.
Wszystkie wyrzucała do koszana śmieci.
Ale kolejnego podarku wyrzucić nie mogła:był to rozkoszny szczeniaczek, francuskipudełek.
Naszyi miał czerwonąwstążkę, a nawstążcekarteczkę:
Mam nadzieję, że pokocha ją pani tak samo jak ja.
Mark HarrisKelly zadzwoniła do informacji, apotem do Kingsley internationalGroup.
- Czypracuje u państwa Mark Harris?
-Oui, mademoiselle.
53.
- Czy mogę z nim rozmawiać?
-ChwileczkÄ™.
Kilka sekund pózniej w słuchawce zabrzmiał znajomy głos:
- Halo?
-Pan Harris?
- Tak.
-Mówi Kelly.
Postanowiłam przyjąć pańskie zaproszenie na lunch.
Mark oniemiał.
Zapadła cisza.
- NaprawdÄ™?
- spytał, odzyskawszy głos.
-To.
To cudownie - dodałpodekscytowany.
- Laurent, dzisiaj o pierwszej?
-Zwietnie.
Bardzo dziękuję.
Chciałem.
- ZarezerwujÄ™ stolik.
Do widzenia.
Gdyweszła z pudełkiem pod pachą, czekał przystoliku.
Na jej widok rozpromieniła mu się twarz.
- Pani.
Pani przyszła.
Nie byłem pewien, czy.
I przyprowadziła paniAngel.
- Tak.
- Podała mu psa.
-Może zjeśćz panem lunch - rzuciła lodowato i ruszyła do wyjścia.
- Nie rozumiem.
Myślałem, że.
- Wyjaśnięto panu ostatniraz - warknęła Kelly.
- Niech panprzestanie mi się naprzykrzać.
Czy to jasne?
Markpoczerwieniał.
- Tak.
Tak, oczywiście.
Przepraszam.
Nie chciałem.
Niezamierzałem.
Pomyślałem tylko, że.
Nie wiem, co.
Chciałbymto wyjaśnić.
Czy zechce pani usiąść?
Chociaż na chwilę.
Już otwierała usta, żeby powiedzieć "nie", lecz nagle usiadła i obrzuciła go
pogardliwym spojrzeniem.
- SÅ‚ucham.
Wziął głębokioddech.
- Bardzo mi przykro, naprawdÄ™.
Nie chciałem pani denerwować.
Wysyłałem tedrobiazgi, żeby panią przeprosić.
Chciałem tylko.
Kiedy zobaczyłem pani zdjęcie, poczułem się tak, jakbym znałpanią przez całeżycie.
A kiedy ujrzałempaniąw tej restauracji,na żywo, jeszczebardziej.
-Zmieszany, coraz bardziejsię jąkał.
- Powinienem był wiedzieć,że kobieta takajak pani nigdy nie zainteresuje się kimś takimjak
ja.
Zachowałem się jak głupi uczniak.
To takie żenujące.
Ale chciałem tylko.
Nieumiałem opisać moichuczuć, dlatego.
- Zamilkł na chwilę;
wydawał się bezbronny jak małedziecko.
- Nie jestem w tym dobry.
54
Widzi pani, przez całe życie byłem sam.
Nigdy.
Kiedy miałem sześć lat,moi rodzice się rozwiedli,a potem długo ciągali się po sądach.
Przezemnie.
%7ładne z nichmnie nie chciało.
Kelly obserwowałago bez słowa.
To, co mówił, poruszyło wspomnienia, które niegdyśpogrzebała.
"Dlaczego nie pozbyłaś się ciąży?
"
"Próbowałam, Dań.
Nie poskutkowało".
- Zaliczyłem sześć rodzin zastępczych, ale ci ludzie mieli mniegdzieś.
"To twoi wujkowie.
Nie przeszkadzaj im".
- Nic mi nie wychodziło.
"Kolacjajestohydna.
""W tym kolorze ci nie dotwarzy.
""Nie posprzątałaśw łazienkach.
"
- Mówili, żebym rzucił szkołę i zacząłpracować w warsztacie, ale.
aleja zawsze chciałem zostać naukowcem.
Mówili, że to głupota, więc.
Kelly corazbardziej pochłaniało to, co mówił.
"Postanowiłam zostać modelką". [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centurion.xlx.pl