[ Pobierz całość w formacie PDF ]
liny...
- Nic nie pamiętam.
- Miałem ją zwinąć i schować, ale tego nie zrobiłem. Potknęłaś się i wpadłaś do wody...
Meg uśmiechnęła się do niego z wysiłkiem.
- Wszyscy popełniamy błędy, kochanie. Najważniejsze, że wyciągamy z nich wnioski. - Dotknęła jego
policzka. - Dobrze siÄ™ czujesz?
Andy pokiwał głową.
- Nie mogę długo zostać. Lekarz nie pozwala...
- A gdzie jest... twój ojciec?
Oczy Andy'ego znowu napełniły się łzami.
- Chciałem, żeby wszedł tu pierwszy, ale... tata powiedział, żebym ja... - Przełknął ślinę. - Pójdę po
niego. Na razie, mamo. Kocham ciÄ™.
- Ja też cię kocham, kotku.
Kiedy Andy wyszedł, Meg opadła na poduszki.
Tata? Czy Andy naprawdę tak go nazwał? A więc dwaj mężczyzni jej życia zakopali topór wojenny...
Nie wiedziała, jakie były okoliczności tego wydarzenia, ale poczuła, że jej serce przepełnia szczęście.
- Meg...?
Sam stał w drzwiach. Z jego pobladłej twarzy wyzierały przestraszone oczy.
Usiadł na krześle obok łóżka i ujął jej dłoń.
- Jak siÄ™ czujesz, Meggie?
Zrodki przeciwbólowe zaczynały działać. Ból ustępował. Na jego miejsce wkradała się senność.
- Jestem śpiąca. To przez te leki, które mi podali... Patrzyła na niego, ale twarz Sama powoli zaczynała
spowijać
mgła. Wilgotne, pachnące morską solą włosy, znajome, piękne rysy twarzy, kojąca zieleń oczu.
Ukochany, najmilszy...
- Zaopiekujesz siÄ™ Andym?
- Oczywiście.
- Dziękuję - powiedziała cicho, zapadając w błogi stan nieświadomości.
Już kiedy była na granicy pomiędzy jawą a snem, wydało jej się, że słyszy głos Sama. Ale to musiało
jej się tylko przyśnić. Niemożliwe przecież, że on naprawdę powiedział...
- Kocham ciÄ™, Meg.
ROZDZIAA DWUNASTY
- Dalibyście spokój! - Meg śmiała się, obserwując jak Sam i Andy krzątają się koło niej, usadowionej
wygodnie na sofie w salonie.
Godzinę temu zabrali ją ze szpitala do domu i przez cały ten czas dogadzali, jak umieli najlepiej.
- Nie jestem inwalidką - zganiła Sama, kiedy ten usiłował poprawić jej poduszki ułożone pod plecami.
- Jutro wracam do pracy.
- Nie ma mowy! - zawołał Andy. - Tata daje ci wolne na cały przyszły tydzień.
Meg otworzyła szeroko oczy i rzuciła Samowi pytające spojrzenie. A więc obaj uknuli przeciwko niej
mały spisek. Jakoś specjalnie jej to nie martwiło.
Zadzwonił telefon. Andy zerwał się na równe nogi.
- To na pewno Mike.
Sam i Meg zostali w pokoju sami. Zapadła cisza.
- Wybrałem się rano z Andym na spacer - zaczął po chwili Sam. - Pogadaliśmy sobie.
- Jak to dobrze, że wreszcie ze sobą rozmawiacie. Jeśli to skutek tego wypadku, to cieszę się, że
wpadłam do wody.
- Ten chłopiec potrzebuje rodziny. - Sam wpatrywał się w nią przenikliwym wzrokiem. - On musi
mieć oboje rodziców - mamę i tatę.
Strach chwycił Meg za gardło. Spodziewała się tej rozmowy,
ale nie sądziła, że nastąpi tak szybko. Widocznie Alix się niecierpliwiła. ..
- Meg, ja też pragnę mieć rodzinę.
A więc jednak. Sam i Alix są znowu razem. I do pełni szczęścia potrzeba im dziecka. Andy'ego.
- Zeszłej nocy Andy spał w pensjonacie - przyznał Sam.
Czyli już przyzwyczajają chłopca do nowego życia. Zamieszka teraz z ojcem i macochą w Perle
Wybrzeża. Będzie spędzał z nimi coraz więcej czasu, coraz bardziej oddalając się od matki.
Ciekawe, czy Andy zdążył już poznać Alix?
- Dziękuję, że się nim zająłeś - powiedziała chłodno.
- Chciałbym troszczyć się o was oboje. - Przysunął się bliżej. - Czy i ty nie chciałabyś zamieszkać w
pensjonacie?
Wyskoczył z tą propozycją jak Filip z konopi!
- Ale... to jest mój dom.
Na litość boską, czego od niej oczekiwał? Ze zamieszka w pokojach dla sprzątaczek? Czyżby chciał
mieć ją na oku? Z osłupienia wyrwał ją głos Andy'ego:
- Mamo, mogę iść odwiedzić Mike'a?
- Jasne - odpowiedział Sam. - Ale wróć niedługo. Muszę wpaść na chwilę do pracy. W tym czasie ktoś
musi zaopiekować się mamą.
Meg spodziewała się, że Andy zaprotestuje.
- Nie ma sprawy, tato - usłyszała zamiast tego. - Pożyczę tylko od Mike'a grę i zaraz jestem z
powrotem.
Sam skinął głową, a Andy mrugnął do niego i wypadł z pokoju jak burza.
- Zrobię ci coś do jedzenia. - Sam wstał i zniknął za drzwiami kuchni.
Po chwili jednak wyjrzał stamtąd i rzucił w stronę Meg:
- Może nie wyraziłem się jasno: Kiedy proponowałem ci
przeprowadzkę do pensjonatu, miałem nadzieję, że zgodzisz się również zostać moją żoną. Przemyśl
to, dobrze?
Sam krzątał się nerwowo po kuchni, przygotowując przekąskę dla Meg. Natłok myśli nie pozwalał mu
jednak skoncentrować się na tym zajęciu.
Nie mógł uwierzyć, że właśnie się oświadczył.
A ledwie to zrobił, dał drapaka jak ostatni tchórz. Spodziewał się bowiem gwałtownej reakcji z jej
strony. Kobieta, która tak bardzo ceniła sobie stan wolny, propozycję małżeństwa mogła skwitować
jedynie pogardliwym śmiechem.
Nie chciał tego słyszeć.
- Sam?
Upuścił w roztargnieniu widelec i odwrócił się w stronę, z której dobiegał głos.
Kilka metrów przed nim, oparta ręką o framugę drzwi, stała jego ukochana kobieta i patrzyła na niego
otwartymi ze zdumienia oczami.
- Kochanie, nie powinnaś wstawać. - Podszedł bliżej i chwycił ją za łokieć. - Odprowadzę cię do
łóżka.
- Sam... - Jej głos drżał. - Czy ja się przesłyszałam?
- Bynajmniej - odparł z niepewnym uśmiechem.
- Chcesz się ze mną ożenić?
- Tak.
- Ale... co będzie z Alix?
- A co, u diabła, ona ma do tego? - Sam zamrugał szybko oczami.
- Muszę ci się do czegoś przyznać. W piątek wieczorem przyszłam do pensjonatu. Chciałam z tobą
porozmawiać. Kiedy mijałam twój pokój, zobaczyłam, że jesteś z Alix... obejmowałeś ją i...
Sam już otwierał usta, ale powstrzymała go ruchem dłoni.
- Słyszałam, jak Alix mówiła, że teraz, kiedy masz syna, między wami może się wszystko ułożyć...
Położył palec na jej ustach.
- Gdybyś została tam dłużej, usłyszałabyś, że wybiłem jej to z głowy. Nasze małżeństwo rozpadło się
ostatecznie i definitywnie. Wierzysz mi?
- Gdzie ona teraz jest?
- Wyjechała - odparł, niecierpliwie czekając na odpowiedz Meg.
- Tak, wierzÄ™ ci, Sam.
- Wyjdziesz za mnie, Meggie?
Kilkakrotnie przełknęła ślinę, zanim zdołała wydobyć z siebie głos.
- Czy to ma być małżeństwo z rozsądku?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]