[ Pobierz całość w formacie PDF ]
W takie dni jak dzisiejszy lubił być sam, spacerować i rozmyślać. Niestety dziedziniec
zamknięto na czas burzy, a poza tym wzywały obowiązki publiczne, czekały przecież wybory.
Comiesięczne uzupełniające wybory do Rady Trzech.
Opuszczając apartament usłyszał cichutkie potrójne brzęknięcie w oprawce. Niedobrze,
centrala włączyła sygnał wzmożonej czujności. Czyżby znów coś miało się zdarzyć?
- I co?
- %7ładnych nowych wiadomości.
Generał Halldericks, dowódca Centralnego Obszaru Ochrony Powietrznej Republiki, ciężko
oparł się o stół pokryty mapami.
- To niewiarygodne. Trzy godziny temu nieznany nieprzyjaciel dokonał rajdu na lotnisko w
sercu kraju, zdewastował obiekt, uprowadził najbardziej strzeżonego więznia, a wszystko stało się
błyskawicznie, w stylu rajdu Izraelczyków na Entebbe, my natomiast nie mamy żadnych
informacji. Nie przerywajcie mi! Wiem, że przez kilkanaście minut trwał bałagan, że pózniej
istniały trudności z łącznością, bo ktoś przeciął kabel energetyczny prowadzący do szpitala,
niemniej od ponad dwóch godzin postawiliśmy w gotowość wszystkie dostępne nam siły. I nic?!
- Posterunki graniczne twierdzą, że żaden samolot z terenu Republiki nie przedostał się ani
do Zimbabwe, ani do Mozambiku, ani do Botswany... Były meldunki z wnętrza kraju, wszystkie
niestety mylne. Cóż, toczą się walki, w powietrzu przebywa stale ponad trzydzieści podobnych
sanitarek, dopiero pół godziny temu kazaliśmy wszystkim wylądować. Nad Górami Smoczymi
zalegają chmury, to wyłącza całe obszary od kontroli naszych maszyn wczesnego ostrzegania... -
meldował jeden z niższych oficerów.
- Czy istnieje zatem możliwość, że poszukiwani nie opuścili terytorium kraju? - do
rozmowy włączył się przerazliwie chudy mężczyzna z dystynkcjami pułkownika Służb
Specjalnych.
- Tak przypuszczam. Sądzę, że wykorzystali zamieszanie, aby odbić jak najdalej od
Rijksveld, a obecnie przywarowali w jakiejś kryjówce i czekają nocy.
- Nie mogą uciec! - z naciskiem powiedział Pułkownik.
- Zrobimy wszystko, co tylko leży w naszej mocy.
Pułkownik nie lubił takich gołosłownych zapewnień, był wściekły na Maarensa, który pętał
się za nim z miną zbitego psa. Niewątpliwie kariera tego ambitnego oficera dobiegła końca.
Niewykluczone, że trzeba będzie go zdegradować. Szkoda, bo stary funkcjonariusz był niezwykle
przywiązany do swego protegowanego. Maarens, doktor filozofii, miał znaczne zasługi w
podniesieniu na wyższy poziom i samej inwigilacji, i technik sterowania ludzmi w akcji M/t. W
krytycznych sytuacjach, w odróżnieniu od swego szefa, potrafił być brawurowo odważny, a to, że
był kobieciarzem, w kręgach dżentelmenów uchodziło za zaletę.
- Brałem pod uwagę, że dziewczyna może pracować dla przeciwników, kazałem ją śledzić,
ale nie przypuszczałem, że uderzenie nastąpi tak błyskawicznie - mówił, tłumacząc się przed
szefem.
- Tempo to ich główny atut. I tajemnica - powiedział w zamyśleniu Pułkownik. - Do tej
pory nie wiemy, kim są i dla kogo pracują? Nie przypuszczam, żeby krył się za tym któryś z
wielkich wywiadów. W jednych mamy lojalnych współpracowników, w drugich wtyczki. Frontowi
Afrykanie? To nie w ich stylu.
- Osobiście nie wykluczam jakiejś prywatnej firmy. Namnożyło się teraz tych
akwizycyjnych agencji szpiegowskich, co to jednym kradną, drugim sprzedają i na odwrót. A na
informacjach z Placówki Zero można zrobić majątek - stwierdził Maarens.
- Tak, zwłaszcza mając Hindusa. Ten chłopak, zakładając, że utrzymają go przy życiu,
może być dla nich bezcenny. Kto wie, czy nie mamy do czynienia z największym zagrożeniem dla
M/t od chwili powstania programu.
- Na pańskie życzenie grupa studialna rozpatruje manewr przeniesienia Ogrodu Nauk w
inne miejsce.
- Czas, czas! Ciągle mamy za mało czasu. Przeniesienie ogródka w tej chwili to katastrofa,
zastopowanie programów, zwrócenie uwagi na akcję... same mankamenty.
- Są pewne sygnały, że być może nasi wrogowie wystawią na sprzedaż część informacji,
mogą chcieć, żebyśmy je od nich odkupili. Tak przynajmniej sygnalizuje z Harare nasz stary agent,
który ma rozmaite kontakty.
- Denningham? Nie wiem, ale od pewnego czasu nie mam do tego światowca dużego
zaufania. A propos, gdzie on siÄ™ teraz znajduje?
- W Durbanie, zdaje się, że wybiera się w jakiś rejs na Ocean Indyjski, ale jest pod stałą
obserwacjÄ….
- Tak czy siak, powinniśmy wzmóc ochronę Ośrodka Zero - tu Pułkownik zwrócił się do
zamyślonego Halldericksa.
- Jak wyglądają, panie generale, nasze siły w rejonie Kalaharii?
- ParÄ™ maszyn na pograniczu Namibii; trzy patrolujÄ… granice Botswany.
- A w centrum obszaru: Góry Azbestowe, Manganore, Sishen?
- Kompletny spokój. Z Buszmenami nie mamy kłopotów od lat. Wszystkie siły stamtąd
przesunęliśmy na południe i wschód.
Pułkownik zaciska zęby.
- W każdym razie zarządziłbym pogotowie eskadr na Yryburgu i Mafeking. - mówi.
Halldericks znów popatrzył uważnie na swego gościa.
- Pan wybaczy, Pułkowniku, ale takie decyzje może podejmować jedynie
Głównodowodzący.
- Proszę mnie z nim połączyć.
W pół godziny pózniej, na pokładzie bojowej maszyny Dowództwa Służb Specjalnych,
Pułkownik opuszczał Sztab Obszaru Centralnego.
- Teraz żałuję, że nie ewakuowaliśmy przynajmniej części naukowców z Ośrodka - mówił.
Wciąż pozostajemy w tyle za wydarzeniami. Która godzina?
- Czternasta dwadzieścia - odparł Maarens.
- Upłynęły cztery godziny od akcji... - cztery godziny. - Naraz, jakby ukłuty niewidzialną
igłą, włączył radiotelefon i rzucił bezpośrednio do pilota - zmiana kursu, Artevelde. Prosto na
zachód... Zaraz podam ci współrzędne.
Kapitan w mig zrozumiał o co chodzi. Cztery godziny wystarczały przecież, aby sanitarna
awionetka mogła znalezć się w pobliżu Marindafontein. Machinalnie włączył ostrzegawczy sygnał
dla Livingstone'a.
Placówka geofizyczna" w Marindafontein, jak określają ją oficjalne mapy, jest z zewnątrz
prawie niewidoczna. Wypełnia wąską kotlinkę w starych, mocno zerodowanych skałach.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]