[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Tacy już są, ale długo dyskutowaliśmy. Myślę, że w taki
sposób jeszcze nigdy ze sobÄ… nie rozmawialiÅ›my. WytÅ‚uma­
czyłam im, dlaczego wyjeżdżam, co chcę robić i dlaczego...
no, może nie do końca.
- Nie zapytałaś matki o swoje pochodzenie?
- Prawdę mówiąc, nie zdobyłam się na to. Napomknęłam
o prababce, powiedziaÅ‚am coÅ› o dziedzictwie, a także o imie­
niu, które mi nadali, a które okazało się takie... właściwe.
OCZAROWANI 239
Moja matka zbyła to milczeniem. Nie - poprawiła się Rowan,
- odcięła się od tego. Jakby zablokowała to w sobie. W jej
świecie nie ma miejsca na to, co płynie w jej krwi, a tym
bardziej w mojej.
- Więc poprzestałaś na tym?
- Nie było sensu naciskać i dodatkowo ją unieszczęśli-
wiać. Czy osiągnęłabym coś, gdybym nalegała?
- Myślę, że nie.
- W końcu ważne jest, że rodzice zrozumieli tyle, ile
byli w stanie pojąć, ponieważ zależy im, żebym byÅ‚a szczęś­
liwa.
- KochajÄ… ciÄ™.
- Tak, może bardziej niż na to zasłużyłam, biorąc pod
uwagÄ™ ich oczekiwania. - MówiÄ…c to, uÅ›miechnęła siÄ™. - Po­
cieszają się, że przynajmniej Alan znalazł sobie kogoś, czyli
pewną nauczycielkę matematyki. Moja matka w końcu nie
wytrzymała i przyznała się, że zaprosiła ich na kolację i że
oboje sÄ… czarujÄ…cy.
- %7łyczmy im więc wszystkiego najlepszego.
- Jasne. To dobry i miły człowiek, zasłużył na to, żeby
być szczęśliwy.
- Podobnie jak ty.
- Tak, masz racjÄ™. - RzucajÄ…c ostatnie spojrzenie, Rowan
zamknęła walizkę. - Taki mam zamiar. Jestem podniecona,
Belindo, zdenerwowana, ale podniecona. Taka podróż do
Irlandii... z biletem w jedną stronę. - Złapała się za żołądek,
który dawał się trochę we znaki. - Taka podróż w nieznane
robi wrażenie.
- Udasz siÄ™ najpierw do zamku Donovanow w Clare?
Spotkasz siÄ™ z rodzicami Morgany, Sebastiana i Any?
2 4 0 OCZAROWANI
- Tak. Jestem ci wdzięczna za skontaktowanie się z nimi
i za to, że mnie zaprosili do siebie.
- Spodobacie siÄ™ sobie.
- TakÄ… mam nadziejÄ™. A poza tym chcÄ™ siÄ™ wiÄ™cej na­
uczyć. - Rowan zapatrzyła się w przestrzeń. - Bardzo tego
potrzebujÄ™.
- WiÄ™c siÄ™ nauczysz. Och, bÄ™dzie mi ciebie brakowa­
ło, kuzynko. - Po tych słowach Belinda porwała Rowan
w ramiona i uÅ›ciskaÅ‚a jÄ… z caÅ‚ej mocy. - MuszÄ™ wyjść, za­
nim się rozbeczę. Odezwij się - przykazała i zgarniając
bluzkę, wybiegła z pokoju. - Napisz, zagwiżdż, ale bądz
w kontakcie.
- BÄ™dÄ™. - Rowan odprowadziÅ‚a jÄ… do drzwi pustego mie­
szkania, gdzie jeszcze raz mocno się uścisnęły. - %7łycz mi
szczęścia.
- %7łyczę ci dużo szczęścia i jeszcze trochę. Niech Bóg ma
cię w swojej opiece, Rowan. - Pochlipując, wybiegła.
Rowan, w równie płaczliwym nastroju, zamknęła drzwi,
odwróciÅ‚a siÄ™ i rozejrzaÅ‚a dookoÅ‚a. Nic nie zostaÅ‚o do zrobie­
nia, pomyślała. Rano się wyprowadzi i wyruszy w drogę,
o której nigdy wcześniej nie myślała. Ma rodzinę w Irlandii,
tam są jej korzenie. Czas, by to zbadać i poznać, a przy okazji
zgłębić siebie.
Wiedza, którą już zdobyła, daje jej podstawę, na której
może zbudować więcej.
A jeżeli myÅ›laÅ‚a o Liamie, jeżeli usychaÅ‚a za nim z tÄ™skno­
ty, to trudno, widać tak musi być. BÄ™dzie wiÄ™c żyÅ‚a ze zÅ‚ama­
nym sercem, ale nie może żyć w nieufności.
Zaskoczyło ją pukanie do drzwi, ale natychmiast się
uśmiechnęła. Pewnie Belinda jeszcze raz chce się pożegnać.
OCZAROWANI 241
Ale w drzwiach staÅ‚a nieznajoma kobieta. PiÄ™kna, wy­
tworna w prostej sukni w kolorze zielonego mchu.
- Witaj, Rowan. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.
W głosie usłyszała zaśpiew z irlandzkich wzgórz. Oczy
miała ciepłe i złote.
- Nie, ani trochę. Proszę wejść, pani Donovan.
- Nie byłam pewna, czy będę mile widziana. - Weszła do
środka i uśmiechnęła się. - Po tym, jak mój syn ośmieszył
siÄ™.
- Cieszę się z tego spotkania. Przepraszam, że nawet nie
mogę podać krzesła.
- A więc wyjeżdżasz. Ofiaruję ci prezent na pożegnanie.
- Podała Rowan rzezbione w drewnie jabłoni pudełko. - To
także jest podziękowanie za portret Liama. Znajdziesz tam
pastele, które chciałaś.
- DziÄ™kujÄ™. - Wzięła pudeÅ‚ko, wdziÄ™czna za prezent i za­
dowolona, że może coÅ› zrobić w rÄ™kami. - Jestem zaskoczo­
na, że chce się pani ze mną widzieć, po tym, jak Liam i ja...
posprzeczaliśmy się.
- Ach. - Kobieta machnęła ręką i zaczęła przechadzać się
po pokoju. - Tyle razy sama siÄ™ z nim sprzeczaÅ‚am, by wie­
dzieć, że z nim nie można inaczej. Jest uparty jak osioł, ale
serce ma Å‚agodne.
Gdy Rowan odwróciła wzrok, westchnęła.
- Nie chciałam ci robić przykrości.
- Wszystko w porządku. - Rowan postawiła pudełko na
wąskim kontuarze, oddzielającym pokój od kuchni. - Jest
pani synem i pani go kocha.
- Tak, i to bardzo, ze wszystkimi jego wadami. - PoÅ‚oży­
ła delikatnie rękę na ramieniu Rowan. - Zranił cię i jest mi
242 OCZAROWANI
przykro z tego powodu. Och, wytargałabym go za to za uszy!
- warknęła, bÅ‚yskawicznie zmieniajÄ…c nastrój, czym wprawi­
ła Rowan w lekkie zakłopotanie.
- Zdarzyło się to pani kiedykolwiek?
- Wytargać go za uszy? - Tym razem Arianna roześmiała
się lekko i swobodnie. - Och, a czy jest jakiś inny sposób na
niego? Nigdy nie był łatwy. Dziewczyno, gdybym ci tylko
opowiedziaÅ‚a o niektórych jego wybrykach, wÅ‚osy by ci sta­
nęły dęba. Wykapany ojciec. Tak samo jak on potrafi
w mgnieniu oka przybrać królewską minę. Oczywiście Finn
powiedziałby ci, że to po mnie ma te wybuchy gniewu,
i miałby rację, ale jeżeli kobiecie brak jest kręgosłupa i za-
dziorności, tacy jak oni zdominują cię i wejdą ci na głowę.
ZawahaÅ‚a siÄ™, patrzÄ…c na twarz Rowan, a jej oczy gwaÅ‚­
townie napełniły się łzami.
- Och, ty go nadal kochasz. Nie chciałam podglądać, ale
tego nie da się ukryć.
- Nic nie szkodzi.
Rowan nie zdążyła się odwrócić, gdy Arianna złapała ją za
ręce.
- Tylko miłość się liczy, a ty jesteś za bystra, żeby o tym
nie wiedzieć. Przyszłam tu do ciebie jedynie jako matka,
kierujÄ…c siÄ™ matczynym sercem. On cierpi, Rowan.
- ProszÄ™ pani...
- Arianna. Decyzja należy do ciebie, ale chcÄ™, żebyÅ› wie­
działa. On także cierpi i tęskni za tobą.
- On mnie nie kocha.
- Gdyby tak byÅ‚o, nie popeÅ‚niÅ‚by tych wszystkich idio­
tycznych błędów. Znam jego serce, kochanie. - Powiedziała
to miękko i z taką prostotą, że Rowan poczuła drżenie. - Bę-
OCZAROWANI 243
dzie twoje, jeżeli je zdobędziesz. Nie mówię tego dlatego, że
chcę, by poszedł w ślady ojca i zastąpił go. Nie odwracaj się
od szczęścia tylko dlatego, żeby schlebić własnej dumie.
- Chce pani, żebym do niego poszła?
- Chcę, żebyś poszła za głosem serca. Nic poza tym.
- Wciąż go kocham i nigdy nie przestanę. Moje serce po
prostu padło do jego stóp.
- A on nie docenił tego, jak należy, ponieważ się bał.
- On mi nie ufa.
- Nie, Rowan, on sobie nie ufa.
- Jeżeli mnie kocha... - Już na samą myśl o tym poczuła,
jak mięknie, ale gdy się odwróciła, oczy miała suche, a ręce
opanowane. - Więc będzie to musiał powiedzieć. I będzie
musiaÅ‚ zaakceptować mnie na równych zasadach. Nie zado­
wolÄ™ siÄ™ byle namiastkÄ….
Uśmiech Arianny rozkwitał powoli i był pełen słodyczy.
- Och, Rowan Murray, zrób to dla siebie i dla niego.
Wrócisz tam, żeby się przekonać?
- Tak. - Odetchnęła, nieÅ›wiadoma, że tak dÅ‚ugo wstrzy­
muje oddech. - Pomoże mi pani? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centurion.xlx.pl