[ Pobierz całość w formacie PDF ]
woleli, jak było dawniej.
W biurach niby to gniewano się, że dzieci wszystko poprzewracały do góry
nogami, ale myśleli, że może i lepiej się stało, bo jak jakiś papier ważny
zginie, to się zwali na dzieci. A i urzędnicy bywają różni: jedni mają papiery
w porzÄ…dku, a drudzy nie bardzo.
Z fabrykantami było gorzej, ale bezrobotni chętnie pomagali, bo myśleli, że
jak zobaczą, jak oni dobrze pracują, to może ich zostawią.
Było parę drobnych awantur, ale policja dobrze wypoczęła, więc wzięła się
od samego rana do roboty. A i złodzieje cicho siedzieli, bo przez ten czas
najedli się i nakradli, i bali się tylko, żeby ich różne sprawki nie wyszły na
jaw. Niektórzy, tacy trochę tylko złodzieje, nawet odnieśli to, co zabrali.
Kiedy koło wieczora wyjechał na miasto królewski samochód, trudno już
było poznać, co wczoraj się działo.
Ano, dobrze: czeka Maciuś na wiadomości. Wieczorem dowie się o
wszystkim.
Tymczasem Klu-Klu zaczęła znów lekcje z murzyńskimi dziećmi. Maciuś był
na lekcji i dziwił się, że czarne dzieci tak prędko się uczą. Dopiero Klu-Klu
wytłumaczyła, że na setników wybrała najzdolniejsze i najpilniejsze, a
tamte już tak prędko uczyć się nie będą. Nie wiedziała biedna Klu-Klu, jak
niedługo i jak smutnie jej lekcje będą przerwane.
Pierwszy jak zwykle przyjechał prezes ministrów. Bo że wczoraj przyszedł
pierwszy minister wojny, to dlatego, że przyzwyczajony do marszów.
Prezes ministrów niósł pod pachą pakę papierów, a sam smutny jakiś i
zakłopotany.
I cóż, panie prezesie ministrów?
yle westchnął. Ale można się było tego spodziewać. Może nawet i
lepiej.
Więc co? Mów pan prędzej.
Wojna! MaciuÅ› drgnÄ…Å‚. Zebrali siÄ™ wszyscy.
Stary król zrzekł się tronu, oddał koronę synowi. Syn wypowiedział wojnę i
od razu ze swoim wojskiem ruszył w kierunku stolicy.
Więc przeszedł granicę?
Przed dwoma dniami. Już uszedł czterdzieści wiorst. Zaczęło się
odczytywanie depesz i listów. Trwało to długo. Maciuś przymknął zmęczone
oczy, słuchał, myślał, nic nie mówił. Może i lepiej się stało". Głos zabrał
minister wojny:
Nie wiem jeszcze, jaką drogę wybrał nieprzyjaciel, ale myślę że idzie w
kierunku wysadzonych w powietrze dwóch fortec. Jeżeli będzie szedł
prędko, może dojść do stolicy w pięć dni, jeżeli powoli, będziemy go mieli za
dni dziesięć.
Jak to? Nie pójdziemy na spotkanie? krzyknął nagle Maciuś.
Niemożliwe. Ludność musi się sama bronić. Parę drobnych oddziałów
trzeba wysłać, choć szkoda ludzi i karabinów. Moje zdanie: niech idą.
Generalna bitwa będzie na polu przed samą stolicą. Albo zwyciężymy, albo...
I nie dokończył.
A może dopomogą nam ci dwaj inni królowie? wtrącił minister spraw
zagranicznych.
Nie będzie czasu na to wtrącił minister wojny. Zresztą nie znam się
na tym.
Minister spraw zagranicznych długo mówił, co trzeba zrobić, żeby ci dwaj
królowie wystąpili przeciw pierwszemu.
Smutny król, na niego można liczyć z pewnością. Tylko że on nie lubi
wojować, wojska ma niewiele. Sam nic nie poradzi. I w tamtej wojnie nie
brał udziału, tylko stał w rezerwie. Zrobi to samo, co ten drugi, przyjaciel
żółtych. Temu znowu Maciuś odstąpił wszystkich żółtych królów, więc
właściwie nie ma się o co bić. Choć kto wie? Może zechce zabrać i cześć
czarnych?
Głos zabrał prezes ministrów:
Panowie, możecie nie robić tego, co ja proponuje, ale się nie gniewajcie.
Oto moja rada: posłać do nieprzyjaciela notę, że wojny nie chcemy, żeby
powiedział wyraznie, o co mu chodzi. Ja myślę, że on chce tylko dostać
kontrybucję. Zaraz wam wytłumaczę. Po co ustąpił nam bez wojny jeden
port i sprzedał tanio dziesięć okrętów. Bo chciał, żeby Bum-Drum przysłał
złoto. Pieniędzy mamy dużo. Co nam szkodzi oddać mu połowę?!
Maciuś milczał. Zacisnął pięści i milczał.
Panie prezesie ministrów powiedział minister finansów.
Ja myślę, że on się nie zgodzi. Dlaczego ma brać połowę złota, kiedy może
wziąć wszystko? Dlaczego ma przerwać wojnę, kiedy chce zwyciężyć? Panie
ministrze wojny, pan ma głos.
Maciuś zacisnął pieści tak, że mu aż paznokcie weszły w ciało. Czekał.
Ja myślę, że notę trzeba wysłać powiedział minister wojny.
Jeżeli odpowie, potem my odpowiemy, ja się na tym nie znam. Ale wiem,
że to trwa kilka dni, parę dni, niechby jeden dzień. A tu każda godzina jest
droga. My tymczasem naprawimy sto, niechby pięćdziesiąt armat i parę
tysięcy karabinów.
A jeśli się zgodzi wziąć połowę złota i wojnę przerwie?
zapytał Maciuś cichym i bardzo przyjemnym, jakimś dziwnym, nie swoim
głosem.
Zapanowała cisza. Wszyscy patrzyli na ministra wojny, który zbladł znowu i
szybko powiedział:
To się zgodzić. I dodał jeszcze:
My sami tej wojny nie możemy wygrać. A na pomoc jest już za pózno.
Maciuś przymknął oczy i tak już siedział do końca posiedzenia. Niektórzy
ministrowie myśleli nawet, że zasnął. Ale Maciuś nie spał i ile razy przy
układaniu noty mówiono: Prosimy nieprzyjacielskiego króla" drgały
zawsze Maciusine wargi.
Kiedy trzymał pióro, żeby podpisać, zapytał tylko:
Czy zamiast prosimy" nie można inaczej napisać? Przepisano jeszcze raz
i wyraz prosimy" zamieniono na pragnęlibyśmy".
Pragnęlibyśmy przerwać wojnę, Pragnęlibyśmy pokojowo zakończyć spór.
Pragnęlibyśmy połową złota opłacić koszty wojny.
Maciuś podpisał. Była godzina druga w nocy. W ubraniu rzucił się Maciuś na
łóżko, ale nie spał. Już dzień się zaczynał, a Maciuś nie spał.
Zwyciężyć albo zginąć powtarzał.
Syn starego króla posuwa się z całym swym wojskiem w kierunku
wysadzonych w powietrze fortec. I tu minister wojny zgadł, bo się na tym
znał. Ale posuwał się bardzo powoli, i tu minister wojny nie zgadł. Młody
król musiał być bardzo ostrożny, musiał iść powoli, żeby wszędzie kopać
doły i robić okopy. Prowadził pierwszą wojnę i bał się, żeby go nie otoczyli,
żeby nie zrobili tak, jak na początku tamtej wojny zrobił jego ojciec, że
wpuścił Maciusia do swego kraju, a potem zaszedł mu z tyłu. Młody król
[ Pobierz całość w formacie PDF ]