[ Pobierz całość w formacie PDF ]
co noc, a ona tego nie wytrzymuje. Mam pecha! W tej sytuacji muszę jej odpowiedzieć:
- Dobrze, będzie spał dwie noce z tobą i dwie noce ze mną. Budzi się we mnie uczucie
nienawiści. Już nigdy więcej nie
chcę widzieć go w moim łóżku. Udaję się do ginekologa i proszę o przepisanie mi środków
antykoncepcyjnych. Będę więc nadal brała pigułkę, tym razem mam to mocno wyryte w
pamięci, nie ma mowy, żebym znów zapomniała.
Prawie ze sobą nie rozmawiamy. Ona niemal natychmiast zachodzi w ciążę i wydaje na świat
dziewczynkÄ™. Przebywa ciÄ…gle w swoim pokoju -ja w moim. Nasze rozmowy ograniczajÄ… siÄ™
do dzień dobry" i czas na posiłek"; nie jesteśmy ani przyjaciółkami, ani wrogami.
Najgorzej jest wtedy, kiedy między nimi coś się nie układa, ona chyba protestuje w łóżku albo
poza nim. Nic o tym nie wiem.
121
wiem natomiast, zawsze przez afrykański telefon", że ona daje się podstępnie bałamucić
mężowi. On zaczyna robić jej klasyczne pranie mózgu, osacza ją grozbami typu: Jeśli
będziesz tu wyprawiała jakieś historie, to moja pierwsza żona odeśle cię do Afryki. Dla niej to
nic trudnego, przecież nie masz papierów!".
Opowiada jej, że we Francji drugie żony są odsyłane do domu. Pierwsze żony uważają siebie
za coś lepszego i robią mężom nieustanne awantury... A więc ona, oczywiście, nie odzywa się
do mnie, nie zadaje żadnych pytań, wierzy we wszystko, co on sączy jej do ucha.
Mogę wysłać ją do Afryki, jestem wrogiem i zródłem wszystkich jej nieszczęść. W związkach
poligamicznych niektórzy mężczyzni stosują starą, sprawdzoną zasadę: dziel i rządz.
W mojej rodzinie nigdy nie zetknęłam się z wojną tego rodzaju, ani u dziadka, ani u rodziców.
Wynikiem takiego postępowania mojego męża jest to, że teraz młodsza żona uważa się za
panią domu, królową, a mną po prostu gardzi. Nie dzieli się niczym, ani ze mną, ani z moimi
dziećmi.
Była w ciąży i urodziła dziecko - z tego powodu otrzymuje niewielki zasiłek rodzinny [sądzę,
że jakieś sześćset franków], który mąż wspaniałomyślnie pozostawia jej do dyspozycji. Ale za
moje pięcioro dzieci cały zasiłek bierze dla siebie! To prawda, robi zakupy dla domu, ale ja
nie mam ani grosza. A przecież to ja kupuję dzieciom ubrania, buty, wszystko, co jest
potrzebne w szkole. I nic nie mówię. Ale wystarczy moja jakaś mała wzmianka, żeby
rozpoczęła się kłótnia.
Mam dosyć życia w takiej atmosferze i wychowywania w niej dzieci. Moja druga córka -
miała wtedy dziewięć lat - stanęła pewnego dnia przed ojcem:
- Jeśli jeszcze raz dotkniesz mamy, to cię uderzę.
Roześmiał się albo udał, że się śmieje, jednak to wystąpienie trochę go wyciszyło. I chce z
całej siły przekonać swoje otoczenie i moją rodzinę, że jeśli zle się układa w naszym domu, to
wyłącznie dlatego, iż jestem zazdrosna i złośliwa. Tak mu nakazuje
122
samcza duma. Nigdy nie przyjmie do wiadomości, że go nie kocham. Ta druga chyba zresztą
też nie. I chociaż stosunki seksualne budzą we mnie obrzydzenie - a w tamtych czasach nie
miałam jeszcze odpowiedniego doświadczenia, nie byłam wolna jak inne kobiety... to przez
szacunek dla siebie samej i dla moich dzieci nie będę zagłębiać się w szczegóły, skupię się na
innych sprawach.
Jestem na skraju wyczerpania nerwowego i razem z dziećmi wyjeżdżam na krótkie wakacje
do Normandii. Stryjeczny dziadek, jego pola, ogród, łąki i pasące się na nich krowy, świeże
mleko i dobre serce tego człowieka, uprzejmość sąsiadów - to wszystko dobrze nam zrobiło.
Niestety, wkrótce spotyka mnie straszne nieszczęście. Okrutne przeznaczenie.
Merostwo w naszej dzielnicy organizuje wyjazd nad morze; zapisałam się na to wraz z
dziećmi. Zaproponowałam nawet wyjazd drugiej żonie z niemowlęciem, chciałam
przyzwyczaić ją do życia we Francji i pokazać, że wcale nie jestem jej wrogiem.
Przygotowujemy lodówkę turystyczną i prowiant na drogę: kanapki, rogaliki na drugie
śniadanie. Wyjeżdżamy autokarem. Po drodze organizatorzy proponują postój w małej
kawiarni na skraju drogi. Wszyscy lokują się przy stolikach z dziećmi. Nagle moja córka
mówi:
- Mamo, zostawiliśmy rogaliki w autokarze, pójdę po nie. Wychodzi. Minutę pózniej słyszę
przerażający krzyk i pisk
opon.
Jakiś samochód pędził przez wioskę. O wiele za szybko. W ciągu dziesięciu minut przybywa
pomoc medyczna. Chłopak, który najechał na moją córkę, nie przestaje powtarzać:
- Proszę pani, nie zrobiłem tego umyślnie, nie zrobiłem tego umyślnie!
Odwożą moją maleńką do szpitala. Jest w śpiączce. Została uderzona w głowę, ale nie widać
krwi. Trzeba zrobić jej tomografię; ona śpi, pielęgniarki ją kłują, żeby się przebudziła, nie
powinna spać, nie powinna...
123
Dzwonię do męża, do Paryża. Mija czwartek, przyjeżdża w piątek rano. Lekarz dzwoni ze
swojego gabinetu do Paryża. Pyta, czy szpital Beaujon może przyjąć moją córkę, potrzebny
jest także helikopter do transportu. Słucham, jak tłumaczy swoją bezradność:
- Tu na miejscu nie możemy nic zrobić, w mózgu jest skrzep...
Bardzo dobrze wiedział, że nie da się dla niej już nic zrobić.
WchodzÄ™ do jej pokoju, pochylam siÄ™ nad niÄ…, dotykam; jest
nieruchoma.
I w tym momencie coś się we mnie urwało, rąbnęło, poczułam to wyraznie, zaczynam
krzyczeć: Ależ ona nie żyje!".
Przybiegły pielęgniarki z aparaturą do reanimacji, było już za
pózno.
Musiałam dostać zastrzyk, żeby się uspokoić.
Miała dziesięć lat, dwa miesiące i dziesięć dni. I tak od nas odeszła. Wystarczyła minuta, pisk
opon i już nie ma mojej dziewczynki. Odeszła z jasną twarzą, jakby tylko spokojnie zasnęła.
Wróciłam do Paryża kompletnie wykończona. Utrata dziecka jest najgorszą rzeczą, jaka może
spotkać matkę. Uczucie straszliwej pustki i osamotnienia.
W merostwie zaproponowano mi pochowanie mojej dziewczynki tu na miejscu, we Francji.
Jednak moja rodzina pyta, czy byłoby możliwe, aby pogrzeb odbył się w Afryce; wszyscy
chcieli się z nią pożegnać. Porozmawiałam o tym z odpowiednimi urzędnikami; wyrażono
zgodę i sfinansowano transport. Dostałam bilet lotniczy na wyjazd do Senegalu. Wtedy
jeszcze bardziej znienawidziłam mężczyzn z afrykańskiego środowiska mojego męża.
Dosłownie w ostatniej chwili, w przeddzień wyjazdu, oznajmili: To jej ojciec powinien
pojechać z trumną, nie matka. Kobieta powinna zostać w domu. Gdyby były dwa bilety - to
co innego. Ale ponieważ jest tylko jeden, pojedzie ojciec!".
I pojechał z trumną córki, a ja zostałam w domu, płacząc jak
dziecko.
Nigdy im tego nie wybaczyłam, moja matka też nie. Czułam ogromną potrzebę bycia razem z
ciałem mojego dziecka, towa-
124
rzyszenia mu w drodze do rodzinnego kraju. Chciałam zoba czyć się z matką i razem z nią
przeżywać żałobę. Tyle myśli tłuk lo mi się w głowie! Mężczyzna, ojciec, zawsze mężczyzna,
któr nie cierpiał podczas porodu, a teraz nawet nie dopuszczał d siebie myśli, że mógłby
ustąpić miejsca matce lub po prostu ku pić jej dodatkowy bilet. Mężczyzni naprawdę niczego
nie rozu mieją, nie wiedzą, co to miłość matki, i jakim szacunkiem pc winni ją darzyć.
Dzieci, zawsze tak radosne i beztroskie, zamknęły się w sobie Najmłodsza miała dwa lata.
Mówiła:
- Kine wyjechała, szpital, wyjechała, szpital. Teraz już nie pamięta.
Byłam bardzo przygnębiona; trzy miesiące pózniej kupiłam b: let i pojechałam na miesiąc, na
grób mojej córki. Na szczęści mocno wierzę w Boga, na szczęście mam przyjaciół, oni potrafi
mi pomóc, znalezli właściwe słowa. Bo jednak część społeczność afrykańskiej uznała, że w
jakimś stopniu ja jestem winna U śmierci, ponoszę odpowiedzialność za ten dramat. Według
nic popełniałam błędy, bo chciałam żyć tak jak biali i wszędzie żabie rać ze sobą dzieci. W
[ Pobierz całość w formacie PDF ]